2016-08-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton poniżej 3:30...Berlin Marathon 2015 (czytano: 838 razy)
...na każdych zawodach jest stres i ogromne napięcie, mi dodatkowo towarzyszy jakaś taka dzika radość. ..tak też było i w Berlinie. Ale od początku. W tygodniu przed zawodami tylko dwa biegi, ale i tak czułem dziwne napięcie i lekki ból lewego uda, a po ostatnim treningu nawet ból stopy...myślę sobie ech nie będzie łatwo...tym bardziej, że celowałem na wynik 3:30. Sobota rano wyjazd do Berlina, na miejscu trzeba coś zjeść i odebrać pakiet startowy. Pod wieczór jeszcze małe zwiedzanie i do hotelu. W sobotę wieczorem czuję się fatalnie...bolą nogi, głowa...no tak pewnie nie dam rady...o 21 już śpię. ..rano obudziłem się o 4:40 i wiedziałem, że już po spaniu. ..przed 6 kawa i lekkie śniadanie (bułka z czekoladą :)) miałem czas, więc włączyłem muzę i poleżałem na łóżku żeby się uspokoić...o 7:30 jestem na miejscu, napięcie rośnie, ale czuję się dobrze. ..stojąc już w sektorze gotowy do startu czułem ogromną radość z tego że mogę biec tu i teraz...podniecenie udzielało się wszystkim dookoła. ..kiedy przyszła na nas kolej wszyscy zaczynamy klaskać w rytm muzyki...podniecenie sięga zenitu...czuję się bardzo dobrze. ..ruszamy...staram się biec przy biegaczu, który biegnie na 3:30 i jest oznaczony balonem tzw. Pace maker ...biegnie zbyt szybko o jakieś 10 sekund na km, ale jestem w stanie utrzymać tempo, więc biegnę za nim...trzymam się go do około 30 km...atmosfera jest niesamowita...na całej trasie kibice, zespoły muzyczne, orkiestry. ...czuć, że to jest prawdziwe święto biegania...cały czas kontroluję tempo i pilnuję żeby co 25 min zjeść żel...czuję jak twardnieją mi nogi, ale wiem już, że dam radę ukończyć w czasie 3:30...na 30 tym km postanawiam jednak wyprzedzić pacemakera, a pomagają mi w tym kibice...jest cudownie. ..decyzja zapadła...przyspieszam, trudno najwyżej pod koniec jak nie dam rady to zwolnię, w końcu zostało tylko 12 km...dam radę...zaczynam wyprzedzać sporo osób, a zegarek pokazuje, że biegnę w tempie 4:30 na km...kiedy mijam 36 km i widzę, że do trzeciej godziny biegu zostało mi 5 min wiem już, że jestem w stanie zejść poniżej 3:30...wtedy poczułem ogromną radość, a spod okularów popłynęły mi łzy...byłem szczęśliwy. ..teraz już tylko dotrzeć do mety...biegłem niesiony krzykami kibiców, którzy widząc moje zmagania (dalej wyprzedzałem) i napis na numerze startowym wołali "go tomasz go"...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |