2017-01-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| VII Koleżeński Krak Maraton 07.01.2017.r. (czytano: 255 razy)
W piątek po południu udałem się do Krakowa na VII Koleżeński Krak Maraton. Bieg kameralny, lecz jak mi się wydawało godny zaliczenia. Tym bardziej, że w biegu tym uczestniczyłem już w roku ubiegłym. Krak Maraton to nie tylko spotkanie ze znajomymi, ale także sposobność do sprawdzenie formy dla jednych, a dla drugich przeprowadzenie w większej grupie biegaczy mocnego treningu do nowego sezonu na tym etapie przygotowań i o tej porze roku.
Co prawda pomny doświadczeń z roku ubiegłego, gdzie w poranek przed biegiem było - 16 C, a na starcie - 12 C, nie zdawałem sobie sprawy, że sytuacja może się powtórzyć. Sądziłem, że zmiana terminu spowoduje, że warunki będą nieco lepsze. Tym bardziej, że aktualna pogada gdy się zapisywałem nie wskazywała na duże mrozy. Postanowiłam więc pod koniec grudnia zapisać się na ten bieg.
Już sam wyjazd do Krakowa wskazywał, że w sobotę rano może być faktycznie bardzo zimno. Przyjechałem dzień wcześniej wieczorem i jak się okazało było już wtedy bardzo zimno. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że w sobotę rano jest ponad - 20 C.
Biuro Zawodów zlokalizowano na Błoniach przy Cichym Kąciku, gdzie się udałem. Pomimo, że przyszedłem dość wcześnie w biurze była już spora grupa znajomych, na czele z organizatorami biegu Ryśkiem i Romkiem.
Jak się okazało o godzinie 10.00, na którą zaplanowano start było -18.5 C. Zapowiadała się naprawdę ekstrema. Pozostałe warunki pogodowe też nie były najlepsze. Co prawda było piękne słoneczne niebo, ale na tym chyba koniec. Trasa była oblodzona, śliska, a momentami nawet bardzo, zmrożona i nierówna A już w drugiej części biegu na długiej prostej na 3 Maja nieznacznie w twarz wiał wiatr, który szczególnie przy takim mrozie utrudniał bieganie. Jednak, chyba ze względu na wilgotność powietrza było jeszcze znośnie.
Na szczęście przy starcie / mecie organizatorzy zadbali o gorące picie oraz ciastka z których mógł skorzystać każdy uczestnik biegu. Ja ze względu na warunki ( temperaturę ), nie korzystałem z tego.
Trasa to niecałe 12 okrążeń na Błoniach ( 3.530 metrów dystans jednego okrążenia ), płaska.
Czas przed zawodami minął bardzo szybko.
Tuż przed 10.00 po zaproszeniu Współorganizatora Biegu Romka, udaliśmy się na odprawę zorganizowaną przed samym biegiem. Pamiątkowa fotografia na miejscu startu i …
Trochę przerażała mnie temperatura, jednak wraz z pozostałymi uczestnikami biegu punktualnie o 10.00 wystartowaliśmy.
Wiem, że większość biegaczy nie lubi biegać okrążeń. Jednak moim ulubionym zajęciem jest bieganie po owalnym sztucznym torze „ jak chomik ”. Tak, że miało być wszystko OK.
Jako, że w takiej temperaturze jeszcze nie biegałem ( do tej pory było to tylko – 16 C ) miałem obawy jak się ubrać. Jak się okazało już na trasie, ubrałem się tradycyjnie na cebulkę, odpowiednio i przez cały bieg nie marzłem, ale też nie przegrzewałem się. Biorąc pod uwagę niską temperaturę nie biegłem na fula. Bałem się po prostu o gardło. Postanowiłem potraktować ten maraton jako bardzo mocny trening.
W trakcie biegu okazało się że w tych warunkach pogodowych ( szczególnie jeżeli chodzi o oblodzenie trasy ) praktycznie nie byłem w stanie pobiec dużo szybciej. Nie chciałem ryzykować na trasie upadku.
Nie był to też po prostu mój dzień. Byłem jakoś dziwnie przymulony. Już po kilku kilometrach wiedziałem, że biegnę wolniej niż w roku ubiegłym. Ale wtedy trasa była praktycznie cała czarna i nie było ślisko.
Dokuczała mnie też kontuzjowana lewa pięta ( ostroga ).
Pierwszą część dystansu, a więc pólmaraton pokonałem w czasie poniżej 1.53, co wskazywało na to, że mogę mieć kłopoty z wynikiem 3.50. Tak też się stało. Na mecie zmierzono mi czas 3.52.40 z czego w tych warunkach pogodowych byłem w sumie zadowolony.
Po maratonie bolały mnie takie mięśnie, które generalnie mnie nie bolą po biegu. Ale to chyba związane było z tym, że biegałem na sztywnych nogach ( ze względu na śliskie podłoże ).
Też chyba do końca nie udało mi się ze względu na temperaturę rozgrzać mięśni …
Po raz drugi w życiu pokonałem maraton bez picia i jedzenia, chociaż Organizatorzy takowe zabezpieczyli. Pierwszy raz było to w roku ubiegłym.
Po wejściu po maratonie do biura zawodów jak, każdy z uczestników byłem zmarznięty i cały oblodzony. Jednak jak wszyscy zadowolony i szczęśliwy.
Biorąc pod uwagę pogodę oraz fakt, że przez większość dystansu biegłem samotnie, wynik ten można uznać na dobry.
Jeszcze jedna jest rzecz, o której należały by wspomnieć. Zaraz po biegu zostałem poczęstowany naprawdę ciepłym grzańcem przez Rysia, po wypiciu drugiego poczułem się naprawdę rozgrzany i to mnie postawiło na nogi. To mnie rozgrzało …
Impreza kameralna, Jednak organizowana przez Biegaczy z pasją. Roman i Rysiu oraz cała pozostała ekipa robili wszystko co mogli, aby wszyscy czuli się naprawdę dobrze. W takim mrozie wytrzymać kilka godzin na polu to naprawdę szacun …
Impreza godna polecenia.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Jarek42 (2017-01-08,12:55): Zima - to musi być zimno. Niska temperatura to jest wyzwanie dla biegacza. Ja tam nie biegam treningów gdy jest zimniej niż 5 stopni. Na zawodach to co innego.
|