2019-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XXIV PÓŁMARATON SŁOWIŃSKI I XXII MISTRZOSTWA POLSKI LEKARZY (czytano: 615 razy)
Podwójnie szczęśliwy numerek startowy 77, który dostałem w biurze zawodów mógł od początku nastrajać optymistycznie.
W tym roku Mistrzostwa Polski Lekarzy zostały przeniesione z Gniezna do Ustki i tym sposobem wyruszyłem na Środkowe Pomorze pierwszy raz w życiu.
Ponieważ mieszkam 25 km od morza nigdy nie byłem w tych stronach. Połączę więc sport z podróżniczą ciekawością nowych miejsc.
Postawiłem na mały urlop i zupełnie przypadkowo zabukowałem 2 noclegi tuż przy mecie ( jak zwykle w czepku urodzony).
Pogoda ma sprzyjać, trasa asfaltowa, mogę użyć moich 7 milowych butów i mam nadzieję że złamię nie tylko życiówkę ( 1:30:55 ), ale 1h 30 min. W tym celu wycieniowałem się znowu - ważę tylko 73,5 kg, a i treningi z moimi szybkimi sparingami zrobiły swoje.
W biurze zawodów w pakiecie chusta,bandanka, żel oraz kartki na posiłek - żurek i lody.
Godzinę przed startem autokary zawożą nas na start do Rowów. W trakcie podróży poznaję blondynkę z Wrocławia, która będzie pierwsza w K30 ( niestety nie biegnie dookoła zoo za 3 tyg. w swoim mieście).
Bieg nie jest zbyt liczny, taki z gatunku kameralno - klimatycznych. Ku mojemu zdumieniu po starcie przez pierwsze 2 km biegnę na 6 pozycji. Muszę trzymać tempo 4:15, aby spełnić mój sen. Od początku biegnę w dużym komforcie wydolnościowo - psychicznym. Odległości na trasie są oznaczone tylko co 5 km i co 5 km jest wodopój. Na 5 km mam zapas 35 s -jakieś młodziaki wyprzedzają mnie co jakiś czas i jestem w końcu 14-sty. Na 10 km zapas 40 s , na 15 km stopniało do 20s.
Nie, to nie jest kryzys - to coś gorszego. Kiedy skręciliśmy definitywnie na zachód, ok. 13 km masakryczny wiatr od przodu zwalniał cały czas tempo aż do mety i z każdym kilometrem traciłem uciułane sekundy. Może jeszcze da się uratować choć życiówkę?
Przede mną tylko sama młodzież. Ok. 14 km wyprzedza mnie jedyny starszy zawodnik z lokalnego Tupotu - na oko moja kategoria , ale na mecie okazuje się, że to starsza młodzież - M40 :). Sam wyprzedzam tylko 2 biegaczy w drugiej części trasy.
Ta, z niewielkimi wzniesieniami. Ok. 10 km dłuższy bardziej stromy podbieg.
W drugiej części trasy droga w remoncie, co skutkuje dobrym, nośnym asfaltem na połowie jezdni. Na 18 km wciągam jedyny żel i na ostatnim kilometrze już w Ustce zaczynam finiszować ( 4:09). Ostatnie 150 m maksymalna mobilizacja finiszowa, ręce w ruch i wpadam na metę zupełnie niezajechany - może jednak leniłem się trochę :) ?
Zupełnie nieoczekiwanie jestem pierwszym doktorem! Na mojej szyi pojawiają się 2 medale - oba zacne i kolorowe - to na razie za uczestnictwo jako biegacz i drugi jako lekarz. Na tym drugim prozdrowotna, jakże prawdziwa sentencja RUCH MOŻE ZASTĄPIĆ NIEMAL KAŻDY LEK, ŻADEN LEK NIE ZASTĄPI RUCHU ( może moja żona w to uwierzy i pozwoli spokojnie biegać).Medale wręcza również legenda maratonów Jan Huruk ( moja kategoria - ale wtedy jeszcze nie biegałem:). Udzielam wywiadu lokalnej telewizji ( dotychczas czyniłem to zawsze jako najszybszy Mikołaj na mecie w biegu wigilijnym :)
Czas 1:30:56, o 1s gorszy do życiówki.
Na otarcie łez multum fantów. Zwycięstwo w open M50 - statuetka. Wygrana w M50 wśród doktorów duży puchar. I wreszcie ten mistrzowski sukces - mega duży puchar i głośnik w torbie. Pomyślałem sobie w pierwszej chwili - co ja będę z nim robił ? Okazałem się zapóźniony w tym obszarze.
Głośnik okazał się poręczny, bezprzewodowy, wodoodporny i wydaje super dźwięk ( zwłaszcza basy) - oczywiście jak na swoje gabaryty i klasę. W domu zaczął stanowić obiekt pożądania dla mojej najlepszej z żon.
Po zawodach lokalny festyn - darmowa zupa rybna do oporu i koncert Mrozu.
Wracam tu za rok na bank, a póki co - będę musiał znaleźć sobie jeszcze jeden półmaraton w tym roku.
Na koniec, już w domu mój syn zapytał się jak tam dojechałem bez nawigacji - ot pokolenie cyfrowe!
P.S. Szczególne podziękowania dla Eda za organizację Mistrzostw.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |