2017-09-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maratoński centymetr (czytano: 643 razy)
Czas między wiosennymi a jesiennymi maratonami wlecze się czasem nieubłaganie wolno. Niby jest lato i ciepłe, wieczorne wybiegania, świetne okoliczności przyrody i woń zmokłej trawy po burzy, ale jednak to długie kilkanaście (czasem więcej) tygodni między głównymi startami. Aby tą monotonnię zburzyć startuję w krótszych biegach kontrolnych, w wielu zakątkach naszego pięknego kraju. Czasem bliżej, czasem dalej. Często też odliczam ile mi jeszcze treningów pozostało do kolejnych wyzwań. Nie byłem nigdy żołnierzem tzw. zasadniczej służby wojskowej ale wiem, że "młodzi" często odmierzali czas do końca służby, odcinając kolejne liczby od krawieckiego centymetra. Ja też sporządziłem sobie taki centymetr aby widzieć ubywające treningi, dzień po dniu, tydzień po tygodniu.
I realizuję swój plan odcinając kolejne kawałki, od 98 do 1, od jednych zawodów do drugich. Etapami.
Tego lata są to bardzo przyjemne czynności. Pomijając bardzo uciążliwą kontuzję pachwin (której nie mogę wyleczyć, ale postanowiłem, że o bólach nie będę tu pisał, żeby nie zanudzić, takich blogów jest wystarczająco dużo), bardzo luźno mi się biega i uzyskuję wyniki w zawodach, które myślałem, że są dla mnie nie osiągalne. Zatem po kolei:
Kiedy na centymetrze pozostało 44 -Bieg Powstania (10 km), ukończony w czasie 38:35 (po drodze rekord na "piątkę").
Pod nr 43 - Pierwsza sztafeta ultramaratońska, w upalnym Wieliszewie (terenowe 11 km). Super zabawa w niezłym tempie.
A potem dwa, sierpniowe, półmaratony (nr 29 i 20)
Najpierw, w ulewnym deszczu, z Błonia do Borzęcina. Trzymałem cały dystans w granicach 4:00-4:05 i pobiłem rekord (3,5-letni) o 30 sekund ! (1:25:05). Byłem przeszczęśliwy i myślałem, że to kres możliwości.
Jednak w poczcie z planem na kolejne tygodnie znalazłem wskazówkę od Pani Trener, dotyczącą kolejnego startu, ledwie 13 dni później: "proszę zacząć 3:55-4:00 i powinien Pan to utrzymać". Nie wierzyłem. Przecież to daje czas poniżej 1:24 ! A gdzież tam. Nie zregeneruję się, nie utrzymam, nie dam rady ! Ale podjąłem wyzwanie. Uwierzyłem… i "pognałem" po uśpionej, mokrej od deszczu, prawobrzeżnej Warszawie. 3:55, 3:52, 3:59…a potem 5 km wyznaczone o 200 metrów dalej niż pokazuje zegarek…hmm Robię swoje: 3:59, 4:01, 4:04 - bo wiatr gwiżdże w twarz na nadwiślańskim Wale. Ale znajduję siły żeby przyśpieszyć. Bryła stadionu coraz bliżej…
Ostatni nawrót, w górze stacja kolejki, obok wejście do metra. Będzie dobrze ! To już tylko kilkaset metrów aby wśród buchających płomieni przekroczyć linię mety. Noga wciąż "podaje", choć czas jest niepewny bo tuż, tuż, na tym samym zakręcie, mignął balon z napisem 1:25. A przecież zegarek wskazuje, że powinno być minutę szybciej. Ale może to ułuda, w końcu kilometry nie były dobrze oznaczone. Zatem co sił w nogach, czy "w baku" zostało jeszcze trochę paliwa ? Na maksa, jeszcze jeden minięty biegacz, kolejny. Słyszę swoje imię ale się nie odwracam. Czerwone cyferki na biegowym cyferblacie mkną jak oszalałe i zatrzymują się na 1:24:00. Ale przecież nie startowałem z pierwszej linii… głęboki oddech, stęknięcie aż pielęgniarz się pyta: Czy wszystko gra ? Kiwam głową. Czy to jest ten bieg kiedy osiągnąłem swoje półmaratońskie maksimum ? Być może nie, ale jestem baaardzo szczęśliwy !!! 1:23:55 i idę po worek depozytu i pod prysznic "podgryzając" batonika z pakietu.
Potem jeszcze fotka na tle stadionu, połóweczka (zapiekanki ;-) i czas na odpoczynek. Czas regeneracji a potem ciężkiej pracy. Bo do maratonu jeszcze 19 treningów, w większości wymagających i trudnych, pokonywanych z bólem ale i narastającą ulgą. Bo wiem, że jestem na dobrej drodze. Biorę nożyczki, tnę i uśmiecham się znowu, bo widzę koniec mojego maratońskiego centymetra ;-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-09-06,08:30): Marku, co za piękne półmaratony, a "dyszka" też rewelacyjna! Gratuluję Z tym odcinaniem dni to świetny pomysł:)
|