2019-11-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dzień Niepodległości na biegowo i kijkowo. VII Świerznowski Bieg Niepodległościowy (czytano: 948 razy)
Miałem nie startować w Dniu Niepodległości, ale zadzwonił do mnie Marek, że jedzie na Bieg Niepodległości w Świerznie, no i postanowiłem z nim pojechać. Na sam bieg może bym nie pojechał, ale też były tam zawody kijkowe, więc skusiło mnie to. Cóż - jakoś specjalnie do tego startu nie byłem przygotowany, a wręcz przeciwnie - wiedząc, że nie czeka mnie start w startowym biegu, pobiegłem na maksa piątkę w piątek (czas 20:31 po szosie na pagórkowatej trasie, więc po płaskim mogło być lepiej), rekreacyjnie z mocnym finiszem w sobotę (zakończenie DLB 2019 - 4,5 km w 21:13) i już z myślą o starcie - szóstkę w niedzielę (30:49). Za to do tej piątki w piątek specjalnie się przygotowywałem jak do biegu startowego (przebiegnięte 3 szóstki), więc źle nie powinno być z formą. Gorzej było ze świeżością, bo noc poprzedzającą bieg pracowałem. Z regeneracją też, bo po starcie też jechałem na nockę, ale nie takie rzeczy człowiek wytrzymał.
W dniu biegu przyjechałem z pracy po ósmej. Ważenie - 75,8 kg, mniej o 60 deko niż dwa dni temu. Chyba dlatego, że w przeddzień mniej jadłem niż ostatnio, kiedy sobie dużo pofolgowałem. Śniadanie - 5 kromek chleba z masłem i miodem, herbata z cytryną. Śniadanie obfite, bo start dopiero za kilka godzin - kijki o 12:15, bieg o 13:00. Zapisy miały być do 11:30, więc wyjechaliśmy gdzieś zaraz po 10. Jakoś szybko byliśmy w Świerznie, gdzieś przed 11. Zapisaliśmy się i trzeba było czekać. Ludzie się zapisywali, zapisywali, tak, że wszystko się opóźniało. Wreszcie rozpoczęcie zawodów, które odbyło się w hali sportowej. Najpierw hymn państwowy - śpiewałem razem z wszystkimi. Po oficjalnym rozpoczęciu poszliśmy na start w kijkach. Nie zrobiłem rozgrzewki, bo na dworzu było zimno i jakoś się nie chciało. Trochę rozciągnięć i wymachów było, ale to nie rozgrzewka. Wreszcie...
START
Marek ruszył jak z katapulty. Kilka chwil i już był daleko z przodu. Co mistrz, to mistrz, przecież zalicza się do czołówki polskiego kijkarstwa (wolę taką nazwę niż obco brzmiącą, szczególnie w takim szczególnym dniu). Przede mną maszerowała jeszcze kobieta i mężczyzna, czyli szedłem na 4 miejscu. Mężczyznę szybko wyprzedziłem, potem kobietę, która naprawdę dziarsko maszerowała. Starałem się iść jak najszybciej, ale wydawało mi się, że jakoś idzie to wolno. Brak techniki, a nie chciałem podbiegać. Po drugie - częściowo trzeba było iść po drodze asfaltowej, więc ciężko było z wbijaniem kijków w podłoże, bo "stupek" nie zakładałem. Gdzie mogłem szedłem poboczem, ale nie zawsze można było. Ale jakoś szedłem i doszedłem na drugim miejscu
META
Dystans 2.7 km (w regulaminie było 3 km, ale tyle nie było), czas - 18.59, miejsce 2 na 17 startujących (policzyłem). Nie byłem zmęczony, ale czułem niektóre mięśnie. Marek, jak mi później powiedział, miał czas 15 minut z kawałkiem. Trochę czekania i już start do biegu. Znowu bez rozgrzewki, bo jakoś mnie to zaskoczyło. Chociaż rozgrzewka była - kijkowanie.
START
Początek spokojnie, bo wiedziałem, że nie zrobiłem rozgrzewki. Wybiegamy na główną ulicę Świerzna i skręcamy w lewo. Liczę który jestem, bo wiem że wyników raczej nie będzie. Liczę,liczę i wychodzi mi 10 miejsce. Ktoś mnie wyprzedza i jestem 11. Wcześniej jeszcze wyprzedził mnie Przemek, z którym dwa dni temu biegłem razem, ale jest wyraźnie lepszy ode mnie i nawet nie myślałem, żeby za nim pobiec. Dobiegamy do końca Świerzna, zawracamy. Wyprzedzam jednego zawodnika, więc znowu 10 miejsce. Skręcamy w lewo w kierunku cmentarza. No i fajna sprawa - doganiam tych z przodu. 9, 8, 7 - biegnę teraz razem z dwoma biegaczami. Mijamy cmentarz z lewej strony, wbiegamy na szosę, skręcamy w prawo. Przebiegamy koło oznaczenia 3 km - czas rewelacyjny 12.06, ale później dowiedziałem się od Przemka, że to było mniej niż 3 kilometry. Dobiegamy do ronda i teraz w lewo główną drogą prowadzącą do Gryfic. Biegnę teraz na 5 miejscu ścigając czwartego. Pierwszy biegnie mój znajomy - Tomek, drugi Przemek, trzecia jest jakaś dziewczyna. Ten czwarty był na początku drugi, ale teraz zbliżałem się do niego. Skręcam w prawo na stadion. Okrążenie stadionu i wbiegam na drogę prowadzącą już na metę. Kilkadziesiąt minut temu szedłem tutaj na kijkach. Tuż po wybiegnięciu ze stadionu przegania mnie jakiś młodzian i dogania tego czwartego. Ja też doganiam, ale młodzian ten odbiega do przodu w siną dal. Teraz jak piszę jestem mądry - trzeba był się niego uczepić. Wtedy nie pomyślałem o tym, a przecież była to walka o trzecie miejsce wśród mężczyzn. A może pomyślałem, tylko nie miałem siły? Trzeba było jednak chociaż spróbować. Wydłużyć krok, wzmocnić pracę ramion. A tak - biegłem, biegłem, biegłem w tym samym tempie co poprzednio, no może trochę szybciej. Młodzian wyprzedził dziewczynę, a ja tak biegłem i biegłem. Mogłem spróbować też ją wyprzedzić. Skręcam w lewo i tak biegnę wzdłuż ogrodzenia szkoły. Dobiegam do wejścia na jej teren i tutaj wzdłuż taśm po trawie do mety. Nie zdobyłem się na piorunujący finisz, bo i po co? Chociaż może trzeba było dla treningu?
META
Dystans 5 kilometrów (według GPS-a Przemka 5,150 km), czas - 21:04, miejsce 5 na około 40 startujących (dokładnie 35 osób, więc się trochę pomyliłem patrząc na oko), 4 miejsce wśród mężczyzn. Mogło być więc więcej niż te 5 kilometrów, więc trudno mówić, czy to dobry dla mnie czas czy słaby. Dwa dni wcześniej przecież przebiegłem 5 kilometrów w 20:31 i to nie po płaskim, a tutaj było płasko, ale za to dużo zakrętów. Przemek, jak mi później powiedział, miał coś 19 minut z kawałkiem.
Teraz czas na odpoczynek i posiłek. Zupka, chlebek i jeszcze kromka chleba ze swojskim smalcem.
Jeszcze trochę oczekiwania i już zakończenie imprezy. Staję na podium w kijkach - medal, dyplom (z błędnym nazwiskiem), nagroda rzeczowa - ciężarki do ćwiczeń. Jeszcze tylko losowanie nagrody głównej - roweru i trzeba było wracać do domu. Oczywiście roweru nie wylosowałem, bo jakbym wylosował, to inny byłby tytuł tego wpisu. W domu byliśmy koło godziny 16, a przed 19 wyjazd do pracy, więc jeszcze można było coś zjeść, wykąpać się i trochę odpocząć.
Czołówka marszu z kijkami:
1. Marek Dołęgowski
2. Jarosław Kosoń
3. Robert Sofianiowicz
Czołówka biegu:
1. Tomasz Waszczuk
2. Przemysław Troszczyński
3. Paweł Wiśniewski
4. Małgorzata Krynicka-Grzyb
5. Jarosław Kosoń
6. Paweł Złotnik
7. Mateusz Świderski
8. Tomasz Jaśkowiak
Wyniki biegu są zamieszczone w internecie oddzielnie dla kobiet i mężczyzn. Szkoda, że bez czasów, ale dobrze, że są, bo w poprzednich latach były tylko podawane miejsca na podium.
Podsumowując - było pozytywnie. Fajnie było wyprzedzać na biegu, chociaż 4 miejsce jest zawsze dołujące. Dobrze, że startowałem w kijkach, to ten dołek nie był za bardzo przykry. Zresztą taki był właśnie cel, bo wiem, że w takich biegach jest trudno o podium, bo zawsze ktoś lepszy przyjedzie.
Zdjęcie - organizator. Mogłem coś dać więcej z siebie?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |