Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1517]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
59 / 295


2016-07-30

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Dźwirzyno po raz szósty. Pudło po raz pierwszy (czytano: 567 razy)

 

Dźwirzyno - miejscowość nad morzem, w której od dawien dawna odbywa się bieg na 10 km. Już po raz szósty wybieram się tu:
1999 - 37.05
2001 - 38.42
2003 - 40.17
2012 - 44.13
2013 - 44.06
2016 - ?
Jaki wynik mogę osiągnąć? Im bliżej 40 minut tym lepiej.

Dzień przed biegiem zjadłem na kolację makaron. To moja nowa tradycja przedbiegowa. Jak zwykle przed biegiem sen nie był udany. To moja stara tradycja. Dwa tygodnie odpuszczenia treningowego - zobaczę co z tego wyniknie.

Wstałem rano tak jak w wojskowej piosence - godzina piąta minut trzydzieści. Za wcześnie, bo wyjazd zaplanowałem na siódmą. Jest czas, więc zabrałem się za pisaninę. Śniadanko - tradycyjnie chleb z margaryną i miodem, dużo słabo słodzonej herbaty. Wyjazd nietypowo samochodem, bo 70 km to trochę za dużo na rower. Można by było się pomęczyć, ale już jestem za stary na takie przygody.
6.20 - 18 stopni, ale na biegu przewiduję ciepełko, więc trzeba się będzie nawadniać i butelka w dłoń...

... wyjazd o 7.00. Bez problemu dotarłem na miejsce gdzieś koło 8.30, chociaż w kilku miejscach były ograniczenia ruchu z powodu wymiany nawierzchni. Za wcześnie jak zwykle. Mogłem sobie popatrzeć jak rozwija się biuro zawodów, które otwierało podwoje o 9.00. Jak otworzyło, to szybko załatwiłem formalności. Numer startowy na koszulce - 414. Numer chipa - inny. Nawodnienie, rozmowy z kolegami i wreszcie gdzieś po 10-tej pojechałem drugim kursem autobusu na miejsce startu. Trochę rozgrzeweczki i już trzeba było iść na plażę w okolice startu. Było trochę opóźnienia, bo trzeci kurs autobusu dojechał po godzinie 11-tej. Ale wreszcie startujemy. Ustawiłem się przy linii brzegowej gdzieś z przodu. Czołówka stanęła w bramie startowej dalej od brzegu. Miała być butelka wody, więc była. Ale przy starcie już prawie pusta, bo trochę wody wypiłem, trochę wylałem na siebie.

Z tyłu wyglądało to tak:

hostowane

START
Na początek wielki tłok. Okazało się, że jestem daleko od czoła. Muszę wyprzedzać trochę po piachu, trochę po wodzie. Wreszcie po jakimś kilometrze można było normalnie biec. Staram się robić długie kroki. Plaża kiepska - dużo kamieni, a twardy grunt jet blisko wody i mało jego jakoś. Dlatego też często brnę po kostki w wodzie. Dobrze, że założyłem specjalistyczne buty - te same co na 4 Milach Jarka. Plaża się kończy. Żeby z niej wybiec trzeba zrobić sporo metrów po piachu. Staram się nie za bardzo zmęczyć, więc zwalniam. Wreszcie koniec piachu i teraz ścieżka pieszo-rowerowa. Biegnę tak biegnę dosyć długo i nagle widzę tabliczkę 5 km. Coś za dużo czasu mi zajęła ta piątka. Ale to nic. Trzeba pocinać dalej. Na punktach z wodą jeden łyk, a reszta na koszulkę. Zbliżamy się do mety a ja za bardzo mocy nie mam. Staram się jak mogę, ale niewiele mogę. Ciągle ktoś mnie wyprzedza. Ostatni kilometr. Wydłużam krok, wyprzedam tego, który przed chwilą mnie wyprzedził. Ostatni zakręt i myślałem, że meta będzie blisko. Niestety zostało jeszcze kilkaset metrów i tyle nie jestem w stanie szybko pobiec. Ten którego wyprzedziłem wyprzedził mnie drugi raz. Ale jakoś dotarłem do mety.
META

Czas niezbyt zadowalający - 44.52, ale już na 5-tym kilometrze wiedziałem, że nie będzie rewelacji. Medal, reklamówka z jedzeniem, piciem i z jeszcze jedną koszulką. Wypiłem duużo wody, zjadłem słodką bułkę, banana i wypiłem napój mleczny (żeby się nie zepsuł w cieple). Jeszcze zupka i najadłem się. Wróciłem na miejsce startu, gdzie były wywieszone wyniki. Patrzę swoje nazwisko - M50-3. Ale nie podpalałem się, bo już kiedyś tutaj byłem wstępnie trzeci, a potem okazało się, że kogoś pominięto. Wręczenie nagród. Zwyciężyli Ukraińcy. No i w kategorii jednak byłem trzeci.

hostowane

Otrzymałem statuetkę i nagrody przynależne zdobywcy 3-go miejsca, w tym 100 zł na zakupy w jednym z biegowych sklepów internetowych. Trochę czułem, że to trzecie miejsce uzyskałem fuksem, bo wynik nie za bardzo udany. Ale to nie było normalne 10 km i pogoda nie była idealna do biegania.
Czas było wracać. Gdzieś koło 15.00 dotarłem do domu gdzie mogłem pochwalić się rodzinie moimi sukcesami-fuksami.

Podsumowując - na tym biegu było mniej mocy niż tydzień wcześniej. Widocznie 2 tygodnie odpuszczenia to za dużo. Szkoda, bo złamałbym te 44 minuty.

Jest wieczór a w internecie nie ma wyników. Trochę ten bieg pod tym względem odstaje od innych. A może nie umiem szukać? Z tego co zapamiętałem z wywieszonych wyników papierowych - zająłem 70 miejsce. Ilu biegło - nie mam pojęcia. Ale gdzieś ponad 200 na pewno.

Nie jest tak źle z tymi wynikami, bo na drugi dzień z samego rana już są. Zająłem 72 miejsce na 344 biegaczy. Stały zwycięzca DLB - Przemek miał 41.39 i taki czas by mnie zadowalał. Ale w Dziwnowie dokładał mi wiele minut i tu dołożył jak zwykle. Na plaży biegłem kilkadziesiąt metrów za nim, potem mi odpłynął w siną dal. Zwyciężyłem za to znajomych - Zbyszka Malinowskiego, Tadka Platę i Mariana Ostrowskiego, z którymi częściej przegrywałem niż wygrywałem.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
kos 88
23:49
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
Świstak
22:54
Robak
22:37
szalas
22:34
staszek63
22:06
uro69
22:01
edgar24
22:00
elglummo
21:57
marekcross
21:36
Beata72
21:26
jacek50
21:01
JW3463
20:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |