2017-10-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Ultra Szlakiem Orlich Gniazd Kraków - Częstochowa, 161 km (czytano: 1789 razy)
Bieg Ultra Kraków – Częstochowa Szlakiem Orlich Gniazd, dystans 161 km, 06-08.10.2017 rok
Organizator Stowarzyszenie na Rzecz Nieustającego Rozwoju VAJRA
Tym razem właśnie ten bieg terenowy biegnący czerwonym Szlakiem Orlich Gniazd, Wyżyna Krakowsko – Częstochowska. Kolebka naszej kultury, gdzie o zabytki łatwiej niż w każdej innej części naszego kraju. Trasa położona jest pośród gór i pagórków porośniętych lasami, wśród wapiennych ostańców, gdzie powstawały pierwsze osady ludzkie. Na początku drugiego tysiąclecia wzniesiono tutaj pierwsze grody obronne, które chronić miały szlaki handlowe w tworzącym się państwie piastowskim. I to wszystko będzie wokół nas i pod naszymi stopami. Będziemy przedzierać się przez lasy, wspinać się po skałkach i pagórkach. Pokonywać kolejne urwiska.
Limit czasowy to 44 godziny z 7 punktami pomiaru czasu, gdzie musimy się zmieścić w określonym limicie. Kto nie zdąży czeka go dyskwalifikacja. Na miejscu zjawiło się wielu zawodników, każdy mający na koncie ultramaratony o dystansach powyżej 100, 200 a nawet 300 km. Pogoda deszczowa, błoto, wiatr, temperatura 6 stopni . Warunki pogodowe zweryfikują naszą wytrzymałość i szaleństwo.
Z tego też powodu wiele osób rezygnuje z biegu, zejdzie wyczerpana z trasy lub dozna urazów, nie zmieści się w limicie czasowym. Jedną osobę z trasy zabierze pogotowie ratunkowe.
Ja siedmiokrotnie stracę szlak pod nogami, gubiąc i odnajdując na nowo trasę. Tym samym mój dystans wydłużył się do około 180 km, ale nie będę w tym odosobniony.
06.10.2017 r. godz. 20.00 – start
Kraków Krowodrza, stoimy na chodniku pod dużą tablicą informacyjną z napisem „ Początek Szlaku Orlich Gniazd „ Częstochowa 166 km. Przestało padać, mokro i zimno. Kilka słów od organizatora i ruszamy, ospale do przodu. Przed nami kilkadziesiąt godzin biegu, czy też innych ruchów kończyn zmierzających do pokonania kolejnych to kilometrów.
Biegniemy chodnikiem, parkiem, przebiegamy przez drogi asfaltowe. Ścieżki pomiędzy domami jednorodzinnymi. Prądnik Biały, Giebułtów, następnie Prądnik Korzkiewski. Biegniemy Doliną Prądnika w Ojcowskim Parku Narodowym, która ciągnie się przez około 15 km. Jedna z najpiękniejszych dolin polskich. Całkowita ciemność przeszywana światłami z naszych czołówek. Gdzieś obok słychać szum rwącej rzeki Prądnik, po bokach wyrastają potężne skały wapienne.
Cały czas wypatruje oznaczeń czerwonego szlaku. Wspinam się po stromych urwiskach, kamiennych schodach. Gdzieś w pobliżu znajduje się Grota Ciemna zamieszkiwana przez nietoperze. A czemu ciemna ? Bo jest w niej ciemno … Biegnę dalej, zwiedzanie nie tym razem. Głaz „ Biała Ręka „ też gdzieś w pobliżu. Góra Koronna, nie wiem czy wbiegam na nią, czy mam ją gdzieś z boku.
Zamek w Ojcowie położony na wysokiej skale, gdzieś są jego ruiny. Ale w ciemnościach nie widzę. Dobrze mi się biegnie, choć wilgotno i pokropuje deszcz.
Pieskowa Skała – 26 km, punkt kontrolny
Wbiegam na wprost głównego wejścia do Zamku w Pieskowej Skale. Gotyckiej Strażnicy usytuowanej na skale zwanej Dorotką, otoczony malowniczym parkiem. A u jego podnóża roztaczają się stawy założone jeszcze w XVI wieku. Po kamiennych schodach zbiegam w dół, melduje się w punkcie kontrolnym. Biegnę dalej drogą asfaltową do wsi Sułoszowa. Pada deszcz, czasem mocno zawieje. Szlak prowadzi mnie bokiem wsi przez pola i tu dopiero zawiewa deszcz.
Przebiegam przez całą wieś, a jest ona jedną z najdłuższych wsi w Polsce, 9 km. Dobiegam do granic wsi Kosmolów przecinając drogę asfaltową i wbiegam przez pola do lasu. Pada deszcz, zimno, pod nogami mokradła i błoto. Buty mam już przemoczone. Chwilę stoję i zastanawiam się.Za moimi plecami w odległości niewiele ponad 10 km mój dom, gorąca wanna, ciepłe łózko. Przede mną około 130 km do mety, lasy, łąki, pagórki, skały, deszcz i błoto. Za chwilę będę miał odparzone stopy od wilgoci i błota. I co … ? Wypatruje oznaczenia szlaku czerwonego i biegnę dalej, a właściwie brodzę w błocie.
Rabsztyn – 47 km, punkt kontrolny
Wybiegam z lasu wprost do punktu kontrolnego, zostaje odfajkowany. I dalej wbiegam na Rabsztyńskie wzgórze wapienne. „ Ocierając „ się o średniowieczny zamek rycerski powstały w czasach Kazimierza Wielkiego. Dziś odzyskując swoją świetność powoli odbudowywany. Zbiegam w dół lasem, ślisko i niebezpiecznie. Dalej Jaroszowiec, Golczowice, Cieślin.
Bydlin – 62 km, punkt kontrolny
Chyba jestem zmęczony i przemoczony. Zaliczam punkt kontrolny i dalej szlakiem wspinam się na wzgórze do murów Zamku w Bydlinie. Powstałego w XIV wieku jako strażnica granic ze Śląskiem. Po drodze napotykam liczne ślady okopów, pochodzących z okresu I wojny światowej. Jak dobrze pamiętam to tu właśnie Legioniści w 1914 roku stoczyli bitwę, która przeszła do historii pod nazwą bitwy pod Krzywopłotami.
Dalej sunę do przodu przez Załęże, Czarny Las i Zegarowe Skały. Chyba mam już dosyć tego deszczu, błota i ciągłego wspinania się po wzgórzach i skałach. Zamek Pilcza i rezerwat Smoleń. Stożkowate zalesione wzgórze, na którym widać charakterystyczną wieżę zamku. Oczywiście wspinam się na nie, bo jakże by inaczej. Dalej Pilica wraz ze swoim pałacem. Już widno.
Podzamcze – 84 km, punkt kontrolny
Stopy odparzone, a tu następna wspinaczka do Zamku Ogrodzieniec na skalistym wzniesieniu Góry Birów. Mokro, skały śliskie. Chwila nieuwagi i połamany. Punkt kontrolny zaliczony, połowa trasy za mną. Powiedzmy, że połowa. Z bólem całego ciała do przodu. Karlin, Żerkowice, Piaseczno, Skały Morskie, Podlesice. Las, błoto, wzgórza. Usta spierzchnięte od wiatru i deszczu, stopy mokre, buty zamulone błotem.
Młyny – 104 km, punkt kontrolny
Zrobiło się słonecznie, ale nadal zimno. Odmeldowałem się w punkcie kontrolnym i zjadłem pierwszy i ostatni gorący posiłek. Jestem wyczerpany i zmarznięty. Ile już biegnę ? Kilkanaście, kilkadziesiąt godzin ?
Dalej do przodu. Zdów, Bobolice ze swoim zamkiem – twierdzą królewską. Wartownia graniczna mająca bronić Królestwa Polskiego przed najazdami ze strony Śląska
Mirowskie Skały, jak sama nazwa wskazuje trzeba się znowu gdzieś wspinać i zdobywać kolejne wzgórza. Następnie Zamek w Mirowie powstały w XIV wieku, chwilę wsparłem się o jego mury.
Przedzieram się przez Niegowa, Moczydła, Trzebniów. Gdzieś po drodze zamek i leśny rezerwat przyrody „ Ostrężnik „, gdzie tutejsze wapienne wniesienia kryją kilka jaskiń. Ale chyba nie jestem zainteresowany do nich wchodzić.
Złoty Potok – 124 km, punkt kontrolny
Kolejny punkt kontrolny zaliczony. Ciemno, zimno, mokro. Temperatura kilku stopniowa. Lasy, mrocznie, wypatruje oznaczeń szlaku. Mam mdłości.
Janów, Przymiłowice i coś tam jeszcze. Mało pije, nic nie jem.
Olsztyn – 144 km, punkt kontrolny
Krótkie odmeldowanie się na punkcie i dalej. Gdzieś po drodze zamek w Olsztynie posadowiony na skałach. Cały czas ciemny i mroczny las. Usypiam na stojąco, tracę kontakt z rzeczywistością. Od wielu kilometrów cały się trzęsę z wyziębienia. Nie potrafię tego opanować, nie przystaje. Cały czas w ruchu, niewiele pomaga. Jakiś duży zwierz przebiega za moimi plecami. Zauważyłem tylko jego cień.
Bardzo, bardzo mi zimno …
Częstochowa – 161 km w końcu koniec, meta
Jestem w grupie z kilkoma zawodnikami, Jeden z nich mieszka w Częstochowie, zna trasę. Ostatnie kilka kilometrów suniemy się jak cienie po pustych chodnikach. Jest 08.10.2017 roku po godzinie 03.00, ciemno i zimno. Docieramy do mety skrajnie wyczerpani. Koniec
miejsce : 50
czas 31h 31min
Muszę się pozbierać do kupy i szukać transportu do domu …
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu aamp (2017-10-14,07:13): Znam ten ból,z trzech SOGów ukończyłem jeden,ten bieg ma w sobie cos takiego,że poniewiera bardziej,niż jakikolwiek inny.Za rok też startuję,albo on ,albo ja!
|