2017-04-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 5. Orlen Warsaw Marathon 23.04.2017.r. (czytano: 231 razy)
Dziś kiedy zastanawiam się nad moim ulubionym maratonem, odpowiadam: 4. Warsaw Orlen Marathon 2016.r. … Przez wiele lat biegałem w wielu fantastycznych maratonach, ale tamten był przełomowy. Może inne były lepsze, piękniejsze, lub miały to coś co się potem wspomina przez lata, ale … Ale, dla maratończyka - amatora, pobicie rekordu życiowego jest niczym dla himalaisty zdobycie ośmiotysięcznika. Byłem wtedy bardzo zadowolony i szczęśliwy. I tak na dobrą sprawę na mecie biegu nie wiedziałem co się dzieje, widząc uzyskany rezultat. Pod koniec biegu przestraszyłem się trochę wyniku jaki mogę osiągnąć na mecie. Bałem się, że tego tempa nie wytrzymam. Na mecie nie byłem, aż tak bardzo zmęczony i wydawało się, że mogło być jeszcze lepiej …
Udowodniłem sobie, że jeszcze mogę biegać skuteczniej. Po sześciu latach pobiegłem wreszcie szybciej. Moje podejście do biegania zmieniło się niemal z dnia na dzień. Uzyskałem wtedy czas 3.14, czas który mnie zaskoczył. Nic wówczas przed biegiem nie wskazywało i świadczyło, że osiągnę taki właśnie rezultat. Po tym biegu po prostu uwierzyłem w siebie. Zacząłem biegać regularnie poniżej 3.30.
Czasami bieganie polega na stopniowym somodoskonaleniu się, ale mój wynik na 4. Warsaw Orlen Maratonie świadczył o gwałtownym skoku. Teraz pytanie brzmiało, czy jestem w stanie powtórzyć ten rezultat. Czy jestem w stanie równie szybko biegać w następnym roku. Czy 2016.r. był tylko jednorazowym dobrym okresem w którym szybko biegałem. Nie było innego sposobu jak sprawdzenie tego właśnie tu i teraz. Wiedziałem, że mam na to w 2017.r. kilka szans, ale pierwsza pojawiła się właśnie 23 kwietnia w Warszawie …
Jednak okres przygotowawczy do maratonu upłyną dla mnie niezbyt ciekawie. Mała ilości przebiegniętych kilometrów w miesiącach od stycznia do marca 2017.r. świadczyła, że szansa na powtórzenie tego wyniku jest naprawdę znikoma. Co prawda pod koniec marca i w kwietniu biegałem już na poziomie ubiegłego roku, ale … Pomimo niezłego wyniku, biorąc pod uwagę okres przygotowawczy, osiągniętego w marcu 2017.r. na Malcie ( 3.28 ), miałem spore obawy o swoją aktualną dyspozycję. Jednak ufny w swoje doświadczenie po raz piąty postanowiłem stanąć na starcie tego właśnie wyścigu …
Zwycięzca maratonu w Nowym Jorku w 2016.r., Ghirmay Ghebreslassie, mistrz świata w maratonie z Pekinu, tak mówił kiedyś po biegu: " Kluczowym czynnikiem, niezbędnym do zwyciężania w wielkich biegach jest pewność siebie. Jeśli ją stracisz, nie masz co marzyć o wielkich wynikach. " Zachowując oczywiście stosowne proporcję, ufałem też obecnie w swoje możliwości. I z taką ufnością wybierałem się do Warszawy na swój 90 maraton ( licząc w tym biegi ultra ) …
Co do samego maratonu jeszcze pod koniec 2016.r. i na początku obecnego roku były obawy czy maraton ten się odbędzie. Zmiany w kierownictwie Orlenu wskazywały na to, że maraton ten może już więcej nie pojawić się w kalendarzu imprez. Jednak jak się potem okazało znowu jest …
Wyjazd w sobotni poranek z Jarosławia i przyjazd do Warszawy Polskim Busem za symboliczną złotówkę, a następnie dotarcie do Biura Zawodów przebiegły bez zakłóceń. W podróży trochę myślałem o lekkiej nadwadze, która została mi po zimie i świętach. Rozmyślałem też o pogodzie jak czeka mnie na starcie i w trakcie biegu. A zapowiadała się ona nieciekawie. Ustalałem też jak mi się wydawało najlepszą strategię na niedzielny wyścig …
Po pobraniu pakietu startowego w Biurze Zawodów i dotarciu do hostelu pozostał mi tylko wieczorny i nocny odpoczynek i oczekiwanie na niedzielny poranek …
Dzień maratonu …
Niedzielny poranek przywitał mnie nie tak znowu tragiczną pogodą jakby to wskazywał dzień poprzedni …
Godzinę rozpoczęcia biegu wyznaczona na 9.00.
Start obok Stadionu PGE Narodowego, następnie Most Świętokrzyski i Stare Miasto … tak wyglądał początek trasy. Z tego co podali Organizatorzy trasa była taka sama jak w latach ubiegłych. A więc znałem ją naprawdę dobrze.
Strategia była prosta. Pokonanie i złamanie granicy 3.30. O ile i w jakim czasie, to miało się okazać na trasie i potem na mecie.
Przed startem jak to zwykle przy biegach z kilkutysięczną rzeszą biegaczy dość spore tłumy i lekkie zamieszanie …
Wreszcie upragniony start … Sygnał do startu dała Anita Włodarczyk …
Wystartowałem dobrze. Jak się okazało na starcie nie było takiego ścisku jak w roku ubiegłem. Byłem nabuzowany. Wiedziałem i wmawiałem sobie, że biegnę dobrze. Po prostu pokonywałem kilometry, bez jednego zbędnego ruchu. Całkowicie skupiony na rytmie i ilości kroków oraz przestrzeni obok i tego wszystkiego co było przede mną. Dość szybko złapałem właściwy rytm biegu. Chciałam dostosować rytm i tempo pierwszych kilometrów do moich aktualnych możliwości. Nie dokuczały mi skurcze, ani bóle mięśni. Nie dokuczały mnie ani odciski, ani pęcherze, ani zmęczenie, ani nawet kontuzjowana noga. Wszystko układało się jak na ten moment po prostu idealnie. Wszystko na tym etapie funkcjonowało tak jak sobie tego życzyłem. Czułem, że nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Jednak wiedziałem, że to dopiero początek zabawy. Że kryzys i zmęczenie dopiero mogą się pojawić … Pytanie brzmiało tylko kiedy i jakie …
4 km - jedyny wyraźny podbieg na trasie maratonu, na ulicy Sanguszki - pokonałem go bez wysiłku …
Nie patrzę na czas, to dopiero początek …
10 km - 48.36, jest dobrze chociaż wolniej niż w roku ubiegłym. Odczuwam problemy żołądkowe, mam lekkie obawy o to co może się stać na następnych kilometrach …
20 km - 1.36.26 - zdecydowanie wolniej niż w roku ubiegłym. Czuję, że zaczynam minimalnie zwalniać. Nie mam mocy. Chociaż jeszcze udaje mi się w miarę możliwości trzymać tempo …
22 km - około półtora kilometrowy zbieg. Tego miejsca bałem się trochę. Nie trenowałem górek ze względu na kontuzjowaną piętę i … właśnie, tu na zbiegu była lekka obawa. Na zbiegu lekko odpuściłem konsekwencją tego był fakt, że wyprzedziło mnie kilkanaście osób.
Koniec zbiegu. Skręt w lewo i prosta między 24, a 28 km. Tu wiało naprawdę mocno w ubiegłym roku. Na wiatr też byłem tu przygotowany. I tak też było obecnie. Momentami wiało tu naprawdę bardzo mocno. Konsekwencje tego był fakt, że nie udaje mi się już utrzymywać tempa poniżej 5.00 / km.
Maraton jest jak pęcherz na palcu u nogi. Na początku nie boli wcale, potem pojawia się ból i boli trochę, jednak, po pokonaniu 30 km, staje się naprawdę mocny, ale czy tak jest zawsze.
30 km - 2.26.40 …
Zwolniłem, biegłem w tempie około 5.20 / km. Co dawało mi końcowy rezultat około 3.28. Ale było już za późno. Przypieczętowałem swój los na pierwszych kilometrach, zużywając za dużo energii. Na 28 - 30 kilometrze czułem się jak by mi ktoś wyłączył wtyczką z prądem, brakowało mi energii i mocy. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Starałem się zwalczyć ból. Ale nogi przestały mnie słuchać. Po 30 km zjadłem żel. Nic nie pomagało. Pamiętałem co ktoś kiedyś powiedział, że „ maraton może stać się dla biegacza ukrzyżowaniem ”, zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Jakoś nie miałem pomysłu na bieg … Może nie był on dla mnie do końca ukrzyżowaniem, ale było naprawdę ciężko. Nie było mocy, aby trzymać zakładane tempo …
35 km - 2.53.01. Tempo spada. Biegnę w tempie około 5.24 / km. Wiatr daje się we znaki … Wtedy zaczynam analizować swój możliwy końcowy wyniki. Widzę, że ciężko będzie przebiec poniżej 3.30. A to jest dla mnie granica przyzwoitości. Jednak postanawiam spróbować. Ta analiza zachęca mnie do walki. Jak mi się wydaje jeszcze nie wszystko stracone. Jednak strasznie trudno jest znowu przebierać nogami, gdy się w takich okolicznościach przestanie. Uznałem jednak, że jeżeli rzeczywiście mam szansę dobiec do mety w czasie poniżej 3.30, to trzeba ją wykorzystać. Zaczynam intensywniej biec …
Wreszcie Most Świętokrzyski …
40 km - 3.19.07, przestaję wierzyć, że złamię 3.30, ale w dalszym ciągu walczę, przyśpieszam …
Zbieg z mostu, skręt w prawo, długa prosta … Czuję jak mi pęka pęcherz u lewej nogi. Kolejny dyskomfort … Skręt w lewo. Podbieg i tradycyjnie Błonia Stadionu PGE Narodowego i upragniona meta.
Widzę zegar, a na nim czas 3.29 … i uciekające sekundy. Osiągam wynik 3.29.52 ( 3.29. 14 ). Co biorąc pod uwagę warunki na trasie. A w szczególności bardzo silny wiatr, samopoczucie w czasie biegu i cały okres przygotowawczy nie był nie najgorszy. Jednak podszedłem do niego chłodno. Wiedziałem, że zrobiłem na trasie to wszystko co byłem w stanie zrobić tego dnia. Ale przed maratonem chyba nie. No cóż, wyszło to co wyszło …
Teraz już tylko powrót do Opola i planowanie kolejnego startu w następną niedzielę w Cracovia Maraton … jestem przekonany, że będzie lepiej …
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora waldek71 (2017-04-25,10:10): Z tego co piszesz, warunki nie były perfekcyjne, a dodając do tego, że jak mówisz przygotowanie miałeś też nie optymalne, a zmieściłeś się poniżej "granicy wstydu", a poza tym początek zrobiłeś za mocny, no to chyba nienajgorzej:) waldek71 (2017-04-25,10:11): A poza tym do zobaczenia na opolskim maratonie :) kokrobite (2017-04-25,14:24): Brawo!!!! djwebber (2017-04-26,11:15): Brawo. Gratuluję wyniku. Świetna relacja. Niestety nie osiągnąłem wszystkich zakładanych celów. Zrobiłem życiówkę, ale do złamania 3 godzin brakło zaledwie 2 sek. Na mecie radość z życiówki i ogromna złość, że się nie udało. Dałem z siebie wszystko, nic więcej zrobić nie mogłem.
Myślałem o Was na mecie, jak poszło pozostałej ekipie z Opola. Pozdrawiam. kryz (2017-04-26,20:14): Gratuluje wyniku, ale wiem jak te 3 sekundy bolą ...
|