2016-05-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maratońskie dojrzewanie (czytano: 1204 razy)
W marcu zeszłego roku postanowiłem rzucić siedzenie przed telewizorem i do innej mojej pasji wędkarstwa dołączyło bieganie. Za młodu startowało się na różnych szkolnych i międzyszkolnych zawodach. Troszkę haratało się w gałę w A-klasie tudzież jakiejś lidze okręgowej. Później przyszła przygoda z morzem i wszystko poszło w zapomnienie. Niemniej jednak po tych 30-latach postanowiłem, jak wspomniałem, rozpocząć przygodę z bieganiem. Początkowo co drugi dzień.
Zaczęły się starty w biegach i coraz to większy apetyt na walkę z samym sobą, z własnymi słabościami oraz przeciwnościami. Pierwszy start na 10-cio kilometrowej trasie Biegu Europejskiego w Gdyni 08.05.2015 r. i punkt odniesienia, a raczej baza wyjściowa została ustanowiona. Miało być poniżej godziny i było nawet sporo, bo 51:41. Kolejny bieg na tej samej trasie w czerwcu i następna minuta urwana. Apetyt zaczyna rosnąć i postanowienie złamania 45 minut na jesień.
Przychodzi lipiec i wspaniała idea zawraca moją głowę. Półmaraton w Pucku. A jak? A czemu nie? Dam radę !!! Oczywiście dałem radę, ale byłem bardzo styrany urozmaiconą trasą i aurą. Deszcz i „parówa” taka, że oddychać było ciężko. Niemniej jednak cel osiągnięty i połówka poniżej 2 godzin zaliczona. Trenujemy dalej i startujemy w kolejnych biegach. Trafiam na cykl „Kaszuby Biegają” i dołączam do grona jego biegaczy. Start w Kolbudach, Złotej Górze i Przyjaźni utwierdzają mnie w przekonaniu o fajnym klimacie i ludziach cyklu. Oczywiście po drodze start na Westerplatte i kolejna „życiówka” na dychę - 46:32. Później już tak łatwo nie było i do końca startów magiczne 45 minut nie zostało rozmienione.
Zbliża się Amber Expo Półmaraton w Gdańsku i wielka chęć poprawienia swojego wyniku na tym dystansie. Próba udana z wynikiem 01:46:13. Rok w zasadzie zakończony, ale w głowie zrodził się właśnie pomysł na maratoński debiut. Postanowiłem sobie aby przed ukończeniem 50-ciu lat zaliczyć z powodzeniem królewski dystans. Trochę szperania w Internecie i program na 04:00:00 znaleziony, przeniesiony na arkusz Excela i do dzieła. Solidnie przepracowana zima z jednym startem we Władysławowie na zaślubiny z morzem. Nadszedł pierwszy poważny sprawdzian Bieg Urodzinowy w Gdyni na początek kolejnej edycji PKO Grand Prix. W końcu rozmieniam 45 minut. Co prawda tylko o 4 sekundy, ale zawsze coś. No cóż trenujemy dalej, przecież maraton coraz bliżej.
Kolejny sprawdzian stanu przygotowań to PZU Gdynia Półmaraton. Pogoda rewelacyjna do biegania. Postanowienie przebiegnięcia połówki poniżej 01:45:00. Wszystko idzie dobrze od początku do końca pomimo dwukrotnego podbiegania ulicy Świętojańskiej. Zawsze daje się we znaki każdemu biegaczowi podczas „dyszek”, a co dopiero na połówce i to podwójnie. Dałem radę, nie tracąc zbytnio rytmu i w miarę utrzymując tempo. Tak doleciałem do mety w 01:38:09. Wiem, koledzy mówili, o tych 9 sekundach, ale co tam. Ostatni poważny test to Bieg Europejski, który poszedł nadspodziewanie dobrze. Nie przypuszczałem, że mogłem osiągnąć aż taki progres. Linię mety mijam znacznie poniżej 45 minut. Wynik 43:08 szokuje mnie i kolegów, którzy oczywiście ponownie mieli pretensje o te właśnie sekundy.
Powoli zbliża się dzień debiutu w 2. PZU Gdańsk Maratonie z założeniem złamania 4 godzin. Plan treningowy zrealizowany w 130%, gdyż nie zawsze zakładane tempo było przeze mnie utrzymywane. Czasami było jak dla mnie zbyt wolne. Tak sobie tłumaczę te moje procenty realizacji i pewne modyfikacje. Dwa dni przed startem w głowie pojawiło się zweryfikowane założenie. Dlaczego nie rozmienić 03:30? Dam radę! I nadszedł ten dzień. Jestem spokojny. Nie denerwuję się ani trochę. W głowie teraz tylko jeden cel – ukończyć zgodnie ze zweryfikowanym na gorąco założeniem. N a starcie spotykam kolegę Waldka z Gdańska. Poznaliśmy się na cyklu Kaszuby Biegają. Prawie 20 lat młodszy, maraton już zaliczony, więc dogadałem się, że pobiegniemy razem. Szybka decyzja o biegnięciu na 03:30 i ruszyliśmy na trasę. Trochę wietrznie, trzy nawrotki o 180 stopni i podbiegi nie napawały zbytnim optymizmem. Ale ku naszemu zdziwieniu tempo utrzymywaliśmy bardzo długo. Waldek jeszcze przestrzegł mnie, że maraton zaczyna się dopiero po 35 kilometrze. I właśnie te słowo niebawem weszły dość mocno w życie, a raczej na trasę naszego biegu. Ostatni podbieg na 36-tym kilometrze i tempo drastycznie spada. Waldek ciągnie mnie i jakoś dajemy radę. Meta już blisko, przecież widać Bursztynową Arenę, a za nią halę Amber Expo. Blisko, zaledwie lekko ponad 5 kilometrów. Przecież to jest nic w porównaniu do przebiegniętych już 36-ciu, 36-ciu, 36-ciu. Na zbiegu odzyskuję trochę sił, ale nie wystarcza na powrót do poprzedniego tempa. Trzeba dobiec, trzeba dobiec i tyle. Mijając 40-sty kilometr lekki przypływ sił, który i tak nie wystarczył na złamanie 03:30. Mijam linię mety i kończę swój pierwszy maraton w 03:33:04. Szczęśliwy, bo to już koniec. Szczęśliwy, bo rodzina była ze mną i dopingowała. Szczęśliwy, bo do pięćdziesiątki troszkę zostało. Lekko zawiedziony, bo brakowało niewiele. Waldek przybiega dwie minuty po mnie – dzięki za wsparcie!!!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Mahor (2016-05-18,22:10): Ale progres!A to się dopiero zaczęło.Oj co to będzie, oj co to będzie...:-)
|