Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1517]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
96 / 295


2017-05-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Pierwszy Orlen Warsaw Marathon 2013 - ostatni mój maraton (czytano: 1335 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://zapodaj.net/299a830fb74e6.jpg.html

 

Tak sobie przeglądałem swój blog i zauważyłem, że nie ma relacji z mojego ostatniego maratonu. Szkoda, że nie napisałem o tym zaraz po biegu, ale może z perspektywy czasu wyjdzie lepiej?

Kiedyś dawno temu chciałem pobiec maraton w Warszawie. Nie udało mi się tego zrealizować. Raz było bardzo blisko, bo już byłem w Warszawie. W ostatniej chwili zrezygnowałem. Dlaczego - dokładnie nie pamiętam. Chyba się przestraszyłem? Pamiętam za to, że buty na ten maraton, to były białe półtrampki z dwiema wkładkami dla lepszej amortyzacji. Potem był okres startowy, dużo biegów, dużo maratonów, ale do Warszawy nie trafiłem. Nagle czytam, że 21 kwietnia 2013 roku odbędzie się nowy bieg, z atrakcyjnym wpisowym - Orlen Warsaw Marathon. Nie namyślając się długo postanowiłem się zapisać. Co prawda ostatni maraton przebiegłem 6 lat temu - w 2007 roku, ale to dla mnie nie stanowiło problemu. Trzeba się przygotować, wystartować i wszystko. Byle jak biegać nie zamierzałem.
Więc zapisałem się i czas na trening. Przeglądam swoje zapiski biegowe no i...
Grudzień 2012 - 1 x 11 km, 18 x 10 km, 3 x 6 km. Razem 198 km.
Styczeń 2013 - 3 x 22 km, 5 x 16 km, 16 x 10 km, 1 x 6 km. Razem 312 km.
Luty 2013 - 5 x 22 km, 6 x 16 km, 1 x 15 km, 14 x 10 km, 1 x 6 km. Razem 367 km.
Marzec 2013 - 1 x 24 km, 1 x 22 km, 1 x 21 km, 1 x 18 km, 2 x 16 km, 1 x 15 km, 18 x 10 km, 2 x 6 km. Razem 334 km.
Kwiecień 2013 (do 19 kwietnia) - 1 x 35 km, 1 x 32 km, 1 x 30 km, 1x 28 km, 1 x 26 km, 9 x 10 km, 4 x 6 km . Razem 265 km.
Widać, że się nie oszczędzałem.
Starty: 3 marca - półmaraton - 1.33.01, 17 marca - 15 km - 1.04.32.
Od 21 marca zacząłem bezpośrednie przygotowanie do maratonu, według mojego pomysłu. Bieg długi, co dwa dni dłuższy o 2 km, bieg 10 km. Wszystko po szosie. Zrealizowałem to przygotowanie prawie w 100%. Raz przerwa w długich biegach wyniosła dwie dziesiątki, przedostatni dystans był dłuższy o 1 km. Wyglądało to tak: 16km/10km/18km/10km/20km/10km/22km/10km/24km/10km/10km/26km/10km/28km/10km/30km/10km/32km/10km/35km/10km. Tempo dziesiątek: od 46.50 do 52.20. Temperatura: od -2 do +10 stopni. Widać, że się nie obijałem. Tydzień przed biegiem - rozluźnienie. 3 x 10 km, 4 x 6 km, przy czym szóstki po crossowej trasie. Przygotowany byłem, ale na ile? Może na 3:10? Na tyle chciałem przynajmniej pobiec.

Wyruszam w piątek wieczorem pociągiem. Najpierw autobusem do Międzyzdrojów, potem pociąg bezpośredni do Warszawy. W Międzyzdrojach kupuję bilet. Kasjerka dziwi się, że nie ma wolnych miejsc, więc bilet bez zagwarantowanego miejsca. Wsiadam do pociągu - prawie nie ma ludzi. Dojeżdżam do Szczecina i tutaj stwierdzam, że coś się dzieje. Do pociągu wsiada tłum dziwnych ludzi. Okazuje się, że to kibice Pogoni Szczecin jadą do Warszawy na mecz. Dużo policji, jedna grupka z hełmami i pałami wsiadła do pociągu. Wyglądali jak z Gwiezdnych Wojen. Cichutko sobie siedzę. Jak ktoś się zgłosi na moje miejsce, to oczywiście wyjdę na korytarz. Do mojego wagonu na szczęście nie wsiadł kwiat kibiców. Za to wsiadł oddziałek policji i zaczął robić czystki. Opróżnili jeden przedział i tam się zainstalowali. Po przedziałach też chodzili i ludzi, którzy wyglądali na kibiców odsyłali do innych wagonów. Nie wiem jak się to miało do miejscówek, ale policja tak zarządziła i nie było zmiłuj. Ja tam na kibica nie wyglądałem, o miejscówkę się nie pytali, więc sobie siedziałem cicho. Zostało w przedziale dwóch kibiców umiarkowanych, dwóch ludzi, którzy wracali z roboty w Niemczech, reszty nie pamiętam. Tak sobie jedziemy, dojeżdżamy do Poznania. Po drugiej stronie peronu stał inny pociąg. Okazał się, że tamtym pociągiem jedzie grupa kibiców chyba z Gdańska. Normalnie zaczęły się sceny jak z filmu akcji. Pogoniarze podlatywali do tego pociągu i próbowali stamtąd wyciągnąć jakiegoś klienta. Zaczęły się jakieś szarpania, bójki, rzucanie przedmiotami. Policja nie za bardzo interweniowała. W końcu nasz pociąg ruszył i skończyła się akcja. Sen był raczej niemożliwy, ale nad ranem szczęśliwie dojechałem do Warszawy.

Wysiedliśmy z pociągu. Pogoniarze zaczęli się bratać z Legionistami. Wiadomo, że między nimi panuje przyjaźń. Przynajmniej tutaj zadymy nie było. Nie spieszyło mi się, więc powolutku poszedłem sobie w kierunku Stadionu Narodowego. Przeszedłem przez most na drugą stronę Wisły (jakoś nie lubię wysokości) i już byłem na miejscu. Gdzieś było przed 9, bo musiałem kilka minut poczekać aż organizatorzy otworzą podwoje. Zarejestrowałem się szybko i znowu pieszo udałem się tam gdzie będę spać. Szwagier pracował tymczasowo w Warszawie no i poszedłem tam gdzie mieszkał. Nie było daleko - gdzieś dwa kilosy. W sobotę nie pracował, więc go zastałem. Pyta się mnie - zwiedzamy coś? Ja mu mówię - nie będę zwiedzał, będę odpoczywał. No i tak zrobiłem. Może jakiś krótki spacerek był, ale to wszystko. Nawet nie byłem na pasta party na Stadionie Narodowym. Szwagier osobiście zrobił obiad - gulasz z makaronem, no i spałaszowałem ogromną porcję. Jakoś dzień minął, noc też i nastał niedzielny poranek. Jak się ubrać? Postanowiłem założyć otrzymaną koszulkę w pakiecie. Pamiętam, że ciepło nie było, ale nie było tak zimno, żeby biegać na długo.

Rano przebrałem się i wyruszyłem na start truchtem. Po co jeździć tramwajem, skoro i tak trzeba zrobić rozgrzewkę? Po drodze spotkałem kilku takich jak ja. Przywitaliśmy się i zamieniliśmy kilka słów. Niepotrzebne rzeczy spakowałem do torby, torba do depozytu, trochę jeszcze rozgrzewki no i trzeba się udać na miejsce startu. Na górę założyłem folię, żeby się nie wyziębić. Jeszcze kilka minut, folia na bok i...

START

Ruszyliśmy z kopyta. Byłem gdzieś blisko czoła, więc tempo na początek za szybkie. Przebiegamy przez most i dalej biegniemy po lewobrzeżu Warszawy. Do 5 kilometra ciągnę ostro.

5 km - 21:34, 343 miejsce. Zdecydowanie za szybko, więc zwalniam. Przeganiają mnie przeganiają, a jak ciągle nie mam się kogo przytrzymać z moim tempem.

10 km - 44:12, 389 miejsce. Biegnę luźno, dalej mnie przeganiają. Zdecydowanie za ostro zacząłem.

15 km - 1:07:40, 456 miejsce. Coraz mniej ludzi mnie przegania. Oglądam się za kim, z którym mogę biec i znajduję. Biegnę z jednym biegaczem razem gdzieś aż za półmetek. Zagadaliśmy do siebie - kilka słów o tym co było i co będzie.

21,1 km - 1:37. Tak mam zanotowane w swoich zestawieniach. Dokładnego czasu nie mam, bo mierzący czas nie umieścili go w komunikacie. Może nie mierzyli?

25 km - 1:54:25, 466 miejsce. Gdzieś koło 25 kilometra postanowiłem zawalczyć. Przyspieszyłem, zostawiłem swojego towarzysza biegowego. Teraz ja wyprzedzałem. Gdzieś było ostro pod górkę i nawrót. Umęczyłem się mocno. Trzeba było jednak wolniej, przynajmniej tam. Na punktach odżywczych piję wodę, jem kawałki bananów.

30 km - 2:17:10, 449 miejsce. Przez 5 kilometrów wyprzedziłem 17 biegaczy. Biegnie mi się dalej dobrze, wyprzedzam, chociaż tempo nieco siadło.

35 km - 2:41:52, 435 miejsce. Przez 5 kilometrów wyprzedziłem 14 biegaczy. Tempo spada, sił brak, teraz mnie wyprzedzają. Trzeba jakoś wytrzymać do mety.

40 km - 3:08:57, 488 miejsce. Jakoś się dowlokłem do 40 kilometra. Most i po chwili jestem na prawobrzeżu. Staram się jak mogę, ale już niewiele mogę. Jeszcze kilka zakrętów i okropnie długa prosta do mety. Na jednym z zakrętów otuchy dodaje mi szwagier.

META

Czas 3:22:02 (3:22:02 brutto), 511 miejsce na 3953 startujących. Na zdjęciu - podsumowanie mojego biegu wykonane przez firmę mierzącą czas. Miejsca nieco się różnią od oficjalnego komunikatu.
Medal na szyję (pierwszy z maratonu z ozdobną wstążką) i przechodzę do miasteczka biegowego. Tutaj nawadnianie, jedzenie, odpoczynek. Biegacz z którym biegłem przez długi czas i który mnie jednak przegonił - pyta co się stało. Jakby nie wiedział. To jest maraton. Odpocząłem, najadłem się, napiłem i wychodzę ze strefy zamkniętej. Jeszcze wcześniej telefon do szwagra i umawiamy się, gdzie się spotykamy. Przechodzę obok grupy strajkujących ludzi z Orlenu. To buczenie ich wuwuzeli było tłem tego maratonu. Życie. Spotykam szwagra i piechotą powoli idziemy sobie tam gdzie mieszka. Chciałem rozchodzić trochę ten maraton.

Zostało jeszcze dużo czasu do wieczornego odjazdu pociągu. Nie skusiłem się jednak na żadne zwiedzanie. Mały spacerek musiał wystarczyć. Obiad - wczorajszy gulasz z ziemniakami, kolacja i jadę tramwajem na bezpośredni nocny pociąg do Międzyzdrojów. Odjazd opóźnił się o ponad godzinę, ale na trasie czas został nadrobiony. W pociągu, w dodatku w tym samym przedziale spotykam znajomego biegacza z Trzebiatowa (jechaliśmy do Warszawy tym samym pociągiem o czym nie wiedziałem, po przyjeździe ja kupiłem bilet, on wziął miejscówkę, więc stąd ten sam przedział). Boguś jest bardzo dobrym biegaczem, jednak za szybko zaczął (poniżej 20 minut na 5 km), potem jakieś kłopoty na trasie i 1428 miejsce z czasem powyżej 3:35. Gdzieś tam go wyprzedzałem i nawet zagadałem. Mówił mi, że nigdy by się nie spodziewał, że nie będzie w stanie uplasować się w pierwszym tysiącu premiowanym kartą o wartości 100 zł, do realizacji na stacjach Orlen. Mi się to udało, więc koszty udziału w maratonie zmniejszyły się gdzieś o połowę. Mogły być jeszcze mniejsze, bo można było zakupić tzw. bilet weekendowy, o czym mi powiedział kolega. Następnym razem już będę wiedział...

...Następnego razu jeszcze nie było, chociaż minęły już 4 lata. Nieoczekiwanie zdarzyła się taka szansa, bo wziąłem udział w konkursie portalu MaratonyPolskie.pl na pakiety Wrocławskiego Nocnego Półmaratonu. Niestety szanownej komisji konkursowej nie przypadły do gustu moje argumenty i nici z wyjazdu. A można było wykurzyć lisa z nory :)

Bez przygód rankiem następnego dnia dotarłem do Międzyzdrojów. Tutaj chwilkę poczekałem na autobus i po kilkunastu minutach dotarłem do domu i do kłopotów. Na początek - załatwianie kupna i montażu pieca CO, bo stary się popsuł tuż przed wyjazdem. Życie.

Podsumowując - przewidywałem czas 3:10, więc 3:22 to dużo gorzej, ale nie tragicznie. Dlaczego tak się stało? Myślę, że kwestia odżywiania. Banany to za mało. Zresztą i tak dużo nie zjadłem, bo nie chciałem ryzykować niestrawności. A może trzeba było zaryzykować? To był mój 27 maraton, a czasowo - 17. Czy będzie więcej maratonów? Na razie jakoś nie chce mi się biegać z myślą, że nie mam szans na rekord życiowy, a nawet na jakiś dobry wynik w pobliżu 3 godzin. Kiedy goniłem 3 godziny, to było coś. Dogoniłem, przegoniłem i mam dość. Tak mi się rymnęło przypadkowo. Co to wielkiego pokonać maraton, jak się tyle razy pokonywało? Ale jak pojawi się coś superatrakcyjnego, to może się skuszę?

Po kilku dniach mogłem ściągnąć z internetu swoje zdjęcia i wideo z maratonu. Za darmo. Technika poszła do przodu w szaleńczym tempie. Po jakimś czasie przyszła karta na 100 zł do wykorzystania na stacjach Orlen, którą to kartę żona wykorzystała na zakup paliwa. Tym miłym finansowym akcentem zakończył się ten maraton.

... Po chwilach wspomnień z ostatniego maratonu zacząłem szukać maratonowe superatrakcje w internecie. Znalazłem Maraton Szczeciński. Czy to ta superatrakcja? Dosyć blisko, umiarkowane wpisowe, możliwość weryfikacji w dniu biegu, nigdy maratonu tam nie biegałem. Zastanawiałem się, ale chyba to jeszcze nie to.



Na zdjęciu - podsumowanie mojego biegu wykonane przez firmę mierzącą czas.
W linku - wreszcie meta.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2017-05-23,09:22): Powiem Tobie Jarku, że robią na mnie wrażenie przede wszystkim Twoje przygotowania :) Nigdy tak perfekcyjnie nie przygotowuję się do biegów. Ostatni mój maraton jesienią ubiegłego roku wyszedł mi 3:44, a przedtem były tylko dwa dłuższe wybiegania po niecałe 30 km :) I tak mam zawsze przed maratonem; dwa dłuższe wybiegania. Po prostu do takich treningów jak Ty nie mam cierpliwości :) Niemniej wyniki Twoje do pozazdroszczenia.
Jarek42 (2017-05-23,10:21): Żeby coś wybiegać, trzeba harować systematycznie i z planem. Ciekawe jakie miałbym rekordy gdybym miał trenera? Tego się już nie dowiem.
Shodan (2017-05-23,12:32): "Kiedy goniłem 3 godziny, to było coś" - nieodparcie nasuwa się skojarzenie z piosenką Skaldów: "...nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go..."
Jarek42 (2017-05-23,14:27): Zgadza się. Lepiej gonić :)







 Ostatnio zalogowani
orfeusz1
16:59
Mr Engineer
16:48
janusz9876543213
16:47
Zedwa
16:39
mar_ek
16:22
uro69
16:17
Raffaello conti
16:05
mieszek12a
15:45
Hubert87
15:28
CZARNA STRZAŁA
15:16
szalas
15:05
Maciex
14:35
kos 88
14:17
13
14:11
kryz
14:10
czewis3
14:00
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |