2017-05-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| II Bieg po Kulturę. Dzień flagi (czytano: 754 razy)
Na Bieg po Kulturę wpisałem się internetowo jako pierwszy. Limit był 150 osób, ale sporo zabrakło, żeby go wyczerpać. Dziwne, ponieważ bieg był bezpłatny, odbywał się w znanej nadmorskiej miejscowości w weekend majowy, w pakiecie była koszulka, po biegu można było coś zjeść, można też było posłuchać muzyki na żywo. Te atrakcje nie przyciągnęły jednak wielu biegaczy. Z tego co udało mi się podpatrzeć u sędziów mety - bieg ukończyło 68 biegaczy.
Jakoś na ten bieg specjalnie się nie nastawiałem. Dzień przed zrobiłem trening 10x500 metrów. Czy pobiegnę zastanawiałem się jeszcze w dniu biegu. Start planowany był w Międzyzdrojach o godzinie 12.00. Gdzie indziej start, gdzie indziej meta, więc były dodatkowe problemy logistyczne. Miało być zimno, ale koło 9 było już 15 stopni. Wiał za to mocny wiatr, a nad morzem mógł być jeszcze mocniejszy. Dzień przed planowałem pobiec na długo. Teraz może trzeba było zweryfikować te plany?
Na śniadanie - półstartowe menu - kakao, chleb z masłem i miodem. Kakao w dniu startu dawno nie piłem. Do Międzyzdrojów wyjazd rowerem o godzinie 10.11. Przy znaku teren zabudowany - Międzyzdroje przyjazd godzina 11.06. Kilka ostrych górek i pod te górki idę pieszo, prowadząc rower oczywiście. Na szosie armagedon - samochód za samochodem. Lepiej tutaj nie jeździć rowerem. Ale cóż - siła wyższa. Jak trzeba to trzeba. Na miejsce startu i równocześnie biura zawodów przyjeżdżam o godzinie 11.13. Pierwsza spotkana przeze mnie znajoma osoba, to przyszły zwycięzca biegu - Arek. Trochę sobie pogawędziliśmy. Rejestracja, podpisanie cyrografu, numer startowy (11) i koszulka. Sprawy załatwione, więc trzeba teraz przejechać się na metę, która jest usytuowana w międzyzdrojskim amfiteatrze. Tutaj przebieram się, przypinam numer startowy i jestem gotowy do biegu. Wyszło jak wyszło - góra na długo, dół na krótko, czapka z daszkiem. Jeszcze trzeba wrócić truchtem na start - dobra rozgrzewka. Po kilkunastu minutach truchtu jestem na miejscu. Trochę jeszcze rozgrzewki. Spotykam kilku znajomych, w tym niezmordowanego Jurka Ochotę. Ma jeszcze ochotę na bieganie :)
START
Czapkę z daszkiem ściągnąłem z głowy, żeby mi się na początku nie zgubiła. Nie założyłem jej aż do końca biegu. Biegnę najpierw piąty, potem szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty, dziesiąty. Droga z płyt jumbo, więc jest bardzo nierówno. Nie idzie mi coś - mięśnie jakieś sztywne. Skręt w stronę plaży i już jestem jedenasty, potem dwunasty. Na zejściu do plaży wyprzedziłem jednego biegacza. Trochę lepiej technicznie pokonałem schodki. Niestety na plaży było pod wiatr, więc się biegło niezbyt komfortowo. Wkrótce zostałem wyprzedzony przez tego biegacza. oglądam się do tyłu - długo długo nic. Więc tak sobie biegnę. Uważam, żeby mi nie zamokły buty. Fale były duże, więc o to było nietrudno. Czasem musiałem wbiec na miękki piasek. Ludzie sobie spacerują, stoją nad morzem, więc często musiałem kluczyć wśród nich. Przede mną dwóch biegaczy oddalało się systematycznie ode mnie. Dogonili trzeciego, ale ten jakoś się utrzymał. Myślałem, że osłabnie i będę mógł go przegonić - nic z tych rzeczy. A u mnie sytuacja kiepska. Sił brak, nogi nie niosą. Pod koniec biegu trzeba zbiec z plaży na promenadę. Jak ja lubię ten miękki piasek pod butami :( Masakra. Żeby dostać się na promenadę jeszcze ostro pod górkę po polbruku. Jak znalazłem się na płaskim, to opadłem zupełnie z sił, nogi były drewniane. Zawsze końcówkę przyspieszałem - dzisiaj nie byłem w stanie.
META
Na mecie otrzymuję jak przystało na Dzień Flagi - naszą biało-czerwoną. Czas 22.05. Miejsce - 12 na 68 startujących. Na scenie gra na żywo zespół Queen. No może nie ten prawdziwy, ale gra prawdziwe ich piosenki i to całkiem fajnie. Butelka wody, ciasto, banan - trzeba się pożywić. Zaglądam przez ramię pani, która zapisuje wyniki. Wychodzi na to, że mój numer 11 jest zapisany na 10 miejscu. No to wreszcie jestem 12 czy 10? Może ktoś zeszedł z trasy, a może ja się pomyliłem? Rok temu jeden z organizatorów dobiegł do skrętu na plażę i tam się zatrzymał, żeby pokazywać kierunek biegu. Może w tym roku było tak samo? Więc w statystykach zapisuję sobie 10 miejsce. Na oficjalne wyniki nie liczę. W tamtym roku nie było i w tym też może nie być. Dlatego tak się miotam. Trochę jeszcze posłuchałem zespołu, przebrałem się i czas było wracać. Postanowiłem, że przejadę cały dystans bez zsiadania z roweru. Kiedyś byłby to mały pikuś. Teraz człowiek ma mniej siły. Dobrze, że w rowerze mam 3 przerzutki i ta pierwsza jest akuratna do jazdy pod górkę. Jakoś podjechałem pod trzy duże górki i kilka mniejszych. Zjazdy były o wiele fajniejsze. Czas od strefy zamieszkania Międzyzdroje do strefy zamieszkania Kołczewo - 42.55. Do domu zajęło to mi 45.35. Piszę o strefach zamieszkania, ponieważ są też zielone tabliczki z miejscowościami. Musi być dokładnie, żebym następnym razem też sobie zmierzył dla porównania.
Podsumowując - niezły trening biegowo-rowerowy. Sportowo kiepsko, ale dzień po interwałach trudno jest o dobrą dyspozycję.
Następny dzień - dziwna rzecz. Nogi nie bolą, chociaż dostały dużo niebiegowych (rowerowych) bodźców. Może to dobry znak?
Zdjęcie - organizator. Już nie mam takich bujnych włosów :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |