2019-06-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| VI Maraton po Plaży - Ultramaraton 8 Falochronów. Część 2 - dogonić słońce (czytano: 1883 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/maratonpoplazy/
Ukończyłem parkrun Kołobrzeg i pobiegłem dalej. Słońce miałem gdzieś z tyłu wysoko nad horyzontem. Dobiegłem do plaży i szybko do falochronu zachodniego w Kołobrzegu. O ile dobrze pamiętam zajęło to mi 36 minut. Po drodze miałem przygodę związaną z okularami. Biegnę sobie i nagle myśl - zapomniałem okularów. Wróciłem się nawet, bo bez okularów w pełnym słońcu by było trudno. Po chwili uzmysłowiłem sobie, że mam je założone. To prawie tak jak w tym wierszu Tuwima :)
Teraz musiałem dotrzeć do falochronu wschodniego. Bez problemu dobiegłem do mostu na Parsęcie, później skręciłem w prawo w stronę falochronu. Na mapie Google widziałem, że przy wodzie nie ma przejścia do falochronu, a dalej jest teren wojskowy. Obiegłem więc ten teren i wbiegłem na plażę cofając się w stronę falochronu. Nagle kilkaset metrów przed falochronem niespodzianka - teren wojskowy, wstęp wzbroniony. Nie będę przecież biegł dalej, bo daleko bym nie pobiegł. Zaliczenie falochronu musiało się więc skończyć oglądnięciem go z daleka.
Zawróciłem i biegnę dalej. Po godzinie pierwszy banan i tak co godzina następny. Wypiłem trochę wody z butelki, którą trzymałem w ręce. 1,5 litra w bukłaczku wydawało mi się za mało. Co jakiś czas czerpię wodę do czapki, którą wylewam na głowę. Bez tego byłoby ciężko. Czapka na początku z tyłu, bo z tyłu było słońce, później daszkiem z przodu, jak słońce przemieściło się do przodu. Biegnę tak, biegnę, no i dobiegłem do Dźwirzyna. Tutaj następna przeszkoda wodna, którą bez problemu pokonałem cofając się w stronę lądu i przebiegając przez most.
Biegnę dalej i docieram do Mrzeżyna, gdzie jest następna przeszkoda wodna (rzeka Rega). Tutaj też nie było problemu. Most był blisko. Coraz ciężej się biegło, chociaż wiatr był ciągle w plecy. Po 5,5 godzinach wreszcie odpuszczam. Siadam na chwilkę, a nawet kładę się. Nigdy tak wcześniej nie robiłem, ale kiedyś trzeba zacząć. Chwilę po tym docieram do Pogorzelicy i do następnej przeszkody wodnej - Liwia Struga. Tutaj planowałem ją pokonać cofając się w głąb lądu i przechodząc przez mostek. Jednak jest płytko, więc cofam się kilkadziesiąt metrów i przechodzę nie zdejmując butów. Było prawie do kolan, a nurt był wartki. Później widzę, że można było przejść przy samej plaży, bo ludzie akurat przechodzili.
Po drugiej stronie już Niechorze i niedaleko latarnia morska. Właśnie Przy latarni morskiej był półmetek III Maratonu po Plaży. Koło latarni przeszkody w postaci pasów kamieni, które trzeba było omijać lub forsować. Ale kamienie się skończyły i można było biec bez przeszkód. ale biegu było coraz mniej. Z początku 10 minut marszu 20 minut biegu, później 5 minut na 5 minut, w końcu minuta na minutę. Rewal i zaraz Trzęsacz, później Pustkowo i Pobierowo. Godziny mijały jedna po drugiej. 8 banana zjadłem po 1,5 godziny od poprzedniego, bo jakoś czułem, że mój organizm nie chce przyjmować ani pokarmów ani picia. Piłem niewiele, żeby starczyło do końca i żeby mnie nie zemdliło. W pewnym momencie zdjąłem plecak, położyłem się i tak kilka minut wypoczywałem. Wspaniale było. Do Łukęcina posuwałem się w rytmie 1 minuta biegu 1 minuta marszu, więc stosunkowo szybko tam dotarłem. Myślałem, że to już Dziwnówek i tak się już nastawiłem. Jak się okazało, że to dopiero Łukęcin, to straciłem ochotę do biegania. Od Łukęcina już tylko szedłem. Słońce było najpierw po lewej stronie, później przede mną i po prawej. Zauważyłem, że nogi i ręce spiekły się na czerwono. Niestety zapomniałem się posmarować. Chociaż opalenizna była, bo przecież biegam dużo w słońcu też. Dochodzę do Dziwnówka i powoli do falochronu zachodniego w Dziwnowie.
Tutaj powrót plażą do zejścia. Ubrałem długą bluzkę, bo wreszcie miałem pod wiatr, a wiatr był zimny. Przez Dziwnów i most na Dziwnie dochodzę do falochronu wschodniego. W Dziwnowie idę przez port rybacki i port jachtowy. Nigdy tutaj nie byłem. Trzeba było aż przybiec z Kołobrzegu, żeby dotrzeć do nieznanych części Dziwnowa. Jestem więc przy falochronie wschodnim. Słońce już jest nisko nad horyzontem. Zdążę do Międzywodzie przed zachodem? Idę, idę i wreszcie dochodzę. Kilkadziesiąt ostatnich metrów biegnę, żeby zakończyć biegiem. Zdążyłem kilka minut przed zachodem. Po 12 godzinach 26 minutach i 59 sekundach jestem na mecie, czyli na wprost głównego zejścia w Międzywodziu.
Idę na górę. Ludzie czekają na zachód słońca. Ja nie czekam. Schodzę w stronę Międzywodzia. Jeszcze przysiadam na ławeczce, ściągam skarpetki, trzepię z piasku, buty też. Niestety wszystko jest jeszcze wilgotne. Nogi są w dobrym stanie. Dwa odciski - jeden na palcu, drugi na pięcie - od mokrych skarpetek zapewne, bo nigdy mi się tam odcisk nie zrobił.
Teraz do Kołczewa. Normalnie to bym śmignął szybko, a tak marszem długo to trwało. Około 22:30 zaczęło zmierzchać i zrobiło się ciemno. Jak jechał samochód z naprzeciwka, to schodziłem na pobocze, później zatrzymywałem się, żeby choć trochę odsapnąć. Tempo marszu było niezłe, ale do domu było ciągle daleko. Przeszedłem obok Kempingu Tramp, gdzie jeździłem w tamtym roku na pływanie i doszedłem do skrętu nad morze, którędy chodziliśmy w dzieciństwie. Jeszcze dojście do skraju lasu, mostek, skręt w prawo, po górkę, z górki i już jest Kołczewo. Doszedłem jakoś. Na koniec podbiegłem kawałek. Trzeba kończyć z fasonem.
W domu zobaczyłem, że mam prawie cały bukłak wody. Jak dobiegłem bez odwodnienia? Chyba chłodzenie głowy pomogło.
Wyniki VI Maratonu po Plaży:
1. Jarosław Kosoń 75 km - 12:26:59
2. Jan Wolf 10,69 km - 01:10:05
3. Dorota Kowalska 10,28 km - 01:02:00
3. Zdzisław Kowalski 10,28 km - 01:02:00
Tak kończy się moja przygoda z Maratonami po Plaży, bo to już ostatni taki bieg. Kto nie wziął udziału - niech żałuje.
Zdjęcie - z mojego telefonu. Symboliczny koniec.
Link - strona Maratonu po Plaży.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |