2016-10-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Rowerem przez Europę - część 3. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu (czytano: 1398 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://biegacz58.xlx.pl/kolarstwo/indexkolarstwo.html
Link - artykuł ze zdjęciami
Wyprawa Szósta (1997 rok, 41 dni, 4920 km)
Nie zastanawiałem się długo gdzie pojechać w 1997 roku. Włochy przyciągały ciepłem, historią i religią. Nareszcie kupiłem sobie odpowiedni rower. Szerokie koła, bez przerzutek, solidny bagażnik. Wyszedłem z założenia - im coś mniej skomplikowane, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo awarii. I jakoś większych awarii nie było. Największym kłopotem było mocowanie bagażnika, które nie wytrzymało, chociaż podspawałem go moją spawarką elektryczną. Musiałem po drodze podwiązywać kabelkami. Ten rower mam do dziś i często przewożę nim ciężkie rzeczy. Z tego powodu nazwałem go rowerową ciężarówką :) Kabelki dalej trzymają.
Wyruszam w czerwcu, aby mieć dwa miesiące czasu na wyprawę. Celem są Włochy, a może gdzieś jeszcze?
Dzień pierwszy (23.06 - poniedziałek) - 110km.
Międyzdroje, Świnoujście i już granica z Niemcami. Ahlbeck, Zirchow, Usedom, Anklam i Klempenow.
Dzień drugi (24.06 - wtorek) - 100km.
Altentreptow, Neubrandenburg, Neusterlitz, Wesenberg, Rheinsenberg, Lindow.
Dzień trzeci (25.06 - środa) - 110km.
Kremmen, Nauen, Potsdam, Beelitz, Treuenbiretzen - ciągle na południe.
Dzień czwarty (26.06 - czwartek) - 130km.
Lutherstadt Wittenberg, Eutz, Bad Düben, Leipzig, Weißenfels, Naumburg.
Dzień piąty (27.06 - piątek) - 80km.
Jena, Kahla, Rudolstadt, Saalfeld. Pojawiają się górki.
Dzień szósty (28.06 - sobota) - 120km.
Neuhaus, Eisfeld, Coburg, Lichtenfelds, Bamberg.
Dzień siódmy (29.06 - niedziela) - 140km.
Forrheim, Erlangen, Nürnberg, Schwabach, Roth, Weißenburg, Donauwört. Wieczorem zaczyna padać.
Dzień ósmy (30.06 - poniedziałek) - 100km.
Gersthofen, Augsburg, Königsbrunn, Landsberg. Jechałem bocznymi drogami, ponieważ na głównej drodze był zakaz wjazdu rowerów. Czasami jechałem "na nosa", ale jakoś się udało.
Dzień dziewiąty (01.07 - wtorek) - 110km.
Weilheim, Murnau, Garmisch Partenkirschen i już granica z Austrią. Wjechałem w Alpy. Czasami pod górę szedłem kilka godzin. Potem długie, szaleńcze zjazdy. Widoki przepiękne. Ehrwald, Nasseraith, Imst.
Dzień dziesiąty (02.07 - środa) - 90km.
Landeck, Ried, Pfunds i granica ze Szwajcarią. Jeszcze Scuol, Susch i odpoczynek.
Dzień jedenasty (03.07 - czwartek) - 170km.
Zernez, St. Moritz, Silvaplana, Maloja - wokół Alpy. Dojeżdżam do granicy z Włochami. Ostatni zjazd i koniec gór. Chiavenna, Menagio, Como. Późną nocą rozbijam się na nocleg.
Dzień dwunasty (04.07 - piątek) - 110km.
Mediolan, Magenta, Novara, Vercelli. Wieczorami przy drogach można było spotkać kobiety uprawiające najstarszy zawód świata. W żadnym państwie tak wiele ich nie widziałem.
Dzień trzynasty (05.07 - sobota) - 110km.
Cressentino, Chivasso, Turyn, Carignano, Saluzzo. Zatrzymuję się na noc koło drogi za szpalerem drzew. Tak było ciepło, że nie rozkładam namiotu. Przez sen słyszę jakiś szelest. Otwieram oczy i widzę przed sobą dwa wielkie psy. Usiadłem i patrzę na nie, a one na mnie. Po jakimś czasie psy odeszły. Co bym zrobił gdyby na mnie skoczyły? Nie wiem.
Dzień czternasty (06.07 - niedziela) - 110km.
Busca, Cuneo, Borgo Dalmazzo. Przez dłuższy czas wspinam się pod górę i docieram do Terme di Valdieri. Pytam się o drogę do Francji. Po dłuższym czasie zrozumiałem, że drogi żadnej nie ma, chociaż na mapie jest. Wracam się więc z powrotem. Przejeżdzam jeszcze raz przez Borgo Dalmazzo, potem ostro pod górę, Limone Piemonte i już prawie Francja. Niestety przeszkodą jest tunel, w którym jest zakaz wjazdu rowerów. Przed tunelem posterunek policji. Gdyby nie to, może bym tam wjechał. Wracam się więc z powrotem i kilkaset metrów dalej rozbijam się na noc.
Dzień piętnasty (07.07 - poniedziałek) - 130km.
Jedynym wyjściem na sforsowanie tunelu jest złapanie okazji. Macham godzinę, ale nikt nie chce się zatrzymać. Do pobliskiego baru podjechała jakaś ekipa budowlana odkrytą furgonetką. Po jakimś czasie ekipa wraca do furgonetki. Jakaś kobieta, może właścicielka baru, pokazuje coś na mnie. Widocznie widziała moje machanie i powiedziała, żeby mnie zabrali. Wołają mnie i mówią, że mogę z nimi pojechać. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Rower na pakę, ja do kabiny. Tunel był długi, ale wreszcie się skończył. Jeszcze zjazd serpentynami i mogę już wysiąść. Tende, Breil, Ventimiglia, Menton, Monte Carlo, Monako, Nicea, Antibes, Cannes. Tutaj zawracam. Jeszcze raz przejeżdżam przez Antibes. Po drodze wspaniałe widoki - najpierw góry, potem Lazurowe Wybrzeże. Kąpię się w morzu, które jest bardzo słone. Na plażach prysznice z bieżąca wodą, więc zmywam sól z siebie. Wieczorem zabawa na całego. W miasteczkach kawiarnia przy kawiarni. W każdej gra zespół muzyczny.
Dzień szesnasty (08.07 - wtorek) - 110km.
Wzdłuż wybrzeża jadę do Rzymu. Nicea, Monako, Monte Carlo, Menton, Ventimiglia, Bordighera, San Remo, Imperia, Allasio, Albenga, Loano, Finale Ligure.
Dzień siedemnasty (09.07 - środa) - 110km.
Noli, Savona, Varazze, Arenzano, Genova, Camogli, Rapallo, Choavari, Sesti Levante.
Dzień osiemnasty (10.07 - czwartek) - 140km.
La Spezia, Carrara, Massa, Pietrasanta, Viareggio, Pisa.
Dzień dziewiętnasty (11.07 - piątek) - 150km.
Livorno, Cecina, S. Vinzenzo, Follonica, Castiglione, Grosetto. Na głównej drodze zakaz wjazdu rowerów. Muszę więc zjechać w bok i jechać trochę na oślep.
Dzień dwudziesty (12.07 - sobota) - 110km.
Nie jadę już nad samym morzem. Manciano, Bolsena, Montefiascone, Viterbo, Vetralla. Chcę dojechać do Watykanu w niedzielne południe. Może zobaczę Papieża?
Dzień dwudziesty pierwszy (13.07 - niedziela) - 130km.
W południe docieram do Rzymu, a później do Watykanu. Papieża nie widziałem. Może spóźniłem się na audiencję generalną, a może Papież był na wakacjach? Po pewnym czasie ruszam dalej w stronę Cassino. Marino, Castel Gandolfo, Albano. Ciągle w górę i w dół, tak że w końcu decyduję się zjechać nad morze. Tutaj jest już równy teren. Za Aprilią odpoczynek.
Dzień dwudziesty drugi (14.07 - poniedziałek) - 130km.
Terracina, Gaeta, Formia. Gaetę skojarzyłem sobie z "Akwarium" Suworowa. Gdzieś po drodze kupuję arbuza i do końca dnia pałaszuję go ze smakiem.
Dzień dwudziesty trzeci (15.07 - wtorek) - 120km.
Pozzuoli, Neapol, Portici, Ercolano, Torre del Greco, Torre Annunziata, Pompea. Po drodze mijam Wezuwiusz. W Pompei punkt zwrotny wyprawy. Kieruję się teraz na północ, w stronę Cassino. Jeszcze raz Torre Annunzjata, później Acerra i Aversa. Z bliska oglądam Wezuwiusz. Jadę bocznymi drogami, ale jakoś udaje mi się nie zabłądzić.
Dzień dwudziesty czwarty (16.07 - środa) - 100km.
Capua, Cassino, Venarfo.
Dzień dwudziesty piąty (17.07 - czwartek) - 160km.
Teraz jadę na wschodnie wybrzeże Włoch. Po drodze góry, więc nie oczekuję szybkiego tam dotarcia . Czekała mnie jednak miła niespodzianka. Okazuje się że góry są, ale droga jest płaska. Kilkanaście tuneli załatwiło sprawę. Niektóre były bardzo długie. Samochody wydawały w nich dźwięk lecącego samolotu. Już na wybrzeżu mijam Francavillę, Pescarę i Rossetto d"Arbuzzi.
Dzień dwudziesty szósty (18.07 - piątek) - 160km.
Gulianova, San Benedetto del Tronto, Porto S. Giorgo, Civitanova Marche, Porto Recanati, Ancona, Falconara, Marittima, Senigallia, Fano.
Dzień dwudziesty siódmy (19.07 - sobota) - 110km.
Pesaro, Riccione, Rimini. Idę długo pod górę, aby dotrzeć do San Marino. Z powrotem długi zjazd do Rimini, później Cesantino i Cervia. Późną nocą zatrzymuje mnie policja. Rwałem właśnie jabłka przy drodze. Może były one czyjąś własnością? Wyrzucam je więc dyskretnie po jednym do rowu. Policjant maca worek w którym wiozłem dobytek. Myślał chyba, że jest pełen jabłek. Pokazuję jedno jabłko mówiąc że tylko to urwałem. Po sprawdzeniu dokumentów puszczają mnie wolno. Gdy odjechali pozbierałem oczywiście owoce z rowu.
Dzień dwudziesty ósmy (20.07 - niedziela) - 110km.
Ravenna, Taglio di Po, Contarina.
Dzień dwudziesty dziewiąty (21.07 - poniedziałek) - 160km.
Dojechałem do Wenecji, przejeżdżając przez długi most. Mestre, Mira, Padwa, Vizenza, S. Bonifacio.
Dzień trzydziesty (22.07 - wtorek) - 110km.
Verona, Ala, Rovereto, Trento. Zatrzymuję się na noc w jakiejś winnicy.
Dzień trzydziesty pierwszy (23.07 - środa) - 130km.
Budzę się wcześnie rano. Gdy pakuję się, jakiś Włoch przechodzi obok pozdrawiając mnie. Bolzano, Chiusa, Bresanone, Vipiteno. Wspinam się na przełęcz Brenner i tam przekraczam granicę z Austrią. Jakiś celnik prosi mnie żebym pokazał czy mam sprawne światła. Nie mam, ale mówię że nie będę jechał. Idę aż znika z oczu granica. Potem oczywiście jadę. Światła zepsuły się kilka dni wcześniej, ale jakoś sobie radzę. Do tyłu przyczepiam dwa duże czerwone światła odblaskowe, a do przodu światło odblaskowe białe. Jeżeli chodzi o widoczność to jakoś widzę drogę. Najgorzej jest z oślepiającym światłem samochodów jadących z przeciwka.
Dzień trzydziesty drugi (24.07 - czwartek) - 100km.
Dojeżdżam do Innsbrucka. Granicę z Niemcami przekraczam w Scharnitz. Po drodze ostro pod górę. Mittenwald, Bad Kochel.
Dzień trzydziesty trzeci (25.07 - piątek) - 120km.
Geretsrid, Monachium, Fresing, Moosburg, Landshut.
Dzień trzydziesty czwarty (26.07 - sobota) - 90km.
Ganacker, Deggendorf, Regen.
Dzień trzydziesty piąty (27.07 - niedziela) - 80km.
Zwiesel, Bayerisch Eisenstein i w Żeleznej Rudzie przekraczam granicę z Czechami. Klatovy, Svihov, Prestice.
Dzień trzydziesty szósty (28.07 - poniedziałek) - 100km.
W Pilznie wjeżdżam na drogę którą już kiedyś jechałem. Rokycany, Zdice, Beroun. Zostaję na noc tuż pod Pragą.
Dzień trzydziesty siódmy(29.07 - wtorek) - 150km.
Zaliczam Pragę i jadę do Melnika. Tutaj wysyłam karkę do lokalnego dziennika - "Głosu Szczecińskiego". Jest przecież czym się pochwalić. Zaowocowało to wywiadem ze mną. Libechow, Litomerice, Usti, Decin, Hrensko i już granica z Niemcami. Bad Schandau, Königstein.
Dzień trzydziesty ósmy(30.07 - środa) - 100km.
Drezno i Meißen, gdzie wjeżdżam znowu na drogę którą kiedyś jechałem. Großenheim, Elsterwerda. Chciałem jechać do Berlina, ale po kilku kilometrach zawróciłem w stronę Cottbus.
Dzień trzydziesty dziewiąty (31.07 - czwartek) - 120km.
Senftenberg, Drebkau, Cottbus, Peitz, Lieberose, Friedland, Beeskow.
Dzień czterdziesty (01.08 - piątek) - 210km.
Müllrost i już granica z Polską we Franfurcie nad Odrą. Niestety granica jest zamknięta. Nie wiem jeszcze dlaczego. Od początku wyprawy nie oglądałem telewizji i nie czytałem prasy. Dlatego nie wiedziałem, że w Polsce jest powódź stulecia. Dowiedziałem się o tym dopiero po przyjeździe do domu. Jadę do następnego przejścia granicznego w Kostrzyniu. Dojeżdżam do mostu granicznego. Przejście niestety też jest zamknięte. Ktoś kontroluje moje dokumenty dziwnie patrząc się na mnie. Jadę dalej na północ. W końcu gdzieś przekroczę granicę. Wriezen, Bad Freienwalde, Oderberg, Angermünde, Schwedt. Tutaj też granica zamknięta. Jadę więc dalej do przejścia granicznego w Lubieszynie. Tam nie ma już Odry. Koło Gartzu zatrzymuje mnie straż graniczna. Dziwią się gdzie jadę. Mówią, że tuż obok w Rosówku jest przejście graniczne. Nic o tym nie wiedziałem. Szybko jadę tam i po pół godzinie jestem wreszcie w Polsce. Kołbaskowo, Szczecin, Morzyczyn. Jest już dzień. Postanawiam nie spać, lecz jechać dalej.
Dzień czterdziesty pierwszy (02.08 - sobota) - 90km.
Stargard Szczeciński, Łęczyca, Maszewo, Goleniów, Babigoszcz, Parłówko, Wolin, i wreszcie w domu.
Wyprawa Siódma (1997 rok, 1 dzień, 220 km)
Celem tej wyprawy było pobicie mojego rekordu w jeździe przez dobę - 250km
Dzień pierwszy (26/27.08 - wtorek/środa) - 220km.
Międzyzdroje, Świnoujście, przeprawa promem i za chwilę jestem na granicy z Niemcami.
Seebad Ahlbeck, Zinnowitz, Wolgast, Greifswald - jadę szybko przed siebie. Miałem zawrócić w Stralsundzie, ale przez pomyłkę zrobiłem to już w Greifswaldzie.
Jarmen, Gützkow, Usedom, Seebad Ahlbeck i z powrotem granica w Świnoujściu.
Jestem w Świnoujściu kilka godzin przed czasem. Dziwię się temu bardzo. Chociaż do 24 godzin zostało trochę czasu, to nie chciało mi się już nigdzie dodatkowo jechać. Kieruję się do prosto do domu. Jeszcze 25 kilometrów i już jestem na miejscu. Dopiero w domu zobaczyłem jaki popełniłem błąd. Cóż - nie zawsze można zwyciężyć, chociaż na 100% byłem przekonany, że przejadę więcej niż moje rekordowe 250 km. Rekordu nie pobiłem, ale trochę się przewietrzyłem.
Link - artykuł ze zdjęciami
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |