2015-06-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Sudety lepsze niż kotlety (czytano: 1490 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://goo.gl/photos/LXptzKziasLUjTqW9
Mój start w Sudeckiej Setce skończył się tak samo jak w roku ubiegłym, co do kilometra w tym samym czasie zaczęło się coś dziać z moimi bebechami, ja to roboczo nazwałem "skurczem żołądka". Co dziwne, poza tymi zawodami nie zanotowałem jeszcze takiego przypadku. No i zszedłem na 42km trasy, na mecie maratonu. A nic nie wskazywało na taki finał tej imprezy, bo przecież mam już B7D za sobą, który jest podobno trudniejszy. A dwa tygodnie przed setką, zrobiłem sobie
z Czarkiem rekreacyjny wypad w góry Bardzkie, Złote i Masyw Śnieżnika. I teraz chciałbym już przejść do opisu całej, prawie dwudniowej wycieczki, której już raczej nie powtórzymy w takim zakresie, możliwe najwyżej, że w szerszych ramach.
A więc tak, pięć po ósmej lądujemy w znajomym nam już Bardzie, gdzie dotarliśmy w grudniu, i ruszamy w dalszą wędrówkę szlakiem niebieskim w kierunku Lądka-Zdroju, który to szlak jest częścią składową długodystansowego, europejskiego szlaku pieszego E3, za co wstyd mi jako Polakowi za jego znakowanie, bo nie jest idealne i jeśli jakikolwiek obcokrajowiec wpadnie na pomysł pokonania jego polskiego odcinku, będzie zawiedziony i być może lekko zagubiony. Ale my na szczęście się nie zgubiliśmy.
Tak więc z Barda szlak wiedzie drogą krzyżową na Kalwarię(582) z kaplicą na szczycie.
Na samym początku, po wejściu do lasu, spotykamy kilkanaście Salamandr plamiastych, które widzę pierwszy raz w Sudetach, i to od razu w hurtowych ilościach, oczywiście jestem podjarany, Czarek trochę mniej :) Dochodzimy do źródełka Marii, gdzie napełniam butelkę wodą. Zaraz zdobywamy Kalwarię i wkraczam na dziewicze dla siebie rejony - ostro w dół, a potem szeroką leśną drogą, głównie trawersując zbocza, docieramy do przełęczy Łaszczowej(592). Tu przypadkowo zbaczamy z niebieskiego szlaku, kierując się trasą rowerową, za to z widokami. Szybko wracamy na niebieski szlak, idąc stromą błotnistą drogą służącą do ściągania z góry drewna. I tak, w dosyć niewidokowym terenie, docieramy do żółtego szlaku idącego w kierunku Kłodzka i Kłodzkiej Góry, podobno najwyższego szczytu Gór Bardzkich. I tutaj już nawet w terenie mi się wydawało to dziwne, że to jest najwyższe miejsce. Jak przeczytałem potem na internetach, wyższa jest Szeroka Góra, leżąca bardzo blisko. Dalej już raczej w dół, wygodną ścieżką, mijamy jeszcze kilka szczytów i bardzo stromym zejściem staczamy się na przełęcz Kłodzką(483). Przechodząc przez drogę krajową nr 46 wkraczamy do Gór Złotych, i zaraz napotykamy na pierwszą osobę, jaką spotykamy na szlaku - nota bene biegacza. W dosyć monotonnym terenie, urozmaiconym tylko ładnym widokiem na Kłodzko, zaczynamy dosyć ostre podejście na Ptasznik(718), który w szczytowej partii jest gęsto pokryty głazami. Ostry zbieg kamienistą, wertepiastą drogą
i już jesteśmy na przełęczy Leszczynowej(605). Chwilę dalej postój na jedzenie i moczenie nóżek w strumyczku. Aż do jaskini Radochowskiej nic ciekawego, poza pojedynczym turystą, zdziwionymi naszym widokiem leśnikami i jakimiś niezidentyfikowanymi przeze mnie ruinami. A jaskinia Radochowska zamknięta, zaraz za nią ostre podejście do Kalwarii i kaplicy MB Wspomożenia Wiernych z 1851 r.
i zejście 214 stopniami(nie liczyłem) do Radochowa.
Potem już płasko i asfaltem do Lądka, postój na lody i papu, dalej już GSS w kierunku Czarnej Góry, zaraz za Lądkiem niespodzianka - śmierdzące wysypisko śmieci zaraz koło szlaku. Dalej monotonnie i przez las , za to za Kątami Bystrzyckimi zaczyna padać - jest jednak na tyle ciepło że nie daję rady wrzucić na siebie kurtki przeciwdeszczowej. Widoczność spada do zera, a my mamy nadal nadzieję na widok z wieży na Czarnej Górze. Dochodzimy do przełęczy pod Chłopkiem(733) gdzie dołącza zielony szlak ze Stronia.
Teraz monotonne podejście, wchodzimy na Wilczyniec(877) i Pasiecznik(893), dochodzimy w końcu do przełęczy Puchaczówka(862), gdzie już raz byłem. Wchodzimy ostro pod górę na Czarną Górę(1205), gdzie robimy popas i zastanawiamy się czy iść prosto do schroniska pod Śnieżnikiem, czy też tak jak to wcześniej planowałem, zaliczyć jeszcze Igliczną i Międzygórze, by zwiększyć trochę sumę przewyższeń. Zwycięża druga opcja. Dynamicznie zbiegamy na Igliczną(845) zielonym szlakiem, potem znowu wkraczamy na Główny Szlak Sudecki by zbiec do Międzygórza i wleźć do schroniska(1218). Docieramy tam chwilę przed 19 i kończymy zmagania na dziś. Ale ze schroniskiem nie trafiliśmy, pan Fastnach ulokował nas w droższym, sześcioosobowym pokoju, mimo że miał inne, większe i mniej obłożone. To skutkowało naszym niewyspaniem, ponieważ nawalone amatorki wódy obudziły nas w środku nocy. Nie polecam tam nocować w czasie weekendu.
W niedzielę wstaję chyba o 4:10, by o 4:35 być na szczycie Śnieżnika. Niestety, wschodu słońca nie widzę ze względu na zachmurzenie, ale lubię mieć tak popularny szczyt tylko dla siebie :) Wracam i budzę Czarka, wyruszamy w dalszą, krótką już drogę po godzinie 5:20. Zielonym szlakiem zmierzamy przez Mały Śnieżnik(1326), Goworek(1320), przełęcz Puchacza(1100) - i tutaj błąd na mapie ExpressMap, do tego miejsca dochodzi czerwony czeski szlak. Dalej już razem z czerwonym szlakiem granicznym wchodzimy na Puchacza(1190) i Trójmorski Wierch(1146), który jest naszym dzisiejszym celem. Ten szczyt stanowi trójstyk zlewisk mórz: Bałtyku, Północnego i Czarnego, poza tym zbudowana jest na nim fajna wieża widokowa, z której mamy okazję oglądać szeroką panoramę. Teraz do Międzylesia na pociąg, na rozdrożu mylę trasę i zamiast dalej zielonym szlakiem przez Opacz, kieruję się czerwonym w kierunku Jodłowa, skąd dalej niebieskim, polnym szlakiem kierujemy się do Międzylesie. Raz już tu byliśmy, ale w nocy, i jakbym nie widział mapy, to bym się nie zorientował że to ten sam szlak :) W Międzyolesiu przyspieszamy by zdążyć na pociąg i 9:40 już jesteśmy na stacji, wchodzimy do pociągu firmy České dráhy i odjeżdżamy w kierunku Wrocławia, zadowoleni, że dziś jeszcze zdążymy solidnie wypocząć, jak to wypada zrobić w niedzielę.
Z mapy wynika, że w sobotę zrobiliśmy 58km przy 3073m przewyższenia. Za to niedziela to marne 24,1 km i 483m przewyższenia przy 1259m w dół.
Następny taki wypad w ten weekend, trasa z grubsza znana - chcemy odwiedzić Postawną i Trawną, Śnieżnik i chatkę pod Śnieznikiem, a nocować w namiocie.
PS. kto pierwszy w komentarzu napisze, jaki szczyt jest na zdjęciu, otrzyma "pierwszą polską grę o bieganiu", dostawa/odbiór osobisty we Wrocławiu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Jaszczurek (2015-08-24,13:44): Kłodzka Góra w sensie:):) Kłodzia... Jaszczurek (2015-08-24,13:44): Kłodzia Góra!
|