Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1517]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
196 / 295


2019-08-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
IV Bieg Szlakiem Zabytków Kamienia Pomorskiego. Podwójna lipa (czytano: 1294 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/portalpomorski24/videos/385642155470842/

 

Podwójna lipa - tak podsumuję ten start. Pierwsza lipa - prawdziwa, druga lipa - startowa.

W tamtym roku biegłem w tych zawodach na piątkę (z powodzeniem i trofeami) , więc też i w tym roku zdecydowałem się na ten dystans. Była jeszcze dziesiątka, ale po pierwsze - spodziewałem się, że będzie mocniej obsadzona, po drugie - trzeba wreszcie poprawić swoją prędkość startową, (5 kilometrów jest w sam raz), po trzecie - ostatnio często biegam na piątki, więc mogłem się porównać. Pierwsze i drugie się sprawdziło, trzecie nie.

Po zakończeniu pierwszej części sezonu (22 czerwca - 83 km) postanowiłem trochę podładować akumulatory biegowe. 4 tygodnie z dyszkami na przemian po szosie i po górkach. Gdzieś w internecie przeczytałem, że praca ramion jest bardzo ważna. Postanowiłem to sprawdzić. Na treningach uzyskiwałem przez to o wiele lepsze czasy, o wiele lepiej też się biegło. Myślę, że w startach, przy większej prędkości biegowej, ta praca ramion u mnie była o wiele lepsza niż na treningu, ale postanowiłem specjalnie ten element kontrolować i tu. Szybkość spada - obszerniejsza praca ramion, po górkę - to samo. Łatwiej wtedy utrzymać prędkość.
Tydzień przedstartowy - sprawdzian na 5 kilometrów - 21:19 ( w poprzednim tygodniu 20:37), 4 szósteczki, w tym dwie po górkach i dwie po szosie, dwa dni bez treningu.

Noc przedstartową spędziłem w pracy, więc o śnie mogłem tylko pomarzyć. Rano o 9:00 - gulasz z makaronem i trochę snu. Start o 15:00, więc postanowiłem wyjechać o 12:00. Nastawiłem więc budzik 11:45, ale później kilka razy przestawiałem na godzinę wcześniejszą. Wyjazd wyszedł ostateczne o 11:28. Miałem wiele możliwości wygodnego przejazdu, ale postanowiłem przejechać się niewygodnie, czyli rowerem. Po pierwsze - to dobra rozgrzewka, po drugie - trening uzupełniający na przyszłość, po trzecie - fajna wycieczka, po czwarte - wygoda w logistyce (rower można postawić blisko startu), po piąte - jakaś tam oszczędność. To piąte - najmniej ważne, bo co to jest kilkanaście złotych?

Zastanawiałem się jak ubrać na rowerową jazdę. Było 25 stopni i słońce, więc krótki rękaw, długie legginsy i kask oczywiście. Po drodze zdjąłem legginsy, bo były za ciepłe i założyłem spodenki startowe. Jechałem spokojnie i bez większych przeszkód dojechałem. Do Międzywodzia jak zwykle rosyjska ruletka - potrącą czy nie potrącą. Potem już ścieżki rowerowe. Tylko w samym Dziwnowie po szosie. Przebudowywali ostatnio i nie zaplanowali ścieżki rowerowej. Żenujące. Przyjazd - 13:12, więc 1 godzina i 44 minuty jazdy, 26 kilometrów.

Poszedłem do swojej byłej szkoły po pakiet startowy. muffinkę, którą każdy otrzymywał w pakiecie (oddzielnie) tym razem zachowałem dla siebie, bo w tamtym roku oddałem. Od razu przytwierdziłem sobie do buta chip, założyłem moją zieloną biegową koszulkę i numer startowy, na którym kazałem sobie napisać Maraton po Plaży. Teraz trzeba było pomyśleć jak tutaj spędzić prawie dwie godziny do startu. Szedłem sobie tak w stronę startu i koło Katedry zauważyłem ławeczki w cieniu drzewa. Okazało się, że to lipa, więc od razu skojarzyłem sobie z wierszem naszego wieszcza:

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.

Słońce świeciło, ale rzeczywiście pod lipą był przyjemny cień. Nie przereklamowany wierszyk. Tak tutaj sobie siedziałem ponad godzinę. Obok przechodzili sobie biegacze, ale niewielu było znajomych. Kiedyś jak jechało się na bieg, to prawie wszystkich się znało. Wreszcie nadszedł czas, kiedy trzeba było przemieścić się w stronę startu. Tutaj zaparkowałem swoją limuzynę. Tak ktoś myśli - nie boi się, że ukradną. Może by i ukradli, ale na złom. Wygląd mojego roweru nie napawa optymizmem, ale dla mnie ma dużą wartość. To na nim właśnie przejechałem pół Europy. Drugie pół już na drugim rowerze.

Spotkałem kilku znajomych, porozmawiałem o tym i owym. Czas pędził, więc trzeba było trochę się rozgrzać. Standardowa rozgrzewka i już tuż tuż start. Tłok tutaj panował, ale ja sprytnie podszedłem od przodu i znalazłem się w pierwszej linii. Nie będę blokował na pewno tych szybszych na pierwszych metrach, więc się nie cyrtolę z ustawianiem na początku. Słońce waliło z nieba, ale założyłem sobie moją letnią biegową czapeczkę. Nigdy nie biegałem w czapce w lecie, ale ostatnio mi się zdarza gdy jest ciepło i pełne słońce. Godzina 15:00 i...

START
cdn.
...
Zacząłem szybko, ale bez szaleństw. Na początku było z górki, więc się przyjemnie biegło. Jak z górki to było później i pod górkę, więc na jakieś rewelacyjne czasy nie było co liczyć (o ile dystans był dobrze zmierzony, a zapewniali lokalsi, że był). Przebiegliśmy koło katedry i mojej lipy, później koło szkoły, gdzie odbierało się pakiety, a gdzie chodziłem do LO, potem skręt w lewo i z górki na pazurki zbieg do murów obronnych. Teraz wzdłuż murów obronnych w stronę amfiteatru, gdzie był pierwszy podbieg, dalej drogą prowadzącą równolegle do Zalewu Kamieńskiego, zakręt w lewo i znowu pod górkę. Tak jakoś kręciliśmy się po mieście jak smród po gaciach. Biegło mi się jako tako. Wyprzedziło mnie sporo osób, ale później już nikt mnie nie wyprzedzał i utrzymywałem stałą stratę do grupki biegaczy. Przebiegliśmy przez park i koło kościoła św. Mikołaja (musiałem zobaczyć w internecie, bo nie znałem nazwy), który był uwidoczniony na tegorocznym medalu. Zbieg w dół i 3 kilometry. Starałem się robić dobrą pracę ramion, bo prędkość biegu była dla mnie za prędka, a chciałem biec jeszcze szybciej. Szczególnie na podbiegach ta praca ramion pomagała.

Po drodze były dwa punkty zraszania, więc zdejmowałem czapkę i trochę można było się ochłodzić. W pierwszym punkcie nawadniania kubek wody wylałem na głowę, w drugim - nie zdołałem przejąć. Ogólnie rzecz biorąc wysoka temperatura za bardzo mi nie przeszkadzała, bo trenuję zawsze koło południa, kiedy temperatury są wysokie, czasem przekraczające 30 stopni.

Przebiegliśmy koło szpitala i wbiegliśmy do następnego parku. Tutaj niestety lipa - ci co biegli z przodu pobiegli trasą dychy oznaczonej taśmami, a trzeba było biec prosto. Pobiegłem za nimi, chociaż patrzyłem wcześniej ma mapki biegów i wiedziałem, że 5 kilometrów ma tam inną trasę. Teraz to wiem, ale wtedy jak człowiek zmęczony nie myśli o trasie, tylko o tym, żeby dymać jak najszybciej do przodu. Wystarczyło postawić tam człowieka, który pokazałby trasę, albo tylko zamknąć taśmą wbieg na trasę 10 km. Myślę, że na dychę niektórzy mogli biec na skróty trasą piątki.

Po czasie okazało się, że ktoś zerwał taśmy blokujące wbieg na trasę dziesiątki (komentarz organizatora biegu do tego wpisu do bloga). Nie będę tego komentował, bo bym musiał napisać brzydkie rzeczy. Już zresztą napisałem, ale wykasowałem.

Dobiegłem do głównej drogi Kamień Pomorski - Świnoujście i potem skręt w lewo. Tutaj już wiedzieliśmy, że pobiegliśmy dalej (gdzieś koło 350 metrów według pomiaru dobrym zegarkiem z dobrym GPS-em), bo z lewej strony przed nami wybiegali ci, którzy biegli za nami. Ludzie klęli pod nosem, ale cóż zrobić - trzeba było ukończyć bieg. Jakoś zeszło ze mnie powietrze, więc ta końcówka nie była taka jaka powinna być, czyli na zapalenie płuc, jak mawiał pewien mój znajomy - biegacz. Przede mną biegła kobieta (pierwsza wśród kobiet jak się później okazało), więc przynajmniej ją starałem się wyprzedzić. Przed nią w niedalekiej odległości biegł znajomy z Kamienia Pomorskiego, więc miałem kogo gonić, ale jak powiedziałem moja głowa nie była w stanie tego zrobić. Biegł za mną, a teraz przede mną, co jakoś nie mogłem sobie ułożyć. Kobitkę wyprzedziłem. Jeszcze końcówka pod ostrą górkę po bruku i meta tam skąd wyruszyliśmy, czyli koło Ratusza.
META

Czas 22:28, gdzieś koło 1,5 minuty straty przez wydłużony dystans. Dystans - około 5,3 km, czyli 4:14 min/km (około 21 minut na 5 km). Tak mniej więcej miało być, bo tak bywało we wcześniejszych startach i sprawdzianach.
Cóż - sfrustrowany byłem dalej. Na wyniki dosyć długo trzeba było czekać, ale jak się doczekałem, to się trochę odsfrustrowałem. 3 miejsce wśród mieszkańców powiatu i drugie miejsce w kategorii M50. Normalnie powinno być drugie i pierwsze (a może drugie jak ten pierwszy biegł w grupce błądzącej przede mną). W międzyczasie zjadłem kiełbaskę serwowaną dla biegaczy, chleba ze smalcem i ogórkiem nie chciałem. Teraz czekać, czekać i jeszcze raz czekać. Na dychę wystartowano o 16:30. Po starcie zaczęto wręczać nagrody za Nordic Walking, gdzie mój kolega z Kołczewa był pierwszy, potem na 5 kilometrów. Ale nagradzanie za piątkę jakoś się zatrzymało, więc można było pokibicować znajomym biegającym na dyszkę. Z jednym nawet trochę sobie przebiegłem. Nagradzanie odblokowało się po dłuższym czasie i dwa razy stanąłem na podium. Dwie statuetki, tak jak w tamtym roku, ale jakoś za bardzo szczęśliwy nie byłem z wiadomych powodów. A trzeba było się cieszyć, bo może to już se nie wrati jak mawiają Czesi. Nie będę owijał w bawełnę - w powiecie ci lepsi pobiegli na dychę, a i w mojej kategorii było podobnie, więc te trofea były trochę na wyrost.

cdn.
...
Nagrody rozdane, bieg na dychę się zakończył. Teraz czekałem na losowanie nagród. Może szczęście dopisze wreszcie, bo nigdy jakoś nie wylosowałem nic na biegach. Przedtem jeszcze czekało nas bicie rekordu Polski w jedzeniu arbuzów. Zapowiedziano rozpoczęcie tej zabawy, więc od razu udałem się na miejsce. W tamtym roku, kiedy też to było nie chciało mi się czekać w kolejce i nie zjadłem nic. W tym roku byłem blisko czoła, bo dosłownie po kilku chwilach kolejka ustawiła się ogromna. Na początek zaplanowano zawody w jedzeniu arbuza na czas. Pomyślałem sobie - raz się żyje i zgłosiłem się. Trzeba było zjeść połówkę niedużego arbuza w dowolnym stylu. Wystartowaliśmy. Obrałem taktykę trzech kawałków, czyli przekroiłem na trzy kawałki i jadłem. Jakoś się specjalnie nie spieszyłem, chociaż zawsze i tak szybko jadłem. Uwagę zwracałem tylko na jedzenie, więc nie wiem co się wokół działo i jak inni jedli. Słyszałem tylko głosy kibiców, którzy nas dopingowali. Atmosfera była sportowa. Wreszcie zjadłem i okazało się, że byłem trzeci. Dwa pierwsze miejsca zajęli też biegacze. Fajna zabawa. Myślę, że gdybym pokroił na więcej kawałków to by było szybciej. Arbuz słodziutki i jakoś za bardzo się nie opchałem. Dostałem w nagrodę puchar i gustowny dzbaneczek. Trofeów miałem więc już całą torbę i ledwo spakowałem do sakwy rowerowej. Okazało się, że pobiliśmy ten rekord w jedzeniu arbuzów - 900 kg w 36 minut.

Teraz czekanie, czekanie i jeszcze raz czekanie. Przed losowaniem jeszcze wręczenie nagród za 10 km, licytacje rzeczy na cele charytatywne, a potem już losowanie. W międzyczasie przywitałem się ze znajomym poznanym na MaratonyPolskie.pl. Nagród było dużo. Co chwilę ktoś się cieszył - miło było na to patrzeć. Wreszcie i kolega, który siedział obok mnie, też wylosował nagrodę, co mu przepowiedziałem. Ja się nie cieszyłem, więc czekam dalej na ten pierwszy raz. Widocznie pula szczęścia na dzisiaj się skończyła. Jakoś nie rozpaczałem za bardzo z tego powodu. Jakbym to zabrał, jakby to było coś większego? Chociaż mówią, że od przybytku głowa nie boli, więc jakoś bym sobie zapewne poradził.

Czas na powrót. Wyjazd godzina 20:10 - tak długo to zeszło. Tym razem cisnąłem ile sił w nogach. Wieczór zastał mnie przy wyjeździe z Międzywodzia i tutaj włączyłem oświetlenie rowerowe. Niestety tylna lampka znowu nie działała. Znowu - bo raz działa, raz nie działa. Nie ma styku na masie i jakoś nie mogę sobie z tym poradzić. Oświetlenie tylne miałem, bo mam światło na kasku. Dodatkowo odblaski i jaskrawy ubiór (pomarańczowa koszulka z 4 Mil Jarka), więc chyba byłem jako tako widoczny. Czułem od razu jak ciężko się kręci. Muszę jednak kupić komplet oświetlenia, jak będę częściej nocami jeździł, bo z włączonym dynamem jest bardzo ciężko. Nie planuję, to może kupię, a może nie. Na końcu Dziwnowa włączyłem ja zwykle stoper, żeby zmierzyć czas Dziwnów - Kołczewo między znakami miejscowości. Jednak oświetlenie skutecznie spowalniało prędkość, więc czas był o kilka minut słabszy od najgorszego - 35:41. Jadąc z Międzywodzia przypominałem sobie jako to niedawno szedłem po tej samej trasie, kończąc Ultramarton 8 Falochronów Kołobrzeg - Międzywodzie, dojściem do domu (biec nie byłem w stanie). Teraz byłem w o wiele lepszej sytuacji. Zawsze lepiej źle jechać niż dobrze iść. Do domu przyjechałem o godzinie 21:37, czyli po 1 godzinie i 27 minutach od wyjazdu z Kamienia Pomorskiego.

Podsumowując - to był bardzo długi i bardzo udany "łikend" biegowy. Sportowo jakoś nie za bardzo wyszło, ale wszystko inne było super.







Zdjęcie - kamienskie.info. Mówili, że wystartowałem na piątkę, bo taki jestem leniwy, że nie chciało mi się na dychę. Chciałbym na dychę, bo piątka dla mnie jest masakryczna.

Link - debiut w nowej dyscyplinie - jedzenie arbuza na czas

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


marekszk84 (2019-08-05,21:12): Panie Jarku fajna relacja z biegu. Niestety nie nasza wina, że w parku koło szpitala znalazł się jakiś dowcipniś, który zerwał taśmę i czołowi zawodnicy na 5 km pobiegli nie tą trasą co trzeba. Jeszcze 20 minut przed startem wszystko było ok. To nie jedyna nasza strata. Ktoś był tak wspaniałomyślny i po biegu zaopiekował się flagą oznaczającą punkt kontrolny. Co do samych wyników to niestety musieliśmy zweryfikować je, gdyż złapaliśmy osobę, która nie zameldowała się na punkcie kontrolnym.
zbyfek (2019-08-05,22:21): Po tak długim dojeżdzie na zawody rowerem,trzeba było iśc na lody,wynik po 5km to weryfukuje.
Jarek42 (2019-08-06,16:21): Komuś przeszkadzał bieg - szkoda. Jeśli chodzi o dojazd - jeździłem na piątki rowerem do Świnoujścia, gdzie jest kilka kilometrów dalej. Traktuję taką jazdę jak rozgrzewkę i myślę, że może nawet lepiej czasem pobiegnę niż gdybym dojechał samochodem.







 Ostatnio zalogowani
waldekstepien@wp.pl
16:20
zbig
15:48
GriszaW70
15:33
INVEST
15:28
marian
15:26
Januszz
15:17
VaderSWDN
14:59
Admin
14:51
mieszek12a
14:43
Raffaello conti
14:28
BemolMD
14:14
agafpaw
14:00
Admirał
13:59
bielu72
13:49
cumaso
13:48
Maciej
13:46
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |