2015-09-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Myszka Mickey i Krasnale (czytano: 2824 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=2desE2rrT_g
Zastanawiałem się co łączy te dwie postacie z tytułu. Zastanawiać się miałem bardzo dużo czasu bo cały maraton. Taka nowa jednostka czasowa. Była jedna Wenta, no to może być jeden Maraton.
To dużo czasu. Dla każdego biegacza, tego z przedziału 3:00h i tego z 6:00h. Ale wracając do myśli głównej. Co łączy? Ano chyba tylko postać Walt’a Disney’a. I tutaj dochodzimy do następnej myśli, a mianowicie, kiedy mężczyzna lubi bajki. Ano przede wszystkim w dzieciństwie, a drugi raz kiedy przeżywa dzieciństwo swoich dzieci. Oglądając z moimi maluchami bajki Disneya odkrywam w nich o wiele więcej niż kilkanaście lat wcześniej. Wracam do tych przepięknych wspomnień lat ubiegłych. Nie miałem tego szczęścia aby bajki tego producenta oglądać tak często jak dzisiaj. Teraz to nadrabiam.
Mam też ogromne szczęście być od miesiąca ojcem chrzestnym u mojego brata i bratowej, która de facto jest zakochana w twórczości Disneya. Ostatnio dostałem zdjęcie bratanka w stroju Myszki Mickey.
W tym momencie zaczynam zdawać sobie sprawe, że, dla mnie, nie tylko Disney łączy te dwie postacie Myszki Mickey i Krasnali. Także Wrocław. Właśnie poprzez moją rodzinę i ich „konika” i samego miasta Wrocław. Odwiedzając ich zawsze staram się poszukać jakiegoś nowego Krasnala na mieście. Nawet ostatnio radiowa Trójeczka ma swojego krasnala „Trójkucia”.
W ostatni weekend też byłem we Wrocławiu. Biegłem maraton. 33. Wrocławski Maraton. Był to mój dziesiąty bieg maratoński. Jubileuszowy. Cieszyłem się, że wypadnie on we Wrocławiu. To tutaj chciałem zadebiutować w maratonie. Niestety, problemy gastrologiczne nie pozwoliły. Zszedłem na 10km. Debiut został przesunięty o pół roku. Niedzielny bieg był takim małym podsumowaniem tego co przeżyłem od początku przygody z bieganiem ale i nie tylko. Wiele momentów moich wspomnień dotyczyło „życia” z przed biegania.
Wyruszyłem do Wrocławia w sobotę rano. Przez Łódź. Odwoziłem moją ślubną do „szkoły” na kurs. Na trasie S8 słuchałem jak zwykle Trójeczki. Różne rozmowy, różne piosenki. Nagle z prawej strony zauważyłem myszołowa siedzącego na słupku i obserwującego pole. Ze względu na postępującą we mnie nostalgię i kumulację wspomnień wolałem myśleć, że to sokół ;-). Zaczęło się od liczby 33 (edycji maratonu we Wrocławiu) to w tym wieku nastąpił przełom w moim prywatnym życiu. Odczuwalna zmiana. Nie, nie zacząłem biegać. Biegałem już od dwóch lat. Zmieniłem wtedy pewne nawyki. Dość nieznośne nawyki. I od tamtej pory jestem troszkę innym człowiekiem. Na pewno nie gorszym.
Po odebraniu pakietu na Stadionie Olimpijskim i zakupie połowy tablicy Mendelejewa na bieg, pojechaliśmy z bratem zobaczyć co u bratanka. A mały Leoś leżał sobie w Sali prób Młodzieżowej Akademii Musicalowej. Słuchał, oglądał co tam ci duzi ludzie wyprawiają.
Faktycznie mała Myszka Mickey :-).
Wieczorkiem rozmowy już także z moją Ślubną, która dojechała do nas po zajęciach. Ze względu na niewielką ilość snu w tygodniu poprzedzającym maraton położyłem się wcześniej.
Rano śniadanie, ubieranko. „No to idę na trening”. Nie można tego nazwać inaczej od kończ lipca prawie nie biegałem. Patrząc na dzienniczek treningowy zrobiłem 50km w lipcu i 30 we wrześniu. Nie była to jednak moja jedyna aktywność. Poszalałem na rowerze w sierpniu 1200km we wrześniu około 500km. W tygodniu przedstartowym wyszło 320km. Głupota, tak wiem. Ale dojeżdżam rowerem do pracy. Mam 40km w jedną stronę. Stąd taki kilometraż. Przed wyjściem na bieg mam problemy z żołądkiem. Parę razy muszę skorzystać z toalety. Na samym rozbieganiu przed przebraniem znowu toaleta. No ciekawie to nie wygląda. Powtóreczka z nieudanego debiutu.
W drodze na start rozmawiam ze znajomymi biegaczami. W sumie to oni mnie zaczepiają. Na starcie rozmawiam z Ulą z bełchatowskiego Spartakusa. Pogoda jest dla kibiców. Około 25 stopni, duszno. Pewnie będzie jeszcze cieplej. Odliczanie i start.
Mptrójka załączona. No to lecim. Na początek Adele „Roling In the Deep” i „Skayfall” …This is the end, hold your breath and count to ten… zamykam się po mału w swoim świecie wspomnień i przeżyć. Ciężko idą te pierwsze kilometry. Trzymam się w okolicach baloników na 4h, choć wiem, że jest to niemożliwe ze względu na brak przygotowań. Trzymam się bo jest mi wygodnie biec w tym tempie. Przebiegamy jeden z pierwszych mostów. A co most na to, ano zaczyna się ruszać. Biegnie razem z nami. Swoimi krokami rozbujaliśmy go.
„Ballada o Baronie, Niedżwiedziu i Czarnej Helenie” … I przehulali by cały pałac. Wszystko by zżarła gangrena. Gdyby za twarz ich nie przytrzymała jedna brutalna Helena… No cóż, cała prawda. ;-)
„Bahama Mama” tą piosenkę katowaliśmy na winylu u mojego dziadka, w kółko i w kółko skacząc po kanapie. W sumie to kanapa była parę razy naprawiana. Ale wspomnienia pozostały.
Na wiadukcie z lewej widzę żaglówki. Wspominam własne zmagania z patentem żeglarskim. Obóz żeglarski w wieku 15 lat, który był totalną porażką. A później egzamin na weekendowym kursie na WATcie. Zdany. Przy 6 w skali Beauforta. Oj wiało potężnie.
Mijam 17 km baloniki są jakieś 300m przede ną. Idzie nadzwyczaj dobrze. Pierwszy żel poszedł. Nogi ok. Przyzwyczaiły się. Na połóweczce mam spotkać rodzinkę. Ciekawe co tam u małego malucha. Przypomina mi się narodzenie córek, emocje i te chwile, które są nie do zastąpienia. Szczególnie przy tej drugiej bo pierwsza tylko z mamusią.
Połowa, na 22km spotykam moją ekipę. Są wszyscy, maluch też. Buziak od żony i dalej.
„Mów mi dobrze dobrze mi mów
Łaskocz czule warkoczem ciepłych słów
Wilgotnym szeptem przytul mnie
I mów mi dobrze nie mów mi źle” Happysad
Od przyjazdu do Wrocławia czuję uda. Niby spokojnie jechałem z pracy ale jednak pod wiatr. Czuję ból mięśniowy. Oj będzie ciężko.
„Człowiekiem gdybym był do Orleanu wtedy bym ruszył zaraz i na trąbce grał tak jak nikt po prostu szał! Jak kiedyś Louis Amstrong Ray Charls i inni też. Teraz ja oni pójdą w cień kiedy cały świat odkryje mnie! Solo!” Kiężniczka i Żaba.
Jesteśmy jakimiś cyborgami. Biegniemy sobie przez miasto. Tylko po to żeby pokonać maraton. A zresztą …na ile km ten maraton… widzę napis na koszulce biegacza. Kolarze dopingują nas na całej trasie. Nie pamiętam żebym na treningu miał taką publiczność ;-), biegł środkiem ulicy i miał podawaną wodę na trasie. Cudo, nie trening.
Tak sobie myślę, że może by tak całą trasę biegiem, bez marszu. Może się uda. Do 27km jest dobrze. Po trzydziestym brakuje mi podbiegów. Cały czas płasko. Z radością witam podbiegi na mosty. Lekka zmiana nachylenia dla mnie jest zbawienna. Mięśnie inaczej zaczynają pracować.
Mikromusic „Sopot” …kropelki życia, momentów słów… zraszam się wodą z hydrantów. Jest naprawdę gorąco. Wracam do tego pierwszego maratonu. Wtedy był też upał. Jeszcze większy niż dziś.
„Cheek to Cheek” Lady Gaga, Tony Bennett prezent od brata i bratowej na imieniny. Oj piękny jazzik. Tak, tam pisze Lady Gaga. Nie pomyliłem się :-). Oj podaje nóżka. Nawet bruk wrocławski wygładził się.
34km coraz więcej biegaczy leży na ziemi. Temperatura zbiera żniwo. Zbiegam trochę z trasy i łapię karetkę kierując ją do leżącego.
Jeszcze tylko 8km, może się uda cały przebiec. Tempo spadło strasznie. Nie chce się podrywać bo może być gorzej.
Limah „Never ending story” piosenka z dzieciństwa. Oj dużo wspomnień.
„Simple Man” Lynyrd Skynyrd chyba najbardziej kojarzę ją z Forresta Gumpa. Scena dająca do myślenia.
Marcelina „Karmelove” Najnowszy nabytek w kolekcji. Cudowna piosenka. …a gdyby tak oszukać czas… Jeszcze trochę wytrzymaj.
Przebiegamy obok Poliszlody. Najlepsze lody we Wrocławiu.
Jeszcze tylko 4km.
40km - Mrozu „Nie mamy nic do stracenia” …podnosimy się, upadamy, gubimy i znów szukamy… nic odkrywczego, a jednak. No i refren, przy którym już wiem dam rade. Łezka się oku kręci.
41km - …strach przed lataniem i głód doświadczeń…ogromna
siła wyobrażeń… już teraz wiem wszystko trwa dopóki sam tego chcesz… że upadamy wtedy gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem… Myslovic
Wpadam w bramę Stadionu Olimpijskiego, biegnę szpalerem drzew i wiem. Przed metą włącza się ostatnia piosenka biegu. Piosenka moja i mojej dziewczyny, teraz żony.
…ja twardy lód, zimnem głaszczę twoją dłoń… ale Ty, ty mnie dobrze znasz, wszystko o mnie wiesz. Wiem wybaczysz mi, że wszystko przeze mnie…
Dobiegam do niej i całuje tuż przed metą. Tak naprawdę to gdyby nie powiedziała biegnij dalej to bym został, nie dlatego, że nie miałem siły, ale dlatego, że chciałem zostać. Przebiegam metę i krzyczę ZWYCIĘSTWO. Pierwszy raz, nigdy przedtem tego nie robiłem. Unoszę ręce w geście zwycięstwa. Domek dla Krasnala jest piękny.
Dziesiąty maraton przeszedł do historii. Licznik się przekręcił. Tak trochę.
W poniedziałek do pracy oczywiście rowerem. Trzeba wrócić do rzeczywistości.
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w tym etapie życia i
biegania, za ich wsparcie i doping, w różny sposób.
Trzymajcie się, powodzenia.
P.S. A za chwilę premiera płyty „Leć Głosie” Zawartko/Piasecki ;-) Bo muzyka to ornamenty naszego życia.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu andbo (2015-09-17,09:58): Gratuluję jubileuszu!; kończyliśmy prawie razem tę "Wrocławską Mordęgę", bo ja tak to przeżyłem (niestety 4:20:30 to moja porażka). A ten myszołów na S8 o którym piszesz to o mało co nie wybił mi szyby w samochodzie w niedzielę w czasie podróży do Łodzi - "szedł na zwarcie" i dopiero w ostatniej chwili odpuścił! Ale ciarki mam do dzisiaj... ula_s (2015-09-17,12:37): Piotrze, ogromne gratulacje za ten za ten zwycięski jubileuszowy maraton i dziękuję, że potrafiłeś tak ładnie "ubrać go w słowa". Geniusz, poprostu geniusz :-))) snipster (2015-09-17,22:04): a nie kojarzę tego "Simply Man" w Forreście... ;] Gratki :) piotrbp (2015-09-18,09:28): Dziękuję wszystkim Piotr chyba masz rację pomyliłem z "Free bird". :] Cóż zdarza się ;-)
|