2017-05-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 16. PZU Cracovia Maraton - 30.04.2017.r. (czytano: 272 razy)
16. PZU Cracovia Maraton - 30.04.2017.r.
Żeby dokonać czegoś w życiu potrzebna jest zawsze mocna wiara w sukces i pewność siebie. Pewność i przekonanie, że to co się robiło ma sens. Z maratonem jest podobnie. Upór i praca na treningach ma nam dać wynik na który się przygotowujemy, na który liczymy, wynik o którym marzymy. Jednak nawet tytaniczna praca nie zapewnia z góry zakładanego wyniku. Prawda jest jednak taka, że wśród biegaczy nie ma ludzi niezwyciężonych. Zawsze na którymś etapie zdarzają się błędy i niepowodzenia. Maraton jest dużym wyzwaniem, uczy pokory nawet najsprawniejszych i najlepiej do niego przygotowanych. I właśnie dlatego tak wszystkich ekscytuje i tak pociąga.
W niedzielę 30 kwietnia 2017.r. rano obudziłem się u syna w Krakowie w przekonaniu, że uda mi się pokonać maraton w czasie poniżej 3.25. Mocno w to wierzyłem. Tydzień wcześniej 23 kwietnia 2017.r. biegałem 5. ORLEN Worsow Marathon i uzyskałem tam czas 3.29.52. Sposób w jaki pokonałem ten maraton pozwalał postawić sobie za cel właśnie wynik poniżej 3.25. Jednak zdawałem sobie doskonale sprawę z faktu, że czasu w maratonie nie zamawia się w barze czy restauracji jak dania na wynos. Trzeba go po prostu wybiegać …
Zjadłem jak zwykle na śniadanie … i udałem się z synem na miejsce startu. Miejsce startu jak w latach ostatnich usytuowane zostało w samym centrum Krakowa. Bo jak by inaczej nazwać Rynek Królewskiego Miasta. Rynek z Kościołem Mariackim, z Pomnikiem Adama Mickiewicza i Sukiennicami w tle …
To właśnie tutaj zwykle w sennym o tej porze i w tym niedzielnym dniu mieście Krakowie tłoczyło się kilka tysięcy biegaczy by przebiec maraton. Byłem jednym z nich. Maraton spowodował, że centrum Królewskiego Miasta po prostu wrzało. Słychać było muzykę, głos spikera, krzyki, nawoływania biegaczy i zwykłe rozmowy. Panował wielki ruch … Byłem tam, w samym środku Rynku, byłem jednym z biegaczy. Jednym z uczestników, z własnymi marzeniami i z własnymi nadziejami, z jasno postawionym celem, który miał mi dać końcowy sukces …
Miał to być mój dziesiąty kolejny start w Cracovia Maraton. Startowałem w nim nieprzerwanie od 2008.r. Początki bywały różne, żeby nie powiedzieć bardzo słabe. Pierwszy swój wynik jaki tu osiągnąłem to czas 4.08. Uzyskałem go na jeszcze starej trasie do Nowej Huty. Jednak na przestrzeni tych kilku lat wydaje mi się, że tamta trasa mi po prostu nie leżała. A i wtedy trochę inaczej „ trenowałem ” i biegałem. Szczególnie powrót z Nowej Huty, oraz odcinek nad Wisłą i potem przebiegniecie prawie dwóch okrążeń na Błoniach nie były dla mojej psychiki najlepsze. Myślę, że nie tylko dla mojej …
Zmieniała się trasa tego maratonu, zmieniał się też jego termin, zmieniała się liczba jego uczestników, ale jak widać mój sentyment do niego niezmiennie pozostał …
Nowa trasa jest chyba bardziej przyjazna dla biegaczy. Na niej też w 2016.r. uzyskałem swój drugi rezultat w biegach maratońskich ( 3.17 ), dlatego jak mi się wydaje jest dla mnie odpowiednia. A przede wszystkim działa dobrze na moją psychikę. Wmawiałem sobie, że lubię na niej biegać i z tą myślą szykowałem się do przebiegnięcia po raz kolejny 42.195 metrów.
Na maraton przyjechałem w sobotę wieczorem. Jeszcze cały sobotni dzień pracowałem ciężko w Opolu. Tak, że pakiet startowy odebrał mi już w piątek mój syn mieszkający w Krakowie i też biegnący maraton …
Na start, który wyznaczono na godzinę 9.00 przybyłem odpowiednio wcześnie tak, aby bez pośpiech przebrać się i ustawić na linii startu. No może nie na samej linii, ale w miejscu, które umożliwiało mi jak sądziłem w miarę swobodne pokonanie szczególnie pierwszych kilometrów. Trochę miałem obawy o pogodę, bo cały tydzień poprzedzający maraton było chłodno, żeby nie powiedzieć zimno i deszczowo … W piątek do południa w Opolu padał nawet cały czas śnieg przy temperaturze 2,0 ° C. Jednak pogoda w ten niedzielny poranek zapowiadała się naprawdę bardzo dobra. Jak wyszedłem z domu na start było pochmurno, chłodno, ale nie zimno. Co bardzo ważne było praktycznie bezwietrznie. Jednak po przyjeździe na Krakowski Rynek zaczął kropić deszcz, który towarzyszył biegaczom przez większą część dystansu. Ale w mojej ocenie nie przeszkadzał zawodnikom. Tak więc warunki były naprawdę dobre …
Stanąłem na starcie, a w zasadzie przepychałem się na miejsce, które uznałem za odpowiednie. Przepychałem się bo źle wszedłem w miejsce przeznaczone na strefy startowe …
Wyścig zapowiadał się dobrze, w każdym razie lepiej niż poprzedni … Starałem się szczegółowo rozplanować szczególnie początek biegu. Bałem się narzucenia zbyt ostrego tempa szczególnie na pierwszych kilku kilometrach. Pamięć o wcześniejszych zbyt ostrych startach, które potem kosztowały mnie utratę sił, w dalszej części trasy, miała być moim hamulcem i chyba też była. Wiedziałem o tym, że w maratonie bywa tak, że wystarczy jeden błąd i koniec o dobrym wyniku. Jedno podkręcenie tempa …
Dlatego taż grupa stojąca w niedalekiej odległości przede mną, a biegnąca na 3.15 dość szybko mi odeszła …
Każdy na jakimś etapie 42 kilometrowej trasy myśli to samo. Może pobiegnę szybciej. Osiągnę wtedy zaplanowany lub lepszy wynik. Ta myśl może trwać krótko, ale to wystarczy, oby stać się pożywkę dla nadziei. Nadziei, która jest dla maratończyka bardzo niebezpieczna, bo od niej do błędu już bardzo blisko. Może ona zniszczyć nie tylko psychikę. Ale to nie jest najgorsze. Dalej jest się na trasie i ma się do pokonania wiele kilometrów. Tu nie ma okazji odpocząć, przeczekać … Wtedy reszta drogi to koszmarny ból i walka za samym sobą. Walka z własnymi słabościami, z własną psychiką …
Wreszcie odliczania i upragniony start …
Punktualnie godzina 9.00 …
Ruszamy … Biegniemy w stronę Wawelu. Po kilkudziesięciu metrach mijamy po prawej stronie Restauracje u Wierzynka. Zawsze będąc na Krakowskim Rynku mój wzrok ucieka w tym kierunku. To tutaj Kazimierz Wielki wyprawił wielką ucztę jak się nie mylę w 1364.r. A przecież o Kazimierzy Wielkim pisałem prace z historii i jest on moim ulubionym władcą … Staram się w czasie biegu myśleć o czymś innym niż samo bieganie. Dla mnie myślenie o maratonie, tempie i strategii biegu przez 3.30 było by zabójstwem. Było by strasznie męczące … Stąd myśli właśnie uciekały akurat teraz w tamte tematy historyczne. Maraton ma przecież w nazwie „ Z historią w tle … „
Pierwsze kilometry, jeszcze wszyscy biegną razem. Nie czuję zmęczenie. A więc dobrze zregenerowałem się po niedzielnym maratonie w Warszawie …
Mijają kilometry. Trochę źle, że nie mam GPS – a odmierzającego czas, biegnę praktycznie na czuja. Ale biegnę przed grupą na 3.30 i jak mi się wydaje kontroluje tempo. Trochę szkoda, że Organizatorzy nie umieścili na trasie zegarów jak to było na Orlenie w Warszawie i praktycznie nie wiem dokładnie na jaki czas biegnę.
Na nawrotce koło Tauron Areny na 15 km widzę, że mam nad grupą na 3.30 około dwie i pół minuty przewagi. A więc jest dobrze. Nie czuję większego zmęczenia, biegnę w miarę swobodnie. Jak się potem okazuje na 21.097 km mam czas 1.42.10 ( 1.41.13 ).
Druga pętla, jak analizowałem na mecie była trochę wolniejsza …
Już wtedy zaczyna się walka. Trzeba się mocno skoncentrować na biegu. Organizm słabnie, zaczyna brakować sił, pojawia się zmęczenie i ból, a trzeba starać się utrzymać zakładane tempo.
Nie mam specjalnie kryzysu na całej trasie maratonu. Kryzysu zarówno fizycznego jak i psychicznego. Tak, że drugie okrążenie mija mi naprawdę szybko. Od 30 km zaczynam wyprzedzać innych biegaczy. To zawsze działa mobilizująco na psychikę. Na mnie też … Patrząc na zegarek widzę, że nie będę miał specjalnie problemów ze złamanie 3.30 jednak zakładaną granicę 3.25 nie uda mi się prawdopodobnie złamać …
Wreszcie 40 … i zaraz potem koło Wawelu 41 km. Ulica Grodzka i upragniony finisz przy naprawdę ogłuszającym dopingu kibiców zgromadzonych na trasie.
Czas 3.26.45 ( 3.25.47 ) …
Jeszcze tylko oczekiwanie na syna i powrót do domu. Kąpiel … obiad … krótki odpoczynek i ponowne wyjście na spacer na Krakowski Rynek, ulicą Grodzką, na Wawel i Krakowskie Błonia, powrót na Rynek …
A więc zakładanego wyniku nie udało mi się uzyskać, ale i tak jestem zadowolony. Teraz tylko oczekiwanie na kolejny start za tydzień w Lublinie i za dwa tygodnie w Opolu …
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora 8035halicz (2017-05-03,21:20): Relacja maratońskiego konesera.Czytając smakuje niczym...najbardziej wykwintne danie u Wierzynka.
|