Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [6]  PRZYJAC. [136]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kryz
Pamiętnik internetowy
Opowieści dziwnej treści.

Krzysztof Ryzner
Urodzony: 1960-01-27
Miejsce zamieszkania: Jarosław
158 / 316


2016-05-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
08.05.2016 – 4. PZU Maraton Lubelski. (czytano: 356 razy)



08.05.2016 – 4. PZU Maraton Lubelski.
Lublin to miasto leżące na kilku wzgórzach. Ukształtowanie terenu powoduje, że Lubelski Maraton można traktować jako trudny. Jak mówili Organizatorzy jest on jedynym górskim maratonem miejskim. Może jest w tym trochę przesady, ale coś jednak w tym jest. Trasa tego biegu to zatem pagórki Wyżyny Lubelskiej.
Ze względu na trwające remonty w centrum miasta trasa maratonu wyglądała nieco inaczej niż poprzednio. W tym roku zmianie uległy zarówno start i meta biegu. Zlokalizowano je na Placu Teatralnym, przed niedawno utworzonym Centrum Spotkań Kultury. Centrum to niezwykłe miejsce, znajduje się w samym centrum miasta w bliskim sąsiedztwie uniwersytetów oraz pięknego parku w którym spotkaliśmy przechadzające się dostojnie pawie.
Przygotowano też dla biegaczy nietypowy finisz, przez „ Aleję Kultur ”, która znajduje się we wspomnianym Centrum Spotkań Kultury i zaraz po wybiegnięciu z budynku po około 10 – 15 metrach ustawiono upragnioną metę.
Ja start w tym biegu miałem już wpisany w swój kalendarz jeszcze w tamtym roku. Co prawda miałem nie najlepsze wspomnienia z jednej z poprzednich edycji biegu - po prostu nie wytrzymałem jego trudów. Jednak ze względów rodzinnych wiedziałem, że w tym czasie będę przebywał w tym mieście i nie wypadało mi nie pobiec.
Jednak już w momencie zapisów do maratonu przegapiłem pierwszy termin wpłat i mimo pisemnej prośby skierowanej do Organizatora nie udało mi się dokonać najniższej wpłaty za maraton.
Przyjechałem do Lublina już w piątek. Po południu udałem się do Biura Zawodów, gdzie pobrałem pakiet startowy. Uzyskałem też garść niezbędnych informacji od jednej z Pań i z całą rodzina udaliśmy się na spacer po centrum miasta.
Po sobotnim spacerze i lodach, ponownie przyszliśmy do Biura Zawodów na rozpoczynającą się o 17.00 Pasta Party. Jakie było moje zdziwienie, gdy osoby wydające posiłek poczęstowały nim zarówno moją żonę jak i córkę. Makaron szczególnie smakował mojemu wnukowi, który właśnie w tym czasie kończył jeden rok.
Spacer powrót do domu i upragniony sen …
Niedziela, standardowy poranny posiłek i przybycie na miejsce startu. W pewnym momencie osłupiałem, okazało się, że nie zabrałem z domu chipa. Jednak dzięki uprzejmości Pani w Biurze Zawodów, otrzymałem w ostatniej chwili nowego ( zapasowego ). I tak biegłem z numerem 559, a chipa miałem z numerem 902 …
Punktualnie o 9.00 wystrzał startera i start …
… okrążenie budynku Centrum Spotkań Kultury i pierwszy nieznaczny podbieg na Al. Racławickiej obok Uniwersytetu …
Pierwsze 5 km to wspólny bieg z biegaczami, którzy biegli w 1. Biegu Koziołka. Potem biegacze na 10 km zawracali, a my biegliśmy prosto.
Już pierwsze 10 km wskazywały, że biegłem nieco za szybko. Półmaraton pokonałem w czasie 1.42.16. Co prawda był to wynik na złamanie 3.30, jednak nie przy obecnym zmęczeniu i nie w tym dniu. Co tygodniowe maratony w Łodzi ( 3.28 ), Warszawie ( 3.14 ) i Jelcz - Laskowicach ( 3.18 ), nadszarpnęły moje siły i tych właśnie starczyło mi do około 25 km. Potem jeszcze jakoś biegłem do 30 km, jednak później to już była naprawdę wielka męka. Męka i walka z samym sobą … Walka ze swoimi słabościami …
Górki, wiatr oraz nawarstwiające się zmęczenie robiły swoje. Po 35 km nie miałem praktycznie ochoty na kontynuowanie biegu. Walczyłem nie tylko za zmęczenie, ale i z samym sobą.
Ktoś kiedyś powiedział, że sukces zależy od tego co zrobisz, gdy poczujesz ból i zmęczenie. Nie był ten maraton moim sukcesem jednak naprawdę w tym biegu wiedziałem co to ból i zmęczenie …
Po raz kolejny też zobaczyłem, że nie prawdą jest, że biegając maraton szybciej, bardziej się męczymy. Orlen przebiegłem w 3.14 i byłem względnie wypoczęty. Ten maraton pokonałem o 30 minut dłużej i nie można powiedzieć, że byłem zmęczony. Byłem po prostu zajechany. A może po prostu nie był to mój dzień …
Ostatecznie po nawarstwiającym się zmęczeniu na ostatnich naprawdę pagórkowatych kilometrach dotarłem do maty w czasie 3.44.10. Dla mnie była to po prostu kompromitacja. Takiego wyniku się nie spodziewałem.
Czy zatem ten maraton jest, aż tak trudny. Na pewno do łatwych nie należy, ale coś mi go blokuje chyba w głowie. Stąd tak mi się go biega, a nie inaczej …
Pozostała jednak satysfakcja z ukończonego maratonu.
Jak się okazało po raz drugi ten maraton zakończył się …
Pozostały jednak piękne wspomnienia oraz bagaż nowych doświadczeń.
Na koniec też pozostała satysfakcja, że zostałem jednak sklasyfikowany, dzięki Pani w Biurze Zawodów i otrzymaniu od niej nowego chipa … Tacy właśnie bezimienni ludzie tworzą między innymi niepowtarzalny klimat zawodów. To coś co nieraz biegaczom jest naprawdę potrzebne.

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


8035halicz (2016-05-13,13:57): Cenne i trafne spostrzeżenia doświadczonego maratończyka







 Ostatnio zalogowani
lachu
19:25
Stonechip
19:06
zbig
18:59
CZARNA STRZAŁA
18:56
entony52
18:53
macius73
18:50
tomasso023
18:38
StaryCop
18:30
mirek065
18:25
Leonidas1974
18:24
czewis3
18:19
gieel
18:09
fit_ania
17:45
manjan
17:42
Pawel63
17:40
Admin
17:37
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |