2015-10-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| „Wnioski treningowe” (czytano: 425 razy) (POPRAW WPIS , ZMIEŃ ZDJĘCIE , USUŃ ZDJĘCIE)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=vXa1R0y0JBw
O przyjaźni wiem tak mało, że chyba trudno o większy brak kompetencji w kwestii formułowania jakichś użytecznych wniosków na jej temat, niemniej warto podejmować próby eksploracji zupełnie nowych obszarów. Otóż i wniosek treningowy numer jeden: przyjaciel to ktoś, kto nie zawsze rozumie, jednak zawsze stara się zrozumieć, a w swych staraniach gotów jest warunkowo zanegować własny punk widzenia.
O rodzicielstwie wiem równie mało, co o przyjaźni. Co prawda zdarzało mi się opiekować cudzymi dziećmi, a też od niedawna sam jestem ojcem, ale wszystkie te doświadczenia zebrane do kupy, w mojej ocenie stanowią nader mizerną podstawę dla miarodajnego opisu zjawisk związanych z właściwym kształtowaniem latorośli. No właśnie, cóż to bowiem znaczy „właściwie” i czy aby na pewno twórcze zapędy wychowawcze są najlepszym co możemy zaproponować dzieciom. Widziałem wielu chłopców i sporo dziewczynek domytych, ładnie ubranych, odżywionych i otoczonych masą kolorowych gadgetów kojarzonych na ogół z dzieciństwem, przy czym tak nieszczęśliwych, iż w pogoni za choćby cieniem cieplejszych uczuć zdolnych podpalić sobie włosy na głowie, pobić kolegę lub koleżankę do nieprzytomności, czy puścić się z przygodnie poznanym „wujkiem”. Widziałem również czyste krowy i świnie, muczące i chrząkające radośnie przy pełnym korycie. Gdzie zatem przebiega granica pomiędzy hodowlą, a wychowaniem? I znów terra incognita. Ile bym na ten temat nie usłyszał, obejrzał i przeczytał, widok wypasionych szczeniaków wznoszących na ulicy łapki w nazistowskim pozdrowieniu, nieodmiennie kojarzy mi się w pierwszej kolejności z obrazami smutnych pokojów wypełnionych po sufity stertami lego i Barbie. Dopiero potem wyobraźnia podsuwa migawki ze starych kronik filmowych – szklane paciorki oczu ludzi przemienionych siłą idei w woskowe szkielety, sterczące nieruchomo na grodzonym drutem kolczastym wybiegu. Zwykle rodzice nie mają problemu z wyobrażaniem sobie swoich pociech jako przyszłych lekarzy, prawników, zwycięzców konkursów pianistycznych, czy gwiazd sportu. Mieliby za to spory kłopot ze zobrazowaniem progenitury zasiadającej na ławie oskarżonych o gwałty, rozboje, tortury lub zabójstwa. Tu nadciąga nieuchronnie wniosek treningowy numer dwa: ograniczona wyobraźnia rodziców często skutkuje rozkwitem, tudzież wzmożeniem uczuć i postaw patriotycznych potomstwa, patriotyzm z kolei jest jak palenie papierosów, które szkodzi zdrowiu, nawet gdy bierne.
Jest i wniosek treningowy numer trzy, jak mniemam pozostający w pewnym związku z poprzednimi: palenie ma długą i żywą tradycję. Ogień, prócz tego, że daje ciepło i światło, a czasem odlotowego kopa (nie zawsze przecie nikotynowego), częstokroć służy również za narzędzie unicestwiania ludzi i idei niemieszczących się w wąskich ramach zazwyczaj ślepych uczuć rodzicielskich i patriotycznych. Patriotyzm w swej dominującej, ulicznej odmianie, to rodzaj ekshibicjonizmu, gdy duże dzieci postanawiają wreszcie opuścić wypełnione zimnymi zabawkami pokoje by przenieść w sferę publiczną swe z lekka tylko transformowane uczucia głębokiego osamotnienia i frustracji. Patrioci płodzą dzieci podpierając się poczuciem obowiązku. Pragną by nosiciele ich genów byli liczni i silni. Polska to doskonały przykład, iż stadne poczucie siły rzadko odzwierciedla szczęście w życiu osobniczym – suma niespełnień jednostkowych nie przekłada się na sukces narodu jako całości. Co istotne, dla patriotów fakt ten nadal pozostaje zagadką, z którą nie są gotowi się zmierzyć. Przyjaźń i patriotyzm nie chodzą w parze, gdyż żaden patriota nie obdarzy przyjaźnią kogoś, kto nie podziela jego własnych zapatrywań. Można rzecz prosta wywodzić jak to pięknie przyjaźnią się zakochani w sobie patrioci, jednak w ich przypadku to raczej bezwład przyciągania podobieństw, niż wspólne dążenie do wzajemnego poznania, odkrywania prawdy. Patriotyczna prawda zawsze jest już dawno odkryta i przezornie zabezpieczona w słoju z formaliną. Mając oczy z tyłu głowy, patrioci maszerują w tłumie, dlatego gdy padają, to całymi watahami. Polska historia obfituje w przykłady takich właśnie karamboli. Kolejny tuż-tuż.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2015-10-22,13:09): będzie tak, jak na tych zdjęciach; jedni będą się śmiać, drudzy salutować, a trzeci chyba płakać... Mahor (2015-10-23,18:53): No cóż karambole to nasza specjalność...
|