2017-03-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| III Dziwnowska Liga Biegowa - 1 bieg. Deszcz nas nie zatrzymał (czytano: 629 razy)
Od grudnia trenowałem głównie z myślą o cyklu biegów DLB. Jeszcze do ubiegłego tygodnia wszystko szło zgodnie z planem. Niestety - w ostatnim tygodniu zapalenie dziąsła osłabiło mnie trochę. Czy trochę czy bardzo trochę zobaczę w sobotę. Tak mi wierszem poleciało :) Tymczasem jest piątek i trochę robię dla biegów jedząc na obiad makaron i na kolację też makaron. Poniedziałek - nieudane 5 km, wtorek i środa bez treningów, czwartek - niezbyt zachęcające 6 km po górkach. Piątek bez treningu, bo dziąsło odpuściło, za to gardło zaczęło się odzywać. Trochę jednak było "sportu" - ćwiczenia z ciężarkami i rozciąganie z mojego zestawu rozgrzewkowego. Ponieważ zdrowie nietęgie i w sobotę ma padać, to dojazd będzie moim samochodem. Rower byłby przesadą. Umówiłem się z kolegą - Markiem na wspólny wyjazd. Ostatnio podwiózł mnie do Międzyzdrojów, ja w zamian podwiozę go do Dziwnowa. Grunt to współpraca :)
Ponieważ czuję się osłabiony infekcją, więc po pierwsze nie będę się za bardzo rozbierał do biegu - długa góra (sama bluza) i długi dół, na głowę - czapka, którą już kilkanaście lat używam, rękawiczki, buty nówki, skarpetki biegowe dosyć grube Asicsa - kupione wraz z opaskami uciskowymi, no i same opaski uciskowe (miałem nie zakładać, ale pisząc ten tekst stwierdziłem, że założę). Po drugie rozgrzewka w niepełnym wymiarze. Po trzecie - początek wolniej niż moje możliwości biegowe tego dnia. Jak będą siły, to zdążę przyspieszyć. Jak nie będę miał sił, to wolniej będę gasł.
Prognoza na jutro - deszcz, temperatura około 5 stopni, wiatr południowy, czyli będzie wiało z boku.
Spałem nawet nieźle. Wstałem o 6.30. Najpierw zważyłem się po raz pierwszy od wielu tygodni. 75,5 - nieźle jak na niekontrolowaną wagę i niekontrolowane jedzenie. Śniadanko - 3 kromki chleba z margaryną i miodem plus kubeł mało słodzonej herbaty.
7.00 - 4 stopnie, deszcz.
8.00 - 4 stopnie, deszcz.
Zapowiadany jest deszcz, temperatura odczuwalna poniżej zera. Pomyślałem sobie, że założę pod buzę koszulkę techniczną. Ale nie. Jak będzie zimno, to będę musiał szybciej biec, żeby się rozgrzać. Zresztą to króciutki bieg - 6,94 km, więc nie ma się co martwić.
Wyjazd - 9.05, 9.10 - zabieram kolegę. Przyjazd - 9.25. Truchtem udajemy się na miejsce startu. Wokół tak jakby przeszła tędy wojna, a to "tylko" wycięte drzewa. Przykre to. Deszcz, deszcz, deszcz ze śniegiem. Warunki mało komfortowe. Zapisujemy się do biegu. Otrzymujemy karteczki, które muszą wytrzymać do mety. Na deszcz karteczki to niezbyt dobry pomysł, ale trudno - wkładam do kieszonki w moich spodniach biegowych i jakoś to będzie. Chowamy się wszyscy jak zmokłe kury pod małym namiotem w którym są przeprowadzane zapisy. Mało kto się rozgrzewa, ale ja tam deszczu się nie boję i lecę na rozgrzewkę. Co prawda nie było to pełne 20 minut, ale po pierwsze - taki był plan, żeby chować siły na bieg, po drugie - nie było sensu tak długo moknąć. Po rozgrzewce wracam pod namiot, gdzie jest już komplet biegaczy i organizatorów. Tuż przed 10-tą przechodzimy całą grupą na start. Kilka zdjęć, liczenie biegaczy (?) i...
START
Tempo na początku wolne, bo słabsi zabrali się za prowadzenie i blokowali całą drogę. Jakoś udało mi się ich wyprzedzić, ale też nie gnałem na maxa. Biegniemy po lesie - w górę, w dół, po błocie, po wodzie. Dobiegamy do Międzywodzia. Tam wyprzedza mnie jeden z rywali i jestem piąty. Biegnę za nim ambitnie, ale przy wybiegu z Międzywodzia ma nade mną już jakieś 10 metrów przewagi. Patrzę do tyłu - ktoś znowu mnie dogania. Po jakimś czasie już jestem szósty. Biegniemy po najgorszym chodniku w gminie Dziwnów - stary PRL-lowski chodnik z dużymi płytami, pełen wybojów. Ale ja się nie przejmuję. Nie po takich dziurach się biegało. Jeszcze jeden z biegaczy mnie wyprzedza, więc jestem siódmy. Dobiegam do Dziwnowa i widzę, że jeszcze ktoś ma chęć mi dokopać. Skręcam w drogę prowadzącą na metę. Niezbyt równa, pełna dziur i kałuż.
Dobiegam do mety. Jeszcze finisz, nawet taki z ikrą i udało mi się zameldować na siódmym miejscu.
META
Czas - 30.55, tempo 4.27 min/km. Gdyby nie perturbacje ze zdrowiem, to może koło 30 minut bym się zakręcił? W tamtym roku było 30.11 i 29.33. Czy było dobrze czy źle? Dobrze na pewno nie, ale tak strasznie źle też nie. Tyle pobiegłem ile miałem sił.
Nie czekaliśmy na zakończenie biegu, bo sukcesów podiumowych nie uzyskaliśmy. Marka pokonałem, bo ostatnio nie biega. Jeszcze zahaczyliśmy o hurtownię budowlaną (Marek buduje dom) i w niedługim czasie dojechaliśmy do domu. Tutaj gorąca kąpiel, gorąca herbata i można było zabrać się za pisanie na blog.
Następny bieg za 2 tygodnie. Mam nadzieję, że z lepszą pogodą i lepszą formą.
Według oficjalnych wyników zająłem jednak nie 7 lecz 8 miejsce na 32 startujących. Lepiej nie liczyć podczas biegu, tylko biegać.
Czołówka biegu:
1. Robert Derda M4-1 27.44
2. Przemysław Troszczyński M4-2 28.44
3. Dawid Majewski M2-1 29.32
4. Aleksander Nowakowski M1-1 30.03
5. Krzysztof Wilczyński M3-1 30.24
6. Marcin Zych M3-1 30.42
7. Zdzisław Kowalski M5-1 30.49
8. Jarosław Kosoń M5-2 30.55
9 Piotr Jurkowski M? 30.58
10 Marek Dołęgowski M4-3 32.16
Zdjęcia - organizator. Na drugim zdjęciu biegnę przedostatni w niebieskiej bluzie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |