2019-10-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| V Dziwnowska Liga Biegowa - 2 półmaraton. 20 kilometrów ze Zdziśkiem (czytano: 905 razy)
Do tego półmaratonu przygotowywałem się od grudnia poprzedniego roku i tak się przygotowywałem, że się w końcu nie przygotowałem. Jakoś nie mogłem się zebrać na dłuższe wybiegania, bo co chwila był start na dystansach krótszych niż 10 kilometrów. W lipcu więcej biegałem, ale najdłuższe były dyszki. Tydzień przed startem, kiedy był na to ostatni dzwonek, akurat wypadł ważny start w Wolinie na dyszkę, gdzie chciałem powalczyć, więc wybiegania odpadały. Zrobiłem jednak dwie dyszki z myślą o półmaratonie, bo stale o nim myślałem. Jakoś mi te półmaratony DLB nie pasują, chociaż dzięki nim wymyśliłem i zrealizowałem cykl biegów "Maraton po Plaży".
Tydzień przedstartowy, to dwie dyszki (w tym startowa w Wolinie z czasem 42:21 po trudnej trasie), 4 szóstki i dzień przerwy. Tak na dyszkę, to byłem nieźle przygotowany, ale na półmaraton? W Świnoujściu, dzień po półmaratonie, miał się odbyć bieg na 10 km. Wpisowe niewielkie, trasa urozmaicona, częściowo po plaży, kategorie wiekowe, gdzie mógłbym znowu powalczyć. Zastanawiałem się na poważnie czy się nie zapisać i odpuścić półmaraton, bo bieganie i tu i tu nie miałoby sensu. Jednak zdecydowałem się na półmaraton. 1:37:11 - taki czas już mam zaliczony. Czy mogę pobiec szybciej - marne szanse, chociaż zawsze są. Ważne jak pobiegnie mój największy rywal w kategorii - Zdzisiek, który ma zaliczony czas tylko 1:45:16. Słabszy czas, ale trenuje teraz do maratonu w Atenach, więc wytrzymałościowo powinien być dobry. Szybkościowo jest słabszy, bo w Wolinie przegrał ze mną o kilka minut. Odliczając półmaraton, na razie jestem lepszy od niego o 68 sekund. Jak pobiegnie lepiej niż 1:37, to będziemy walczyć o zwycięstwo w kategorii w ostatnim biegu, jak gorzej, to już nie ma szans. Dlatego też moja taktyka, to początek wolny, najlepiej razem ze Zdziśkiem. Potem bieg ze Zdziśkiem, a najlepiej za Zdziśkiem, tyle ile będę miał sił. Jak nie będę miał sił, to spokojny bieg i jeśli sił starczy, to na ostatnich kilometrach, czy na ostatnim kilometrze przyspieszenie.
Dzień przed biegiem obiad i kolacja - makaron z gulaszem. Noc w domu, ale sen niezbyt udany. Budzik nastawiłem na 6:45, żeby zjeść śniadanie o 7:00.
Najpierw ważenie - 75,3 kg. Coś dużo, ale wczoraj dużo jadłem. Śniadanie - 4 kromki chleba z margaryną i miodem, popite słodką herbatą z cytryną. Tak pisząc z margaryną, cały czas zastanawiam się czy nie przejść na masło. Kiedyś dawno temu przeszedłem na margarynę ze względów technicznych - jakoś lepiej smarowało się miękką margaryną niż twardym masłem. Po śniadaniu zasiadłem do komputera i piszę to co teraz piszę. Jest teraz 8:15 i właśnie podszedłem do termometru - tylko 8 stopni. Prognoza - do 10 stopni, zachmurzenie duże, bez opadów, dosyć silny wiatr wschodni, czyli będzie boczny wiatr na biegu. Ubieram się więc - dół na krótko z opaskami na podudzia, góra na długo, letnia czapka z daszkiem. Ubiorę się startowo już w domu. Jadę rowerem, bo start jest blisko - 7 kilometrów ode mnie. Wyjazd - koło 9:00.
Oczywiście po biegu dokończę ten wpis. Ciekawe jaki będzie podtytuł...
...Wyjazd rowerem - godzina 9:02. Przyjazd na miejsce startu - 9:27, czyli po 25 minutach. Było jeszcze trochę czasu, więc trochę rozmów, zapisanie się do biegu i ostatnie przygotowania. Miałem strój startowy już ubrać w domu, ale tylko ubrałem długą koszulkę, opaski na podudzia i skarpetki. Dlaczego nie wszystko? Obawiałem się, że w czasie jazdy będzie mi za ciepło. Włożyłem więc co jeszcze miałem włożyć, krótka rozgrzewka i...
START
Ruszyłem wolno, jak miałem w planie. Biegłem od razu koło Zdziśka, więc też jak było w planie. Arek oczywiście pobiegł do przodu. Biegliśmy najpierw w trójkę (biegł z nami jeszcze Piotrek), później dołączył do nas Przemek, ale szybko Przemek i Piotrek pobiegli do przodu. Są lepsi, więc nie goniliśmy ich za bardzo. Tempo było nawet niezłe, ale na tyle wolne, że trochę sobie pogadaliśmy. Jakoś pierwsza połówka szybko minęła i już trzeba było zawracać. Po nawrotce zrobiło się pod górkę i pod wiatr. Jakoś blisko nas był Grzesiek i Dorota, więc dobrze biegli. Biegniemy więc dalej, czasem coś powiemy, ale coraz mniej, bo coraz większe zmęczenie. Chociaż jakoś zmęczenia nie czułem. Plan było prosty - trzymać się Zdziśka i się trzymałem. Jakoś za bardzo nie musiałem się wysilać, a czy bym mógł biec szybciej - nie wiem. Biegniemy, biegniemy i pamiętam o ostatniej części planu - zafiniszować od mostku, czyli na kilometr przed metą. Przed mostkiem Zdzisiek zaczął zostawać, a ja jeszcze nie przyspieszyłem, no może trochę. Na mostku włączyłem międzyczas - 1:32:37. Na wiosnę było 1:32:25, więc o 12 sekund wolniej. I tak nie pamiętałem ile miałem, więc nic to nie mogło zmienić, tym bardziej, że organizator postanowił dodać do czasów 1 minutę, ponieważ zawrotka została umieszczona trochę bliżej niż powinna. Ten międzyczas to już po dodaniu minuty. Zacząłem finisz - długi krok, mocna praca ramion. Niestety początkowe tempo utrzymałem tylko przez kilkaset metrów, później nieco zwolniłem.
META
Czas na mecie - 1:35:52 - zdziwiłem się, że taki dobry. Po dodaniu minuty - 1:36:52 i tak był o 19 sekund lepszy niż na wiosnę. Ten ostatni kilometr (dokładnie 1060 metrów) pokonałem w czasie 4:15, o 36 sekund szybciej niż na wiosnę. Więc było naprawdę szybko. Zdzisiek przybiegł gdzieś kilkanaście-kilkadziesiąt sekund za mną. Zostałem chwilę na mecie i widziałem jak przybiegają następni biegacze, w tym Dorota, która nie dość, że zrobiła bardzo dobry czas około 1:41, to wygrała wśród kobiet. Jeszcze chwila rozmów i już czas na powrót. Jeszcze nie dobiegli co prawda wszyscy, ale na mnie było już czas.
Wyjazd o godzinie 12:04. Po szybkiej jeździe - przyjazd o godzinie 12:24. Czas jazdy - 20 minut, czyli 5 minut szybciej niż w stronę startu. Taki oczywiście mam zawsze plan - powrót na maksa i dodatkowy trening zrealizowany.
Podsumowując - plan zrealizowany. Zwycięstwo w kategorii M50 w klasyfikacji generalnej DLB mam prawie pewne. Chociaż w sporcie wszystko jest możliwe, więc piszę prawie. Jak będą wyniki, to umieszczę tutaj czołówkę biegu i jeszcze coś napiszę...
... Czołówka biegu:
1. Arkadiusz Borysiuk 1:26:04
2. Przemysław Troszczyński 1:30:02
3. Piotr Stępień 1:30:59
4. Jarosław Kosoń 1:36:52 (1:36:41 w komunikacie)
5. Zdzisław Kowalski 1:37:24
6. Grzegorz Materka 1:40:03
7. Daniel Muraszow 1:40:03
8. Dorota Kowalska 1:41:08
9. Robert Ling 1:42:37
W komunikacie z biegu mam czas o wiele lepszy niż powinienem, więc od razu napisałem do organizatora, informując go o tym fakcie. Zapisałem więc tutaj czas, który sobie zmierzyłem, czyli w końcówce pobiegłem lepiej od Zdziśka o 32 sekundy. Końcowy wynik nie jest jakąś rewelacją, ale jak na treningi w których najdłuższym dystansem było 10 km, to już jest całkiem nieźle. Ostatnie dłuższe wybiegania były w maju przed poprzednim półmaratonem, ale i tak dużo od tamtego czasu biegałem, no i jakoś to teraz poszło. Arek pobiegł tyle ile musiał, bo jak później zobaczyłem, na drugi dzień wziął udział w biegu w Świnoujściu na 10 km, w którym zajął 2 miejsce. Tak - w tym samym biegu, z którego zrezygnowałem. Mogłem i ja w nim pobiec, ale na dwa biegi dzień po dniu nie mam teraz siły i energii. A wziąć udział, żeby tylko wziąć - to nie w moim stylu. Co prawda była duża szansa na 3 miejsce w kategorii, ale walczyć o 1 i 2 nie miałem szans. Gdybym nie biegł półmaratonu, to z tymi z 1 i 2 miejsca miałbym szansę się zabrać i powalczyć. W sumie to czasem nie warto być upartym - dzięki temu ktoś się cieszył z 3 miejsca. Dorota - bardzo dobrze. Ma teraz duże szanse na zwycięstwo wśród kobiet.
...1:36:41 - taki wynik widnieje przy moim nazwisku w komunikacie z biegu, po interwencji u organizatora (był początkowo o minutę lepszy). Zostanę jednak przy czasie zmierzonym przez siebie.
Zdjęcie - Jurek Janawa. Tak razem 20 kilometrów.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |