2007-12-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| (czytano: 386 razy)
Jak ja nie lubię takiego szarpania się- dwa dni biegania i później dwa, albo trzy następne takie że nie ma gdzie szpilki wsadzić. Wstawanie o trzecie bo inaczej nie ma jak na komputerze popracować i gnanie na ósmą do szkoły. Na zajęciach walka z czasem i nadganianie zaległości. A z drugie strony to nie chodzi o jakiś konkretny wynik. Jakoś tak dobrze to na mnie działa. Pobiegam kilka dni i zaraz wszystko się uspokaja.
Teraz niby jest najgorsza pora- o siódmej jeszcze szarówka o czwartej już zaczyna być ciemno. Taka totalna depresja, za chwilę zacznie się zima (albo i nie). A przecież z drugiej strony to właśnie teraz dzień zacznie stawać się coraz dłuższy i wszystko zacznie zmieniać się w kierunku lata i pełni życia.
A ja nie będę filozofował, jak tylko mi się uda wkładam buty i lecę potupać. Nie za szybko, z nogi na nogę- odkąd zacząłem wolniej biegać na treningach, zdecydowanie szybciej biegam na zawodach. I mam nadzieję że w nowym semestrze będzie lepiej. Chociaż tak naprawdę to przecież przy maratonie jest więcej roboty niż przy połówce, a wcześniej mam do napisania książkę i to w konfiguracji która nie pozwala na opóźnienie.
Kasia sobie wyszła na trening w czasie przerwy między zajęciami. Pomysł mniej więcej taki jak moje bieganie nocą po Częstochowie, więc może bez komentarzy.
Teraz tydzień, może nawet półtora względnych luzów, więc może uda mi się złapać więcej regularnosci
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |