2016-09-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Marathon du Medoc (czytano: 1625 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.marathondumedoc.com/
Szansa na udział w tym maratonie pojawiła się znienacka, i żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Miałem co prawda już inne plany, byłem nawet zapisany na Bieg 7 Dolin - ale żal mi było przepuścić taką szansę... która mogłaby się więcej nie powtórzyć. Oczywiście nie chodziło mi w żadnym wypadku o sportowy wymiar tego wydarzenia, bo w tym akurat maratonie bieganie jest najmniej ważnym aspektem...
Marathon Du Medoc to przede wszystkim jedyne i niepowtarzalne święto wina. Biegacze biegną od winnicy, do winnicy, racząc się tym szlachetnym trunkiem. Zdecydowana większość uczestników biegnie w przebraniu, w tym roku zdaje się dominowały postacie z bajek. Jednym słowem święto dla całej okolicy.
Miejscowość Pauillac, w której mieści się główna baza zawodów, położona jest trochę na północ od Bordeux, czyli region Akwitania, całkiem blisko Atlantyku. Z Poznania najłatwiej było się tam dostać lotem z Berlina, i tak też uczyniłem. Nocleg w hotelu na północy Bordeux, z pod którego rankiem specjalne busy zawoziły biegaczy na start biegu. Oczywiście konieczna była wcześniejsza deklaracja o chęci z korzystania z konkretnego busa. W każdym razie do logistyki całej imprezy, trudno mieć zastrzeżenia.
W tym roku wystartowało ok. 8000 biegaczy, zresztą miejsca na liście startowej rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Zwiększanie limitów nie ma sensu, bo i tak uliczki są dosyć wąskie. Linię startu przekraczam dopiero po 10 minutach, od wystrzału startera. Na trasie przeurocze zameczki, winnice, miejscowa ludność poprzebierana w tradycyjne stroje.
Sobota 10 września okazała się być bardzo gorącym dniem, i organizatorzy przedłużyli limit dotarcia do mety biegaczom, o ponad godzinę. Biegnąc od winnicy do winnicy jest się praktycznie na otwartej przestrzeni, bez cienia, a jak wspomniałem słoneczko mocno dawało. Oprócz wina,na niektórych punktach na biegaczy czekały również: sery, lody czy ostrygi. No dobra ostrygi były tylko na jednym, i już tak blisko mety... że żal mi się było zatrzymywać. Musze przyznać, że wino i słońce sprawiły że ledwo dotarłem do mety w te niewiele mniej niż 5 godzin, a byłem wykończony jakbym biegł maraton na życiówkę.
Najciekawszym aspektem całego tego wydarzenia, byli uczestnicy biegu i ich przebrania... Biegły smerfy, krasnoludki, muszkieterowie, i wiele wiele innych dziwnych stworów. Niektórzy biegacze sporo uwagi i pracy poświęcili swoim przebraniom. A widok stojących rządkiem na polu stworów/postaci z bajek i podlewających... roślinki, na długo jeszcze pozostał w mojej pamięci :P
No i finisz w Pauillac... a w prezencie oprócz medalu, naturalnie lokalne wino... którego niestety nie mogłem zabrać do bagażu podręcznego. Ech...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora snipster (2016-09-16,10:38): najssss :) tam to mają te winnice... jacdzi (2016-09-16,22:00): Mniam, mniam. MiniGT (2016-09-19,08:08): Biegłam, to był mój pierwszy maraton. Atmosfera niezapomniana, kibice cudowni. Polecam z całego serca, ja gdybym mogła brałabym udział co rok. Samolotem z Berlina to leciała chyba połowa Polaków (47 osób) biorących udział w tym maratonie. michu77 (2016-09-19,11:43): jak na pierwszy maraton... to ciekawy wybór :P żiżi (2016-09-21,10:38): Michał następnym razem to już chyba wkręcisz się w klimat i przebierzesz się też:))) michu77 (2016-09-22,08:30): Wątpliwe, by był następny raz... To jednorazowa przygoda :p
|