2019-11-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zimowa Liga Biegowa Wolin - bieg 1. Dobrze, bardzo dobrze czy wspaniale? (czytano: 1049 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://wolinska-liga.pl/
Miałem zakończyć starty w sezonie biegowym 2019 na zakończeniu Dziwnowskiej Ligi Biegowej (9 listopada - 4,5 km), ale najpierw wziąłem udział w Biegu Niepodległościowym w Świerznie (11 listopada - 5 km), a teraz w nowym przedsięwzięciu - Zimowa Liga Biegowa w Wolinie (17 listopada - 3 km). Zastanawiałem się długo czy brać udział w tym cyklu biegów czy nie. W zasadzie to powinienem się roztrenowywać, a później w zimie ładować akumulatory. Jednak nie mogłem zignorować tego, że to w końcu odbywa się w mojej gminie. Koniec końców postanowiłem dociągnąć normalny trening do 17 listopada, później do końca listopada lekkie roztrenowanie (bieganie co drugi dzień) i od początku grudnia nowy sezon 2020, który rozpocznę przygotowania do drugiego biegu tego cyklu na dystansie 5 km, 15 grudnia.
Bezpośrednie przygotowanie do tego biegu to 4 szóstki, w tym dwie po szosie i dwie po górkach. Jednak wpływ na wyniki miał sprawdzian na 5 km (8 listopada z rekordem trasy 20:31) i start w Świerznie na 5 km (11 listopada, czas 21:04, ale prawdopodobnie trochę dłuższa trasa). Można było z tego wyciągnąć wniosek, że stać mnie na zakręcenie się koło 12 minut na 3 kilometry.
Noc przed biegiem pracowałem, więc wypoczęty nie byłem. Przyjazd do domu po 8, ważenie - 75,2 kg. Obfite śniadanie - 5 kromek chleba z masłem i miodem, herbata z cukrem i cytryną.
Na wyjazd umówiłem się z Markiem, tym razem moim samochodem. Wyjeżdżamy o 11, bo start biegu jest o 12. Dojeżdżamy szybko do Wolina, a później na plażę w południowej części Wolina, gdzie miało się wszystko rozegrać.
Zapisaliśmy się, trochę porozmawialiśmy ze znajomymi i już trzeba było się rozgrzewać. Rozgrzałem się standardowo. Start biegu się opóźniał, bo jeszcze ludzie się zapisywali, więc jeszcze trochę się grzałem dodatkowo. W końcu przyszła ta wiekopomna chwila - rozpoczęcie nowego cyklu biegowego. Stanąłem z przodu, żeby się w tłoku nie przeciskać i...
START
Na początku postanowiłem nie szaleć, więc biegłem spokojnie. Najpierw droga asfaltowa, później skręt w lewo w drogę polno-leśną. Przede mną sporo ludzi, liczę - jestem siódmy. Skręcamy w prawo i tutaj dosyć stromy podbieg. Wyprzedza mnie Przemek (był w Świerznie drugi), który przyjechał rowerem, ale nie widziałem się z nim. Jakoś szybko na tym podbiegu nie biegnę, ale na jego szczycie czuję, że mam dosyć. Nogi drewniane, więc nieco zwalniam, żeby dojść do siebie. Niestety siła biegowa jest u mnie jeszcze słabiutka, chociaż po górkach biegam. Szybko jednak dochodzę do siebie i widzę, że przede mną jest dwóch biegaczy, których mogę gonić. Przed nimi jest Przemek i mój znajomy - Bartek. Ich już raczej nie dogonię. Zaczynam więc gonitwę. Droga jest niezbyt dobra - szuter, ziemia, nierówności. Ale ja biegam po takim czymś na treningu, więc jakoś sobie radzę. Powoli doganiam tę dwójkę. Najpierw dogoniłem jednego, przegoniłem, później drugiego. Skręcamy w prawo, później znowu w prawo. Wbiegamy do lasu i tutaj jest z górki. Współtowarzysz biegu wzmacnia tempo, ale ja też wypuszczam się z górki na pazurki. Kończy się długi zbiegi i jesteśmy dalej razem. Skręt w lewo i już dobieg do mety. Niestety kolega wzmacnia tempo, ja nie potrafię się zmobilizować i odpuszczam. Przyspieszam co prawda, ale to nie wystarczy. Jeszcze skręt w prawo i dobieg do mety.
META
Chcę wyłączyć czas w endomondo, ale coś się wyświetliło i najpierw muszę to wyłączyć. Po kilku sekundach wyłączam endomondo i patrzę na czas - 12:13, dystans 2,980 km. Oficjalnie więc będzie kilka sekund lepiej (ostatecznie 12:08). Mogłem czas zmierzyć stoperem w zegarku, który miałem na ręce, ale wziąłem telefon i co będę go taszczył bezproduktywnie? Więc 7 miejsce (na 63 biegaczy), czas 12:08. Dystans krótszy niż 3 kilometry o kilkadziesiąt metrów, bo u Marka wyszło 2,930 km.
Dobiegają ludzie do mety, a ja z Przemkiem potruchtałem w przeciwną stronę. Zobaczyłem Marka - kijkarza, więc zawróciłem i towarzyszyłem mu do mety. Oczywiście wygrał.
Teraz jedzenie, które zapewnił organizator. Dwa rodzaje zup - grochówka i rosół. Wybieram rosół. Częstuję się jeszcze pączkiem (połówką, bo było rozkrojone na połowę, żeby wszystkim starczyło) i to by było na tyle. Jeszcze kilka razy sięgam po te połówki pączka, bo raczej nie cieszyły się popularnością i jeszcze na koniec zostały. Lubię słodkości - taki już jestem i tego nic nie zmieni. Dekoracja trzech najlepszych biegaczy i biegaczek, kijkarzy i kijkarek (medale), wspólne zdjęcie i czas na powrót. Bez problemu docieramy do domu gdzieś przed 14.
Czołówka biegu:
1. Grzegorz Łuczko 10:54
2. Kuba Tarka 11:10
3. Dawid Majewski 11:21
4. Przemysław Troszczyński 11:25
5. Bartłomiej Musiał 11:28
6. Jarosław Chadaś 12:04
7. Jarosław Kosoń 12:08
8. Jarosław Bagiński 12:23
9. Małgorzata Krynicka-Grzyb 12:30
10. Anna Guster 13:02
Trzech Jarków koło siebie, to nieczęsta sytuacja. 4 sekundy straciłem do rywala z którym bezpośrednio rywalizowałem w końcówce, to dużo i mało. Bieg czołówki był zacięty, co widać po czasach. W Świerznie Gosia była przede mną, czyli albo ja dzisiaj lepiej pobiegłem, albo ona gorzej, albo i jedno i drugie. Jeśli chodzi o czas, to jest taki mniej więcej jaka jest moja forma obecnie. Gdyby było dokładnie 3 kilometry, to by było wspaniale, ale ponieważ było trochę mniej, więc nie wiem czy było dobrze, bardzo dobrze czy wspaniale.
Jeszcze jedno. Zastanawiałem się czy biec czy kijkować. Zdawałem sobie sprawę, że w biegu będzie jak zawsze dużo biegaczy lepszych, a w kijkach jest szansa na podium. Dziwię się, że w ogóle myślałem o tym. Przecież jestem biegaczem, więc biegnę. To, że można by było zdobyć jakiś puchar, medal czy nagrodę rzeczową, jest mało istotne. Gdyby biegi i kijki można było pogodzić, to wystartowałbym oczywiście i tu i tu. Chociażby, żeby zobaczyć jaka jest różnica czasowa między biegiem a chodzeniem. Na kijkarza się nie przerobię, bo jakoś mi się ten "sport" nie podoba. Napisałem w cudzysłowie, bo to jest dla mnie taki sztuczny sport, podobnie jak chód sportowy. Skoro biegiem wyprzedzam każdego mistrza kijkowego, to po co mam to robić? Chyba, że już nie będę mógł biegać, to wezmę kijki i będę chodzić.
Link - strona Zimowej Ligi Biegowej Wolin
Zdjęcie - organizator. Końcówka biegu, zakończenie długiego leśnego zbiegu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |