2016-01-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Chaos decyzyjny (czytano: 680 razy)
Początek roku, za mną dopiero pół sezonu biegania. Jesienią czułem się jak etiopski zawodowiec, zapisywałem się na co popadnie, teraz próbuję być mądrzejszy i planować starty z wyprzedzeniem. Chcę mieć przyjemność z biegania, nie chcę w połowie września obudzić się którejś soboty z poczuciem "ojeeeej, zapisałem się to już pójdę , ale strasznie mi się nie chce". No i niebagatelny jest tez motyw finansowo - organizacyjny. Medale są fajne, ale każdy bieg to tak naprawdę dzień wyłączony z normalnego funkcjonowania dla całej rodziny, trzeba dojechać, czasem jest jakiś bieg dziecięcy, więc trzeba być wcześniej albo zostać dłużej. I te nieszczęsne złotówki na drzewie nie rosną, a koszulek pamiątkowych już mam wystarczającą ilość.
Mam problem, co wybrać ze zbyt bogatej palety możliwości.
Będzie wiosną półmaraton w Warszawie, będzie drugi jesienią, ale jeszcze nie wiem gdzie. Może Łowicz? Będą ze trzy "dziesiątki". Będzie na pewno Lesznowola i Bieg Dyni, i będzie Bieg Tomasza Hopfera w Konstancinie. I jeszcze się marzy, o ile będzie w tym roku, przełaj w Swaderkach. I kilka innych biegów. I pobiegałbym w rodzinnym Toruniu. I do Krakowa się wybrał.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |