2016-11-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| IV Świerznowski Bieg Niepodległościowy. Mój pierwszy start NW (czytano: 680 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.kamienskie.info/iv-swierznowski-bieg-niepodleglosciowy-za-nami-zdjecia/
Zakończyłem już sezon biegowy. Mimo to zdecydowałem się wybrać na jeszcze jeden bieg, bo chciałem wystartować pierwszy raz w marszu Nordic Walking, który to marsz był w planie imprezy. Gdyby nie było kijków, to na bieg bym się nie wybrał. Gdyby nie było biegu, to dla samych kijków też bym się nie wybrał. Takie naczynia połączone.
Wczoraj jak zwykle na kolację makaron. Sen niezbyt udany, ale coś tam spałem. Wstałem o 6.45. Waga -75,9 kg. 7.15 - temperatura -4° i wszędzie biało od szronu. Brr - zimno. Zapowiadają gdzieś tak 3-4 stopnie, czyli marsz i bieg na długo w bluzie ze stójką, tylko marsz z dodatkową koszulką techniczną. Czapka na głowę, chociaż i czapkę z daszkiem też biorę. 8.00 - śniadanie. Jak zwykle chleb z margaryną i miodem plus dużo herbaty posłodzonej 1 łyżeczką cukru. 9.30 - temperatura już koło 0°. Spakowałem się i o godzinie 10.08 wyjeżdżam samochodem. Oczywiście żony nie namówiłem ani na kijki ani na bieg ani na wyjazd sentymentalny (Świerzno to rodzinna miejscowość mojej żony), ani na robienie pamiątkowych zdjęć. Jadę ostrożnie, bo to i lasy i mróz. Dziwnów, Kamień Pomorski - po 38 kilometrach i 42 minutach, czyli o 10.50 jestem na miejscu. Coś za wcześnie. Chyba jestem pierwszy. Chociaż może nie, bo dostaję numer 002. Do startu jeszcze dużo czasu więc postanawiam przejść się po trasie z kijkami. No i przeszedłem się. Po drodze spotkałem tutejszą arystokrację, ale niestety nie miałem fajki do poczęstowania. Biegacze już są tacy ułomni - nie palą. Z powrotem pyta się czy coś widziałem. A co miałem widzieć - odpowiadam. Puszki, butelki. Tak to jest - jedni się bawią, drudzy pracują, inni - szukają. Jak wróciłem było już sporo ludzi. Spotkałem niespodziewania Marka z mojej miejscowości. Tak jakoś się nie zdzwoniliśmy. Nie przypuszczałem, że będzie chciał się udać na te zawody, ale okazało się dlaczego jest. Był kiedyś mieszkańcem tutejszej gminy i tak sentymentalnie go tutaj przyciągnęło. Przy okazji dowiedziałem się, ze kijki bierze bez stópek, więc i ja stópki zostawiłem. Przypiąłem numer startowy z przodu. Organizator dał dwa numery, więc z tyłu przypiął mi Grzesiek. Po co dwa? To nie mistrzostwa świata ani olimpiada. Uroczyste rozpoczęcie zawodów i o godzinie 12.10 start Nordic Walking. Rzeczywiście był walking, czyli walka.
START
Idę sobie spokojnie, ale na pierwszym miejscu. Marek woła, żebym poczekał. Chyba chce zrobić sobie spacerek z innymi zamiast zawodów. Nie po to przyjechałem, żeby spacerować, więc idę dalej raźno. Wreszcie się zastanowił i zaczął na poważnie iść. Nadmienię, że jest dobry i ma sporo sukcesów kijkowych. Oczywiście wyprzedził mnie łatwo i poszedł do przodu w siną dal. Starałem się iść według przepisów, które wyczytałem internecie. Przede wszystkim nie odrywać dwóch nóg od podłoża równocześnie, czyli iść. Jakoś kijki i chód sportowy nie są moimi ulubieńcami, bo zawsze będę twierdził, że najlepsi biegną zgodnie z zasadami techniki. Ci gorsi zaś idą, a i tak często mogą być i są dyskwalifikowani. Za mną podążał jeszcze jeden kijkowiec-specjalista Bogdan i zaczął mnie doganiać. Czwarty już był daleko za nami. Na stadionie nawrót i z powrotem do mety. Bogdan dogonił mnie i przegonił. Nie chciałem za bardzo przyspieszać, bo technikę mam słabiutką, więc idę sobie za nim. Zbliżamy się do mety, więc trochę jednak zwiększyłem częstotliwość kroków i wyprzedziłem go. Już prawie meta i widzę, że mnie dopędza zwiększając długość kroku. Więc ja też zwiększyłem długość kroku, a że mam nogi długie, więc i ta długość była dłuższa.
META
Na mecie jesteśmy prawie razem. Okazało się, że ciut jestem lepszy. Kolega aż się przewrócił na koniec w ferworze walki. Aż mi się trochę wstyd zrobiło, że tak ambitnie walczyłem. Ale jako biegacz walkę mam we krwi. Niestety w ferworze walki zapomniałem wyłączyć stoper i nie wiem dokładnie jaki był czas. Mogę przypuszczać, że gdzieś koło 15 minut, ale ile naprawdę - któż to wie.
Marsz się zakończył, czas przygotować się do biegu. Ściągam koszulkę techniczną i czapkę zamieniam na czapkę z daszkiem. Później okaże się, że najlepiej było by bez czapki, bo włosy długie i na temperaturę koło 4° byłoby w sam raz. Pisząc te słowa już włosów długich nie mam. Po powrocie do domu żona mi je ścięła, bo tak to planowałem. Trochę jeszcze rozgrzewki i zbliża się godzina startu - 13.00.
START
Od początku faworyci pobiegli do przodu, ale jakoś nie chciało im się zbyt szybko biec. Plasowałem się na 7 miejscu, potem spadłem na 9. Dobiegamy do stadionu, gdzie jest nawrót. Znowu udaje mi się wskoczyć na 7 miejsce. Tomek szarpnął i od razu stawka się rozerwała. Tomek, Arek z DLB, potem dwóch biegaczy i tuż przede mną biegnie Marek i znajomy z DLB - Grzesiek. Biegnę za nimi długi czas. Wreszcie przeganiam Grześka i próbuję przytrzymać się Marka. Niestety jest biegowo trochę lepszy i nie pozwala się wyprzedzić.
META
Zajmuję 6 miejsce na 33 startujących w czasie 11:01. Dystans - około 2,7 km, więc tempo 4.05 min/km. Gdybym nie kończył przedwcześnie sezonu, to może powalczyłbym o 3 miejsce i przy okazji wreszcie pokonał Marka? Po biegu dobra zupka - żurek i oczekiwanie na wręczenie nagród. W NW za 2 miejsce dostaję medal, dyplom i nagrodę rzeczową - kocyk. Jeszcze losowanie nagrody głównej - roweru. Wygrał numer 31, więc moja dwójka nie przyniosła mi szczęścia. Czas na powrót. Bez przygód docieram do domu. 315 bieg i pierwszy marsz zaliczony.
Na drugi dzień trochę bolały nogi. W marszu mięśnie pracują jednak inaczej niż w biegu. Może to wykorzystam do urozmaicenia treningu?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2016-11-15,07:56): Urozmaicenie biegania to jest chyba dobry pomysł Jarku :) Pozdrawiam Jarek42 (2016-11-15,09:36): Staram się urozmaicać treningi jak mogę. Codziennie kilkanaście minut ciężarków, trening kolarski przy wyjazdach na zawody biegowe. Niestety jakoś rowerem w innym czasie nie chce mi się jeździć. Na kijki też jakoś mi się nie chce chodzić, chociaż były momenty, kiedy z żoną dużo chodziłem. Żonie się nie chce, to i mi się nie chce.
|