2015-08-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| „Mo się ubrudził” (czytano: 540 razy) (POPRAW WPIS , ZMIEŃ ZDJĘCIE , USUŃ ZDJĘCIE)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=6nUPoc02-D0
Wybitny zawodnik, który nie ćpa, zwykle stoi na straconej pozycji rywalizując z wybitnymi konkurentami, korzystającymi z dopalania odpowiednio dobranym koksem. Gdyby było inaczej, problem dopingu w ogóle by nie istniał. Wątpię jednak, czy stymulanty krążące w żyłach sportowych idoli, to istotnie sedno medialnej zawieruchy wokół Alberto Salazara, zatem, siłą rzeczy, również Mohameda Faraha.
Farah zaprzecza – słusznie. Na jego miejscu też bym zaprzeczał. Farah unika kontroli antydopingowych – roztropnie. Gdy się ma na koncie takie osiągnięcia, a do końca kariery znacznie bliżej niż dalej, dać się przyłapać to by było po prostu nieprofesjonalne. Farah rezygnuje ze startu – to przecież lepsze niż kolejne uniki. Farah się waha – to zrozumiałe. W obecnej sytuacji zbytnia pewność siebie mogłaby się okazać strategią samobójczą. Heros zapędzony w kąt to niezłe widowisko. Wie o tym zawodnik i biorący go na cel działacze oraz dziennikarze. Farah pucuje nazwisko – przecież właśnie tego oczekuje od niego publiczność. Nic tak nie rozgrzewa fanów, jak szczerzący zęby gwiazdor, pod którym zaczyna się kruszyć, co prawda tylko gipsowy, ale jednak piedestał. Media kreują bohaterów, a potem ich niszczą. Gra w kotka i myszkę stanowi integralną część show-biznesu, również sportowego. Z powyższego jasno wynika, iż póki co, kariera lekkoatlety kwitnie, choć pojawiają się już pierwsze symptomy nadchodzącego uwiądu.
Wymagać od zawodowego sportowca by nie stosował dopingu, to trochę tak, jakby oczekiwać od gwiazdy porno cnotliwego życia – rozumiem, że chcesz się tłuc za pieniądze, ale może nie nadwyrężaj swego dziewictwa i poprzestań na scenach gry wstępnej. Po prawdzie, Farah jest w równym stopniu ofiarą obłudnego systemu, co własnej niefrasobliwości. Łapiąc się na lep narzucanej mu roli sportowego wzorca postawy fair play, wydatnie wspomógł kręcenie bicza, którym będzie teraz chłostany. Zawodowiec ma być skuteczny, czyli musi wygrywać poważne imprezy, o ile to możliwe, bijąc przy okazji jakieś tam z kolei rekordy. Jeżeli regularnie nie wchodzi na podium, to nie istnieje w świadomości zbiorowej, zatem nikt mu nie zaproponuje pieniędzy np. za reklamę – ergo, nie jest zawodowcem, pot wyciska z siebie dla hecy, czyli amatorsko, a to czy grzeje, nikogo nie obchodzi. Szpachlowanie formy chemią, to naturalny krok w rozwoju, zwłaszcza gdy się osiąga pułap mistrza olimpijskiego. Skoro tak, to zamiast snuć domysły, tudzież wieszać na nim psy, należy życzyć lekkoatlecie przynajmniej jeszcze kilku udanych sezonów, dużo zdrowia, no i oczywiście niewykrywalnego koksu. Nie wykryją – nie udupią. Mo się ubrudził. Jeśli starczy sprytu i dopisze szczęście, Mo się oczyści. Czysty Farah może dostarczyć publice mniej więcej tyle samo rozrywki, co brudny. Na razie kwestią otwartą pozostaje odpowiedź na pytanie: czy dla władz federacyjnych, wodzonych na krótkiej medialnej smyczy, gusta gawiedzi okażą się cenniejsze niż głowa zastraszonego sportsmena? Inna sprawa, że tłum szybko się nudzi. Polityka w czystej postaci.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |