2016-03-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kriokomora (czytano: 1833 razy)
Co zrobić aby swój cel uczynić jeszcze bardziej realnym ? Jest dieta, jest profesjonalnie rozpisany trening, porządne rozciąganie i regeneracja. Odpowiednio długie roztrenowanie i wzmocnienie fizyczne w okresie zimowym. Co pozwoli poprawić wydolność aby na wiosnę biegało się szybciej, łatwiej i aby wychodzić na każdy trening i to wychodzić z równym entuzjazmem ? Co zrobić aby ta sama trasa nie stała się nudna, wysiłek coraz bardziej mozolny, a zmęczenie wciąż większe i większe ? I wreszcie, aby mieć przeświadczenie, że każdy krok przybliża mnie do celu, jakim jest, od dłuższego już czasu, 2:59:59 w maratonie ?
Odpowiedzi szukałem w kriokomorze. Otóż nadarzyła się okazja - darmowy voucher do "lodówki" w pakiecie startowym. Super, pomyślałem, to jest rozwiązanie, które pozwoli mi "rozwinąć skrzydła". Nie trzeba poszukiwać cudownego, "gumisiowego soku" albo przeskakiwać z aminokwasu na aminokwas, parę minut "wśród lodów" wystarczy. Będę biegał bez zmęczenia, bez bólu, z uśmiechem na twarzy. Raz to za mało ! - usłyszałem i pobiegłem do mrozu po raz drugi, a potem, od razu, tego samego dnia wieczorem, na "katorżnicze" interwały. I oto, gdzieś w połowie moich wysiłków, poczułem "chłód" wydobywający się z wnętrza, "chłód", który, wbrew oczekiwaniu, nie uniósł mnie ponad mokry, zabrudzony asfalt i nie ujrzałem płóz odciążających nogi i nie poczułem skrzydeł zamiast ramieni… Przeciwnie… na stopach pojawiły się skalne bloki a w miejscu ramion kołki drewniane, bynajmniej nie o zapachu świeżego buku. A do tego pojawiła się niewidzialna istota mocno pchająca mnie w klatkę piersiową. I tak już zostało do końca treningu, który miał być dla mnie objawieniem, a potem przez kolejne dwa tygodnie biegowej mordęgi, tygodnie stracone.
Nie pojawiłem się więcej w kriokomorze. Wiem teraz, to nie był ten czas, ta intensywność, uległem ułudzie, że od razu, natychmiast nastąpią błogie lata lotów bez zmęczenia a nieosiągalny cel stanie się tylko igraszką.
I znów wróciła walka samego ze sobą aby wyjść, zrobić pierwszy kilometr, piętnasty, przyspieszyć, trzymać tempo. Próby trzymania diety.
I zapytała sarenka żółwia: po co się tak męczysz, dźwigając dom na plecach ? I odpowiedział żółw: bo muszę, bo bez tego nie będzie sukcesu w maratonie (sukcesu na moją miarę). Nie biegam tylko dla satysfakcji, fun-u, w drugiej części stawki. Mnie to nie wystarcza. Ja tak nie potrafię. Na razie.
I dlatego wciąż męczę się z tym domem na plecach…
A w ostatnią niedzielę, w pięknie zorganizowanym Półmaratonie Wiązowskim było 1:26:30. Tylko minutę wolniej niż dwa lata temu. Wówczas, po sześciu tygodniach było 3:00:36 Teraz ostatnie 3 km były poniżej 4"/km Kriokomora ??? Za siedem tygodni kolejny maraton…
PS Oczywiście szanuję wszystkich, którzy biegają
dla fun-u, aby ukończyć i cieszyć się bieganiem. Ja,
być może, jeszcze do tego nie dorosłem.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2016-03-03,08:10): z tym domkiem na plecach biegaj z uśmiechem na twarzy :) Będę trzymał kciuki! Mahor (2016-03-03,15:17): Dla odmiany spróbuj może kąpieli w łaźni fińskiej :-) Marek.Katowice (2016-03-05,21:34): "Jest dieta, jest profesjonalnie rozpisany trening, porządne rozciąganie i regeneracja. Odpowiednio długie roztrenowanie i wzmocnienie fizyczne w okresie zimowym". niestety zabrakło wiedzy z zakresu korzystania z kriokomory.
|