2016-03-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 20 III 2016, XXX Bieg Zaślubin, Kołobrzeg, 15km (czytano: 722 razy)
W końcu dzień, w którym mogę sprawdzić ile tak naprawdę były warte moje wszystkie zimowe treningi. Wybiegałem solidnie prawie 800km od początku grudnia bez jakichkolwiek treningów szybkościowych, interwałów, dziwnych planów treningowych. W tym roku żadnych wariactw i pogoni za życiówkami. Po prostu bieganie tak jak mam ochotę i tyle.
Na zawody jedziemy busem z ekipą RunGryfu, w składzie lekko przetasowanym w stosunku do poprzedniego roku ale większość twarzy się powtarza. Miejscówkę dla busa mamy bardzo dobrą, blisko internatu z prysznicami... które w tym roku są niedostępne z powodu remontu :-( Tu pierwsza duża wtopa organizacyjna. Niby wszystko jest jasne - prysznice są na stadionie a na stadion ma dowozić biegaczy autobus. Tyle, że praktycznie nikt z obsługi nie ma pojęcia skąd ten autobus odjeżdża. Na szczęście dzięki zaradności naszego wspaniałego Doktora dowiadujemy się gdzie szukać autobusu.
Reszta organizacji podobna jak w zeszłym roku, odbiór pakietów szybki i sprawny (koszulki zdecydowanie lepiej stonowane kolorystycznie niż w zeszłym roku), darmowe drożdżówki na "po biegu" wszyscy zjadają przed, toi toi jak zwykle za mało więc przed startem ludzie sikają po krzakach. Ogólnie klasyczny folklor w wydaniu kołobrzeskim.
Po przydługim (jak zwykle) wstępie przejdę w końcu do biegu. Trasa to podobnie jak w zeszłym roku dwie pętle po 6,4km i dodatkowa mała pętelka 2,2km. Tyle, że jest dłuższa (sic) niż w zeszłym roku. Organizator wprowadził niewielką modyfikację prowadząc zawodników o jedną alejkę parkową dalej, realnie to jakieś 80m więcej na pierwszych dwóch pętlach. Niestety nie udało mi się do tej pory dowiedzieć skąd ta zmiana.
Mój plan na bieg to pobiec pierwszą pętlę równym tempem w ok. 26min. Na drugim okrążeniu spróbować utrzymać tempo, ew. delikatnie zwolnić byle nie więcej niż do 27min. Ostatnią krótką pętlę chciałbym pobiec nieco mocniej tak, żeby zmieścić się w 9min. Daję sobie rezerwę w postaci dodatkowej minuty więc interesuje mnie wszystko poniżej 63min. Patrząc po wydolności na treningach przed biegiem - realne.
Ustawiam się dość blisko linii startowej, chociaż po paru minutach okazuje się z przodu dochodzą kolejni zawodnicy i ląduję gdzieś w piątym - szóstym rzędzie. Start! I zaczyna się mozolne przeciskanie pomiędzy biegaczami dla których stanie w pierwszej linii było tylko na potrzeby ładnej fotki. Kątem oka widzę Przemka z RunGryfu, który naciera do przodu z lewej flanki. Miał biec w tempie 4:40min/km, ja mam w tej chwili grubo poniżej 4min a on odjeżdża. No nic trzymam się planu. Za chwilę pierwszy króciutki podbieg, na którym połykam Przemka. Zerkam jeszcze szybko czy nie widzę kogoś znajomego z kim można biec w solidnym tempie ale nie znajduję nikogo. Teoretycznie w moim zasięgu na pierwszym okrążeniu mógłby być Łukasz z Adamem ale oni od razu mocno pociągnęli do przodu. Stawka zawodników dość szybko się rozciąga i w zasadzie cały bieg gonię w pojedynkę. Tylko od czasu do czasu doganiam kogoś lub ktoś dogania mnie, przez chwilę biegniemy razem, po czym następuje klasyczne rozstanie :-)
Do połowy 6-ego kilometra udaje mi się utrzymywać założone tempo ok. 4min/km. W zasadzie nawet szybciej bo cały czas staram się nadgonić dodatkowe 80m dodane gratisowo przez organizatora. Nagle, na krótkim odcinku nawierzchnia asfaltowa zmienia się w granitowy bruk i czuję mocne ukłucie w okolicy lewej kostki. Kłucie powraca co kilka kroków. Prawdopodobnie dał o sobie znać uraz z początku lutego więc podświadomie zwalniam :-( Przez kolejny kilometr biegnę spokojniej. Mijam pomiar czasu po pierwszym okrążeniu - niecałe 26min więc jest ok. Ale co z kostką? Powoli próbuję przyspieszać, nie jest źle, nie czuję bólu. Po chwili jednak znowu lekkie ukłucie, potem jeszcze raz i znika. Ech, biegnę dalej ale nie staram się już przyspieszać. Kończę drugie okrążenie po ok. 27min. Pomimo przymusowego spowolnienia jest ok. Kłucie nie pojawia się więc na ostatniej małej pętli powoli przyspieszam i wyprzedam kolejnych zawodników. Nawrót i ostatnia, długa prosta. Czuję, że nie mam już zbyt dużo siły ale widzę przed sobą jeszcze jedną znajomą postać - to pan Grzegorz. Staram się go wyprzedzić, jednak on zachował do końca czujność i skutecznie kontruje. Na metę wpadam zaraz za nim, mimo wszystko czas netto mam lepszy o 1sek :D
Czas netto: 1:01:52
Miejsce open: 91/1037
Kat. M-35: 23/150
Dodatkowym smaczkiem jest międzyczas na 10km w okolicy mojego rekordu życiowego na tym dystansie. Miało być dobrze i było dobrze. Plan "przystanek Kołobrzeg" zrealizowany w 100%
Po biegu kilka kolejnych wpadek organizacyjnych, kierowca autobusu pojechał na stadion z prysznicami dopiero gdy udało nam się go przekonać. Wróciliśmy stamtąd na piechotę żeby zjeść zupkę regeneracyjną, która została rozdana kibicom (jak się później okazało). Stanowiska z piwem dla biegaczy też nie było - podobno nie wiedzieli gdzie się rozstawić. Fajnie, że była chociaż udało się dobić do darmowej kawy i herbaty. Reszta zawodów moja więc całkiem przyjemnie przy istotnym udziale kawy z rumem.
RunGryf wraca z tarczą. Heniu - 3 miejsce w kat. M70, Łukasz - 3 miejsce w kat. M30. Dodatkowo, Ola z Gryfic - 2 miejsce w kat. K16. Brawo!
Do zobaczenia za rok!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |