Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [6]  PRZYJAC. [136]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kryz
Pamiętnik internetowy
Opowieści dziwnej treści.

Krzysztof Ryzner
Urodzony: 1960-01-27
Miejsce zamieszkania: Jarosław
188 / 314


2017-05-15

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
14.05.2017.r. - 7. Opole Maraton. (czytano: 330 razy)



14.05.2017.r. - 7. Opole Maraton.
… każdy maraton jest skokiem w nieznane. Baz względu na to który raz się w nim startuje pierwszy czy osiemdziesiąty drugi. Chociaż patrząc z boku wydaje się że wszystko tu jest stałe i niezmienne. Jest on czymś czego nigdy nie da się zaplanować, czymś czego nie da się przewidzieć, czymś co za każdym razem inaczej się widzi, doświadcza, postrzega i inaczej smakuje. Nic, żaden trening na świecie nie jest w stanie przygotować cię na wszystko, co może się wydarzyć na ponad czterdziestodwu kilometrowej trasie. Czy jesteś dobrze przygotowany, czy znasz trasę biegu, zawsze jest to coś nowego i wyjątkowego coś niepowtarzalnego coś ekscytującego coś co cię nakręca. Nigdy nie da się przewidzieć wszystkiego z czym przyjdzie nam się zmierzyć na trasie. A w szczególności reakcji organizmu na wszystkie czyhające biegacza niespodzianki.
Pokonanie maratonu zawsze miało dla mnie szczególne znaczenie. To już był zauważalny dystans, to już był zauważalny wysiłek, to już był zauważalny ból. To już była zauważalna radość z uzyskanego wyniku lub zauważalna gorycz porażki. Jednak pokonanie maratonu w Opolu znaczenie to jeszcze potęgowało. Tu od 2012.r. pracowałem, tu spędzałem większość czasu, tu znałem wiele ludzi i jak mniemałem ludzie mnie znali … Biegacze mieszkający w mieście w którym jest rozgrywany maraton dzielę się na tych którzy w nim nie startują z definicji i na tych którzy w nim z definicji startują. Ja należę do tej drugiej grupy. Staram się zawsze startować w takich biegach i co by nie powiedzieć właśnie w tych biegach zależy mi na dobrym wyniku, jak chyba każdemu. Chyba, że były kiedyś w tej materii jakieś wyjątki …
Maraton w Opolu nie należy do łatwych i nie jest to tylko moja opinia. Szczególnie jego część biegnąca przez ścisłe centrum miasta. Biorąc też fakt, że nie uczestniczy w nim bardzo dużo biegaczy szczególnie drugą jego część, gdy biegnie się przez większą część dystansu samemu, nastręcza sporo trudności. Jednak jeszcze kilkanaście dni temu zakładałem uzyskanie w nim wynik poniżej 3.25. Pomimo tego, że był to mój czwarty kolejny maraton w czwartą kolejną niedzielę. Opierałem swoje przewidywania na wynikach osiągniętych na Orlenie w Warszawie 23.04.2017.r. ( 3.29 ) i na Maratonie w Krakowie 30.04.2017.r. ( 3.26 ). Jednak ostatni start w Maratonie w Lublinie 07.05.2017.r. zupełnie mi nie wyszedł ( 3.51 ) i dał mi sporo, a nawet bardzo dużo do myślenia. Nie tylko do myślenia. Mocno się zastanawiałem nad tym czy niepowodzenie było związane z błędami, które na nim popełniłem i mocno selektywną trasą, czy zmęczeniem organizmu. To wszystko starałem się przemyśleć i uznać. Jednak przede wszystkim starałem się sobie wmówić, że był to tylko wypadek przy pracy i jestem aktualnie dobrze przygotowany …
Ostatnie dni przed startem starałem się dużo odpoczywać nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Starałem się szczególnie doprowadzić organizm do takiego momenty, aby poczuł on głód biegania. W tym właśnie widziałem i upatrywałem swoją szansę.
W sobotę w dniu poprzedzającym zawody w godzinach popołudniowych udałem się do Biura Zawodów mieszczącego się nieopodal Amfiteatru Opolskiego po odbiór pakietu startowego. Planowałem być tam krótko jednak spora ilość znajomych spowodowała, że czas ten się przeciągnął. Potem udałem się na stadion Odry Opole, gdzie miejscowa drużyna po zwycięstwie nad Błękitnymi Stargard Szczeciński świętowała powrót do 1 ligi …
Niedziela …
Nadszedł ranek przed maratonem. Nie wstałem wczesnym rankiem i nie wsiadłem do samochodu, ani do pociągu, aby udać się do miejscowości, gdzie miał nastąpić start biegu. Nie musiałem tego robić bo maraton był w Opolu. Co prawda obudziłem się wcześnie, jednak … Zjadłem lekkie śniadanie, i jeszcze się położyłem, postanowiłem jeszcze maksymalni odpocząć. Będąc już spakowany w ostatniej chwili wstałem i wyszedłem około 7.20 z domu …
Pogoda nie rzuciła mnie na kolana. Tego się spodziewałem. Na polu, a jak mówią opolanie na dworze była piękna słoneczna pogoda, wiał lekki wiaterek. Temperatura jak wychodziłam wynosiła 13.5° C. Zapowiadał się więc piękny majowy dzień, no może nie tak piękny jeżeli chodzi o bieganie. Po 45 minutach pieszego marszu z Malinki dotarłem do Biura Zawodów, szybko się przebrałem i rozpocząłem niekończące się rozmowy ze spotkanymi w Biurze znajomymi. A było ich naprawdę sporo …
Wreszcie ostatnie minuty i bezpośrednie przygotowania do startu, krótka rozgrzewka …
Godzina 9.10 …
Padł strzał startera … Wszyscy biegacze razem, maraton i półmaraton. Zastanawiałem się jakim człowiekiem będę po 42 km. Kimś komu się udało czy kimś kto musiał się pogodzić z przegraną. Zacząłem biec losowi i wynikowi na spotkanie. Nie miałem świadomości upływającego czasu. Nie patrzyłem na zegarek. Tempo miałem w głowie i w nogach. Skupiłem się na trasie, którą znałem dość dobrze. Przecież startowałem na niej już po raz kolejny. Jeszcze wieczorem przed startem zastanawiałem się czy biec z zającem prowadzącym grupę na 1.40 ( półmaraton ), czy z zającem prowadzącym maraton na 3.30 … Wybrałem zająca na 1.40, tak podpowiedziała adrenalina … a więc początek bardzo ostry …
Miałem przed sobą cztery okrążenia trasy z najtrudniejszym chyba odcinkiem w centrum miasta, który trzeba było pokonać cztery razy, oraz z niewiadomą nad Odrą gdzie mogło wiać …
Wiedziałem, że trzeba się kontrolować i reagować na sygnały płynące z wnętrza organizmu. Jednak zając dyktował tempo. Liczyłem, że biegnie równo i ekonomicznie. I tak mi się też wydawało. Biegłem tak kilometr po kilometrze. Pierwsze kilometry biegłem kompletnie wyłączony, odizolowany od świata w którym byłem, biegłem w głębokiej zadumie i skupieniu. Widziałem tylko nieznaczny odcinek trasy na której byłem. Jako biegacz byłem ponownie w swoim świecie i podobało mi się to. Na prostej biegnącej równolegle do wałów nad Odrą, gdzieś na 2 - 3 km poczułem zapach trawy, zapach wiosny. Biegło mi się naprawdę swobodnie, lekko i dobrze …
Pierwsze okrążenie ( ok. 10.5 km ) pozwoliło mi dokonać wstępnej analizy trasy i warunków na niej panujących. Wiedziałem, że będzie naprawdę gorąco. Temperatura już wtedy wynosiła 23.0 C. Już wtedy wiedziałem co mam robić. A przynajmniej tak w tej fazie biegu mi się wydawało. Jak się później wydawało błędnie …
Drugie okrążenie, wreszcie luźniej na trasie. To było kolejne 10 km, które musiałem maksymalnie wykorzystać. Tu biegłem przecież z zającem z półmaratonu i sporą grupą biegaczy. Zerknąłem na milczącą jego twarz. Trzymałem się za nim. Biegliśmy tak blisko, a jak różni zarazem. On dyktowałem tempo grupy … ja miał tylko albo aż biec na nim. Tak biegnąc czułem, że z każdym krokiem zbliżam się do prawdziwej bitwy … A miała ona się zacząć już na trzecim okrążeniu po 21 kilometrze maratony, gdzie na trasie mogłem zostać praktycznie sam. Na około 12 km pomimo faktu, że biegłem w stałym tempie, jednak minąłem zając. I to był chyba kolejny błąd, który zrobiłem. Czułem się dobrze i wydawało mi się, że w tempo w którym biegłem jest odpowiednie, nie zwolniłem …
Gdzieś około 19 km ponownie biegłem z zającem prowadzącym półmaratonu na 1.40. Biegł on sam. Jak się okazało pogoda i upał robiły swoje, nawet dla biegaczy kończących półmaraton. Było już naprawdę gorąco przy bezchmurnym niebie.
Kończę drugie okrążenia, a w zasadzie półmaraton. Jest dobrze, chociaż już wtedy wydaje mi się, że biegną za szybko. Czas poniżej 1.41.
Trzecie okrążenia, biegną w zasadzie sam. Odstępy miedzy biegaczami robią się coraz większe. Coraz trudniej przychodzi pokonywanie kolejnych kilometrów, jednak czas szybko mija, kilometry uciekają …
Zaczynam czwarte okrążenie, 32 km … Pomaga mi biec kolega z Opola Eligiusz. Mobilizuje mnie do walki. Jest już to wszystko co w maratonie najpiękniejsze, jest zmęczenie, jest zwątpienie, jest wreszcie ból. Staram się walczyć, walczyć, walczyć …
Straszy upał … Wreszcie centrum Opola. Co chwila biegnę po kostce. To naprawdę męczy. Ostatni podbieg po kostce pod Solarisa. 40 km …
42 km, znowu kostka. Wreszcie upragniona meta 3.35.05.
Jestem naprawdę zmęczony. Chwilę dochodzą do siebie. Piję, piję, piję …
Nagle otrzymuje od Pawła zimną puszkę piwa. Osuszam ją w sekundzie, stawia mnie ona na nogi …
Siedzę i analizuję na gorąco swój start. Zdaję sobie sprawę, że nie pobiegłem mądrze. Mimo upału zacząłem za mocno. Nie wypiłem na trasie wystarczająco dużo płynów. Wmówiłem sobie, że jestem dość wytrzymały i zrelaksowany, by biec szybko. Innymi słowy, popełniłem w większości te same błędy co zwykle. Ale na tym właśnie polega piękno i urok maratonu, wie się co się robi źle, ale w następnym biegu to się znów powiela …
Jednak po raz kolejny okazało się że jestem biegaczem. Mogę biegać. Mogę pielęgnować to najwspanialsze dla mnie uczucie i wolno mi czuć satysfakcję z osiągania przez siebie celów, które sobie postawię. Nieważne jaki czas czy dystans mnie od nich dzieli. Nie musze wstydzić się tego, że biegam. Przecież życie ma sens, gdy robi się to co się lubi, gdy czerpie się z niego pełnymi garściami, a nie wegetuje i narzeka. Życie nie zaczyna się i nie kończy w korporacji jak niektórzy sądzą. Albo tylko udają, że tak sądzą. Kocham bieganie jestem kochającym przygodę zapaleńcem z Jarosławia. Robiącym coś niezmiernie dla siebie ciekawego i ważnego. Bo przecież za fasadą romantycznych frazesów o miłości do biegania, kryją się przebiegnięte kilometry w słońcu, deszczu, mrozie czy upale. Sądzę ponadto, że biegający po 100 kilometrów tygodniowo, wiem, że bieganie nie przynosi zysków, lecz jest nagroda i przygodą samą w sobie.
PS.
Serdecznie podziękowanie:
- grupie kibiców ( kolegów ) z Opola kibicujących na parkingu na Bolko - było super
- Eligiuszowi za pomoc
- Pawłowi za piwo po biegu
- i tym wszystkim, którzy mnie w czasie biegu wspierali, kibicowali i pomagali …

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


waldek71 (2017-05-15,21:52): Gratuluję wyniku. Pogoda była jak była. Trasa jest dość trudna, ale to wiedzieliśmy od poczatku. Też nie osiągnąłem jakiegoś wielkiego wyniku (u mnie był to drugi maraton w ciągu tygodnia), ale wiedziałem, że z uwagi na powyższe nie mogłem liczyć na fajerwerki czasowe. Ale z tego samego powodu, który pięknie opisałeś w ostatnim akapicie przed P.S., wróciłem do domu szczęśliwy. Dziękuję Ci bardzo za te kilka słów, które czynią, że robimy to, co robimy. Pozdrawiam.
andbo (2017-05-16,08:55): Gratuluję - czas naprawdę znakomity! Czyli Lublin to po prostu specyfika trasy. I w pełni się z Tobą zgadzam - plan planem, a startowa adrenalina robi swoje...refleksja zwykle przychodzi za późno!







 Ostatnio zalogowani
robert85
00:03
romangla
23:51
Fredo
23:47
Robertkow
23:38
rolkarz
23:02
GRZEŚ9
22:52
inka
22:12
Świstak
22:12
arco75
22:11
ronan51
22:05
uro69
21:44
Admin
21:41
Wojciech
21:37
modzel11
21:31
mario1977
21:29
romelos
21:26
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |