2016-04-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 24.04.2016 - Orlen Warsaw Marathon (czytano: 318 razy)

Orlen Warsaw Marathon 2016.
Na dobry wynik w tym maratonie dość mocno liczyłem. Po pierwsze dlatego, bo w roku ubiegłym właśnie na tej trasie uzyskałem swój rekordowy czas 3.26. Po drugie, dlatego, że obok Maratonu w Łodzi, miał to być bieg, w który miałem uzyskać swój najlepszy rezultat. Pozostałe starty miałem traktować trochę jako bardzo mocne wybieganie. No, może jeszcze nastawiałem się na Maraton w Krakowie w połowie maja. Chciałem tam też zrobię niezły wynik.
Start w Łodzi co prawda nie mogę zaliczyć do nieudanych. Uzyskałem tam wynik 3.28.45. Jednak liczyłem tam na trochę więcej, tym bardziej, że zapowiadano, że trasa tego maratonu należy do płaskich.
Biegło mi się w Łodzi dość ciężko. Co prawda po 21.097 km miałem wynik w okolicy 1.38.30. jednak już wtedy słabłem i skończyło się tak jak się skończyło …
Dlatego wiązałem dość duże nadzieje właśnie ze startem w Warszawie. Sam przyjazd w sobotę i rejestracja w Biurze Zawodów oraz spacer po stoiskach umieszczonych na Expo, drobne zakupy i szukanie Hostelu w Śródmieściu spowodowały, że popołudnie minęło mi dość szybko.
Co prawda warunki w hostelu były co najmniej skromne, myślałem jednak, że będę mógł tam trochę wypocząć. Jednak dyskoteka do 4.00 nad ranem rozwiała te nadzieje.
Tak więc trochę zły około 5.20 wstałem z „łóżka” i pierwsze co zrobiłem było sprawdzenie jaka jest pogoda. Było ona naprawdę nieciekawie. Jak się okazało w nocy padał deszcz i wszystko wskazywało na to, że może jeszcze padać …
Jednak mój nastrój dopiero się pogorszył, gdy wyszedłem na pole i okazało się, że jest naprawdę ponuro, około 7.0 C i wieje naprawdę mocny i zimny wiatr.
Tak w nienajlepszym nastroju dotarłem do Miasteczka Biegaczy, gdzie po przebraniu się i zdaniu bagażu do depozytu udałem się na miejsce startu.
Wejście w Strefy Startowe i oczekiwanie na start, który zaplanowano na 9.45 …
Jeszcze przed maratonem, plan biegu był prosty. Złamanie co najmniej 3.30, a w wersji optymistycznej uzyskanie swojego najlepszego wyniku i złamanie bariery 3.25. Plan naprawdę optymistyczny, to powalczenie z granicą 3.20. Wierzyłe, że jest to możliwe …
Jednak zaraz na miejscu widząc nie najlepsze warunki pogodowe stanąłem tuż przed pacemakerem na 3.30. Chciałem po prostu złamać tę granicę …
… i wreszcie odliczanie … i długo oczekiwany start. Po około 1 minuty i 20 sekundach dobiegłem do linii startu i coraz szybszym tempem, mimo bardzo dużej liczy biegacze, poruszałem się do przodu.
Nad wyraz szybko złapałem swój właściwy rytm biegu i nie oglądając się biegłem do przodu. Na około 4 km wbiegliśmy na Konwiktorską, na dość długi podbieg. Ale jakoś bez najmniejszego wysiłku go pokonałem. Potem Krakowskie Przedmieście i Szucha. Dopiero tam zacząłem analizować wstępnie swój bieg. Zauważyłem, że chociaż na samym początku pacemakerzy na 3.15 oddalili się na dość sporą odległość od pewnego momentu dystans między mną, a nimi się zmniejszał …
Po raz pierwszy na 10 km zdałem sobie sprawę jak szybko biegnę Zegar umieszczony na trasie wskazywał 48.02 ( czas brutto ). Znowu zauważyłem, że dystans między grupą na 3.15, a mną, jest coraz mniejszy. Około 14 km doszedłem grupę. Po 15 km biegłem na równi z pacemakerem. Trochę się tego „przestraszyłem”. Doszło do mnie, że biegnę chyba za szybko. Nie wiem czy to z tego powodu, między 17 – 18 km, miałem lekki kryzys.
21.097 km przebiegłem w czasie 1.38.23, a wic nieznacznie szybciej niż w Łodzi. W tym czasie grupa na 3.15 nieco została na punkcie z piciem i jedzenie. Ja ich trochę wyprzedziłem i tak na dobra sprawę nie wiedziałem co z tym fantem robić. Bałem się tempa, w którym jeszcze nigdy nie biegałem maratonu … Bałem się biec przed grupą.
Jednak zaraz potem nastąpił gwałtowny zbieg, na ul. chyba o nazwie Gąsek, którego z doświadczenie się trochę obawiałem … i tak szybko pozbyłem się myśli o tempie w którym biegnę.
Potem nastąpił naprawdę trudny odcinek miedzy 23, a 28 km. Odsłonięta prosta centralnie pod wiatr. Jednak jak się okazało właśnie na tej prostej poczułem, że tego dnia jestem mocny. Cały czas wyprzedzałem biegnących zawodników i tak sam nie wiem kiedy, pojawiłem się okolice 28 – 29 km, gdzie zjadłem żel. Tak też uczyniłem poprzedniego roku.
30 km pokonałem w czasie 2.18.14 ( brutto ). Zdałem sobie wtedy sprawę, że biegnę na złamanie 3.20. Tym bardziej, że była we mnie siła, była moc, a przede wszystkim wiara, że tempo, które sobie narzuciłem wytrzymam do końca.
Wierzyłem, że to co mam zakodowane w głowie pozwoli mi na złamanie 3.20. Cały czas biegnąc wyprzedzałem kolejnych biegaczy. To powodowało, że wiedziałem, że tempo moje jest na ten dzień optymalne i dobre.
35 km - czas 2.41.32. Krótka analiza sytuacji … Jestem pewien, że złamię 3.17. Dalej walczę jednak w dalszym ciągu nie mam obaw o kondycje i o tempo w którym biegnę.
40 km i Most Świętokrzyski. Tutaj już zaczynam przyśpieszać, a może tak tylko mi się wydaje. Zakręt w prawo, długa prosta, potem podbieg obok Stadionu i skręt na ostatnia prostą. Widzę metę, a przed nią tuman kurzu, wiatr nawet w samej końcówce nie pomaga …
Głos komentatora, okrzyki i doping kibiców. Ktoś krzyczy …, Krzysztof, Krzysztof …
I wreszcie upragniona meta. Czas 3.14.30 ( czas netto 3.13.11 ). Nie mogę uwierzyć. To był mój dzień. To był mój wynik.
Może ktoś, czas ten uzyskał by w tempie treningowym. Dla mnie był to jednak wynik, na który nie liczyłem i do tej chwili nie mogę w niego uwierzyć.
Są takie dni, że wszystko człowiekowi wychodzi. Ja do tego biegu rano byłem naprawdę pesymistyczne nastawiony. Jednak po raz kolejny w moim przypadku okazało się, że czym jest przed biegiem gorzej, to na biegu jest lepiej. Może właśnie wtedy się bardziej mobilizuję i wszystko mi wtedy dlatego wychodzi.
Tak więc po raz kolejny Orlen Warsaw Marathon okazał się dla mnie szczęśliwy. Teraz już do wakacji starty w maratonach postanowię traktować nieco bardziej ulgowo … Ale czy na pewno …
Tak więc sentyment do tego Maratonu pozostał. Oby nie potwierdziły się tylko informacje, przekazywane przez zawodników, że …
Sądzę, że będzie mi dane wystartować w kolejnej edycji tego biegu, za rok …
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora kokrobite (2016-04-27,08:56): Gratulacje!!! roan70 (2016-04-30,11:31): Gratulacje Krzysztof. Wspaniały czas. Pozdrawiam Wojtek_Tri (2016-06-01,19:28): Ja nie mogę! Ale wynik! Wielkie gratulacje!
Przyznaj się: gdzie kupujesz zioło?? ;-)
Jeszcze raz gratulacje Krzychu i pozdrawiam.
|