2015-10-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Chrumkanie pobożnego geja (czytano: 553 razy) (POPRAW WPIS , ZMIEŃ ZDJĘCIE , USUŃ ZDJĘCIE)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=eM8Ss28zjcE
„Wstrząs”, o którym rozwodzą się ostatnio media, znakomicie oddaje kondycję Kościoła katolickiego. Faktycznie niewiele trzeba, aby wyprowadzić papieża z równowagi. Wszystkie kuriewne muszki bzyczą jednako: lubi w kuper, OK, będziemy się za niego modlić. Dopóki podobni Charamsie karierowicze realizują się seksualnie w zaciszu prywatnych apartamentów, Kościół nie widzi problemu, po prostu uznając, iż kłopot którego nie widać nie istnieje. Jest to o tyle zastanawiające, że cały rzymski geszeft religijny oparto na zmyśleniach dotyczących rzekomych współzależności pomiędzy domniemanymi bytami, o których wiadomo na pewno tylko tyle, że z rzadka zaprzątają fantazję watykańskich bajkokletów zwanych dla niepoznaki teologami. Gdy przychodzi zmierzyć się z rzeczywistością, np. w postaci zwołanej tuż przed synodem konferencji w sprawie łóżkowych upodobań polskiego prałata, Kościół w osobie papieża i jego zauszników trzęsie się niczym pośladki rozbawionych amorków, robiących u katolików za aniołki. Racjonalne tłumaczenie jest proste jak pastorał, który jednakowoż kończy się fikuśnym zawijasem.
Kontrola ludzkiej seksualności to zawsze był jeden z ulubionych rzemyczków religijnego bata. Jak pokazuje wielowiekowa praktyka, w katolicyzmie nie idzie o to żeby przestrzegać głoszonych przez papiestwo zasad, są one bowiem konstruowane tak, aby ich przestrzeganie wyłączało jednostkę z rzeczywistości na poziomie ludzkim, zaś jej szczątkową aktywność przenosiło w sferę generowanych niespełnieniem rojeń. Dlatego właśnie Kościół nie odrzuca gejów, a jedynie pragnie, aby przestali nimi być. Skoro to niemożliwe, to niechaj przynajmniej usychają z żądzy. Kiedy jej w końcu ulegną, powinni czuć do siebie wpędzające w depresję obrzydzenie i wstyd. Gdy już odpowiednio skruszeją pod wpływem owych uszlachetniających mąk, przybiegną na klęczkach przed oblicze miłosiernego, acz twardego klechy, który tym łatwiej nimi zakręci, im mocniej będą się wili w kleszczach poczucia własnej grzeszności. Rzecz prosta nie idzie tylko o homoseksualizm. Ów obłędy system mieszania ludziom we łbach sprawdza się znakomicie również w innych przypadkach. Np. chcesz być bogaty – grzech, bądź biedny, przynajmniej tak jak biskupi (Franciszek w swym umiłowaniu ubóstwa jest w stanie ponieść nawet tak straszliwą ofiarę, że podczas przejazdu z lotniska do Białego Domu obędzie się bez limuzyny – czym dziś jeździłby Chrystus?). Lubisz ciupciać, lecz nie chcesz być rodzicem – grzech, Bóg woli byśmy się mnożyli, nawet jeżeli ma to prowadzić do niechcianego macierzyństwa/ojcostwa, ba, nawet przeludnienia (owszem, pragnąć ci wolno, ale to tylko próba jakiej poddaje cię bóstwo, więc lepiej zapomnij o antykoncepcji lub własnych preferencjach). Masz ochotę założyć na siebie coś, co wyróżni cię z tłumu – oj, grzeszysz pychą (olśniewać błyskotkami powinni jedynie księża). Czego by nie tknąć, Kościół ma pewny przepis na szczęście i prędziutko cię ku niemu powiedzie, sam przemykając opłotkami – bądź gotów wyrzec się wszystkiego, choćby po to, żeby kler nie musiał rezygnować ze swego rozbuchanego trybu życia.
Charamsa wiedział co czyni. Oglądając jego kabotyńskie występy, trudno odpędzić wrażenie, iż po prostu się nachapał, a teraz czując, że pod zainstalowanymi przez administrację Wojtyły Polakami grunt się pali, postanowił rzucić koloratką. Pozy oburzonego niegodziwością Kościoła buntownika wypadają w jego wykonaniu żałośnie. Decydując się wstąpić do seminarium nie wiedział, że jest gejem? Lata spędzone na boskiej służbie na pewno dały mu wiele okazji do zapoznania wysoko postawionych homoseksualistów w sutannach, którzy jak on usługiwali protektorom o urozmaiconych seksualnych apetytach. Nie zrozumiał, że co uchodzi po kryjomu, oficjalnie zasługuje na potępienie i od tej akurat zasady Kościół wyjątków nie czyni? Ależ skąd! Kuty na cztery łapki rzymski kanapowiec tyle, że niekastrowany.
Inna sprawa, że Wesołowski, skompromitowany przestępca w randze arcybiskupa zasłużył w oczach kumpli na pochówek z symbolem duchowego zwierzchnictwa na palcu, zaś od zakochanego geja odżegnują się jakby nagle przestał być „swój”. Chyba faktycznie przestał, bo teraz będzie mógł partnera całować kiedy zechce, zaś watykańscy zazdrośnicy nadal muszą się obściskiwać po kątach, za to pod czujnym okiem napalonych członków Kurii Rzymskiej, od których zależą ich przyszłe awanse.
Przewracający się w grobie Lolek osiągnął już zapewne maksymalną docelową prędkość Pendolino. Otóż i wyzwalająca siła zamiatanej latami pod dywan prawdy: jaki Kościół, takie i jego bolączki, tudzież priorytety – wolne od zakłamania penetracje analne.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |