2016-06-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Na Jurze, czyli życie bywa piękne! (czytano: 1260 razy)
Jak cudnie! Wszystko mnie boli!
Nie, to nie oznacza wcale, że mam jakieś masochistyczne skłonności :) To znaczy tylko tyle, że spędziłam wspaniale weekend, że powoli odbudowuję formę i czuję, że znowu żyję pełnią życia. A mój duch fruwa radośnie w obłokach, nie zwracając szczególnej uwagi na obolałe ciało.
Ten piękny weekend zaczęłam już w czwartek rowerową wycieczką po Jurze. Udało nam się przy pięknej pogodzie przejechać ponad 50 km po niezłych pagórkach. W piątek wiało diabelnie, odważyłam się zatem jedynie na 8 km przebieżkę i to wyjątkowo z pominięciem lasu, bo nie chciałam dostać w głowę jakimś konarem. Na sobotę był zaplanowany IV Żarecki Marsz NW, czyli impreza z cyklu "Leśne Ludki i Towarzystwo Przyjaciół Żarek Letniska aktywizują mieszkańców". Tym razem zaktywizowaliśmy tylko sami siebie, bo mieszkańcy nie dopisali. Do tej pory podobne imprezy cieszyły się sporym zainteresowaniem, a wczoraj nic, kompletna porażka. Nie wiem, czy pogoda była zbyt dobra, czy zbyt zła, czy temat się znudził, czy też za mało nagłośniliśmy imprezę. W każdym razie w niewielkim gronie, po rozgrzewce przeprowadzonej przez Kasię, przemaszerowaliśmy z kijkami po lesie siedem kilometrów, a potem posililiśmy się kiełbaskami z grilla. Niech Ci, którym nie chciało się ruszyć z domu, albo wybrali sprzątanie pozazdroszczą, bo kiełbaski bardzo smaczne i nietuczące, a las dawał dobre schronienie przed upałem.
No to dzisiaj znów przyszła kolej na rower. Z Żarek biegnie kilka genialnych (asfaltowych!) rowerowych ścieżek. Tyle, że nie z "moich" Żarek, tylko z miasta Żarki. Dzieli nas siedmiomilowy.... nie, znów jakieś bajki plotę, siedmiokilometrowy las. Jest w nim ścieżka rowerowa, jak najbardziej. Tyle, że (zwłaszcza przy takiej suszy, jak obecnie) przebycie jej oznacza wleczenie roweru po piachu przez mniej więcej półtora kilometra. Człowiek zaczyna się pocić jak głupi, a wtedy obsiadają go komary, muchy oraz kleszcze i korzystają, korzystają... Nienawidzę tego fragmentu. Alternatywą jest ruchliwa droga wojewódzka. Też niefajnie. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na plan C, czyli drogę szutrową przez las prowadzącą do wsi Wysoka. Plan C ma oczywiście też swoje mankamenty (pomijam tu wielkie dziury w drodze). Wysoka, jak sama nazwa wskazuje jest wysoko i trzeba się rowerem trochę po tym szutrze powspinać. Za to potem, aż do samych Żarek jest z górki :).
Dojeżdżamy do cmentarza i wybieramy piękną ścieżkę prowadzącą do zamku w Mirowie. Mieszkam tu prawie całe swoje życie, widziałam kawał świata (wiem, co mówię, dobrze ponad 30 krajów), a za każdym razem nie mogę się przestać zachwycać Jurą. W każdej roku porze. I dzisiaj było tak samo. Upał iście piekielny, droga wspina się na długi pagórek, sił nie mam za grosz, ale jest tak pięknie! Po bokach zboże poprzetykane chabrami i makami, a za chwilę żółty prostokąt łubinowego pola. Na pagórku już widać białe ostańce i wziuuuuuu, zjeżdżamy w las sosnowy. Ufff, jak dobrze, wiatr osusza mi spoconą twarz, las daje odrobinę cienia. I za chwilę jesteśmy pod ruinami (w odbudowie!) mirowskiego zamku. Trzeba uważać, bo kłębią się tłumy ludzi z dziećmi i psami, rowerzyści, rolkarze, no i niestety między wszystkich wciskają się samochody, tu już mogą :(
Z Mirowa koci skok do Bobolic. Tu zamek stoi odbudowany z ruin, a raczej wybudowany na nowo. Mijamy kolejne grupy turystów i pędzimy dalej (nie przesadzam - chwilowo jest znów z górki :)). W Niegowej zaplanowaliśmy popas obiadowy. Niestety zajazd, który wypatrzyliśmy na mapie zamknięty na głucho. Zmieniamy plany. Zamiast na Moczydło i Trzebniów, kierujemy się na Janów. Przed nami Góry Gorzkowskie, już wiem, że dają popalić. Droga pnie się do Postaszowic bezlitośnie, krzty cienia :( Wypijamy ciepławą oranżadę na przystanku autobusowym i za chwilę będzie można odpocząć, bo przed nami długi zjazd do Gorzkowa. Gdy licznik pokazuje mi 50 km/godz zaczynam lekko hamować, aż taka szybka być nie muszę!
W Złotym Potoku znajdujemy pożywienie. Czuję się zmęczona górkami i upałem, więc decydujemy się podążać do domu najkrótszą drogą. Piękna ścieżka rowerowa prowadzi lasem bukowym, temperatura jest tu całkiem przyjemna, trzeba tylko znowu uważać na tłum turystów. Gdzieś jednak się troszkę pogubiliśmy i lądujemy na szlaku pieszym. Zdecydowanie pieszym, jechać się nie da, bo co kawałek leżą powalone drzewa (może to skutek piątkowej wichury?) i trzeba przenosić przez nie rower. Czuję się wykończona, udaje nam się zejść do ruchliwej drogi i podążamy nią, aż do znanego nam fragmentu leśnej ścieżki. Docieramy nią do Ostrężnika, a stamtąd piękna asfaltowa ścieżka wiedzie do Przewodziszowic (płaska to ona nie jest!), skąd już tylko parę kilometrów do Leśniowa i Żarek.
Zarządzam postój na lody. Należą się nam jak psu zupa! Lody są trochę rozciapane, ale dodają mi sił. Decydujemy się na powrót wariantem B, czyli drogą wojewódzką.
Piękna wycieczka na zakończenie weekendu, mówię Wam. Pokonaliśmy 55 km w 3,5 godziny. Wiem, to nic takiego, ale dokładnie miesiąc temu naprawiano mi serducho. Pani kardiolog powiedziała, że od 1 czerwca mogę powoli wracać do treningów. "Może niech pani zacznie najpierw od marszów" -- powiedziała. "Marszów nigdy nie zaprzestałam!" -- zaprotestowałam. A ponieważ jestem posłuszna i rozsądna, więc pierwszy raz pobiegłam dopiero 2 czerwca :)
Na razie jednak moja forma nie pozwala myśleć o starcie w zawodach w przewidywalnej przyszłości. W zasadzie to nie jest szczególnie ważne, choć czasami żałuję, że coś mnie omija. Na przykład wczorajszy półmaraton w Olsztynie k. Częstochowy. Podobno był jeszcze gorszy od niesławnego porajskiego :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Hung (2016-06-20,14:02): Cha, cha, cha, ładne mi powoli. Toż to triatlon rowerowo - biegowo - kijkowy, kiełbasek i lodów nie wspomnę. Tak trzymaj. Varia (2016-06-20,15:23): Taki powolny triatlon na raty :))) Nie ma powodu bym miała się wyrzekać lodów i kiełbasek, mam nadmiar dobrego cholesterolu :) Mój "sercowy" problem był wadą wrodzoną. Hung (2016-06-20,21:43): Ja wyrzekłem się kiedyś lodów i kiełbasek, a teraz - coraz częściej - nie żałuję, że łamię swoje zasady. Varia (2016-06-20,21:50): I słusznie :) Żadna przesada nie jest dobra. Smacznego!
|