2015-06-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| When I am 104, czyli dlaczego znów wsiadłam na rower. (czytano: 550 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=be48mIvXZrw
Obejrzałam filmik o Robercie Marchandzie, który 103 urodziny uczcił wjechaniem rowerem na przełęcz pokonując przewyższenie 450 metrów na 10 km odcinku w czasie 56 minut, o innych jego wcześniejszych wyczynach nie wspominając. Bardzo mnie to podbudowało, rozmarzyłam się więc i powiedziałam "Też taka będę!". "No, to trzeba zacząć ćwiczyć!" - zgasił mnie złośliwie Piotrek. "Oj, może dla kobiet te rekordy nie są tak wyśrubowane?" - marzyłam dalej. "Coś Ty, kobiety żyją dłużej, więc i konkurencja większa." - nie pozostawiła mi złudzeń Kasia.
No trudno, pozostaje ćwiczyć, a że czasu coraz mniej, to najlepiej było zacząć od dzisiaj :). Szczerze mówiąc, powodów, by wskoczyć dzisiaj na rower było kilka:
1. Upał. Przy tej temperaturze nie biegam. Zwyczajnie nie daję rady. Toteż, zważywszy ogólny brak treningu, wynikający głównie (choć przecież nie wyłącznie) z przyczyn całkowicie ode mnie niezależnych, postanowiłam odpuścić sobie prawie wszystkie starty w okresie wakacyjnym. Są tacy, rzecz jasna, którzy dają radę nawet w tych tropikach, które chwilowo u nas zapanowały. Taka Kasia na przykład biegła dzisiaj na Cyl. W samo południe. Pod górkę! Po chaszczach! Dzielna dziewczyna. No, może ma w sobie coś z masochistki...ale jednak dzielna. Jestem z niej dumna: była czwarta wśród kobiet i pierwsza w swojej kategorii! To jednak zabawa nie dla mnie, na rowerze upał jest znacznie mniej upalny.
2. Orbita. Zbliża się termin tegorocznej Orbity, a właściwie Miniorbity, bo w tym roku Krzara zmienił troszkę koncepcję. Tym, którzy nie są w temacie wyjaśniam, że Orbita to taki hmmm... jakby to określić... o, już wiem, dwudziestoczterogodzinny rajd rowerowy wokół Częstochowy. W zeszłym roku była 500 km pętla. W tym roku to 5 pętli po 100 km. Plus ogonek - dojazd do i z Kamyka, gdzie jest honorowy start. Oczywiście nie ma obowiązku przejechania całości, to nie dla takich szarych myszek jak ja. Jednak, ponieważ już trzeci rok mam zaszczyt zaliczać się do sponsorowanych uczestników, postaram się dać z siebie wszystko. W tym wypadku wszystko oznacza dwieście km z ogonkiem. Sami rozumiecie, że ćwiczyć trzeba!
3. Kocham mój rower! To powód zdecydowanie najważniejszy.
Zatem nie było się co ociągać. Przeciągnęliśmy z Jarkiem nasze pojazdy przez piaszczystą leśną ścieżkę aż do Czarki i pomknęliśmy przed siebie - najpierw przez gwarny żarecki targ, potem piękną (asfaltową!) rowerową ścieżką przez pola i lasy do zamku w Mirowie. Stąd już koci skok do odbudowanego zamku w Bobolicach, gdzie skręciliśmy na Ogorzelnik i Niegowę. Szlakiem rowerowym ominęliśmy ruchliwą krajówkę i popędziliśmy z górki na pazurki z powrotem na Mirów. Oj, nieźle można się tam rozpędzić :) Tyle, że wcześniej też nieźle się trzeba napedałować pod górkę. I znów ścieżką rowerową do Żarek i do domu - uzupełnić płyny i spalone kalorie. A po odpoczynku - znów na rowerach - udaliśmy się na lody z przyjaciółmi nad porajski zalew. W sumie 60 km. Jak myślicie, że po płaskim, to znaczy, że nigdy nie byliście na Jurze :) Moim zdaniem, to nie najgorszy początek sezonu rowerowego.
Oczywiście nie samym rowerem człowiek żyje. I choć w zawodach biegowych chwilowo nie zamierzam startować, to niekiedy muszę zrobić wyjątek. Tak było w przypadku jubileuszowego, dziesiątego Biegu Leśnych Ludków. W tym roku impreza była znacznie skromniejsza niż zeszłoroczna - z braku sił i środków. To nie znaczy, że nieudana! Nie zabrakło ani zawodów, ani śpiewów z gitarą, ani jedzenia, ani pysznych nalewek Prezesa. Mój mały prywatny sukces to drugie miejsce wśród kobiet w duathlonie - nordic walking plus bieg. To bardzo malusieńki sukces w związku z brakiem dużej konkurencji, ale jednak cieszy - przede wszystkim dlatego, że po długiej przerwie w treningach w ogóle udało mi się ukończyć zawody.
A z okazji stulecia naszej miejscowości Leśne Ludki planują sztafetę, która pokona dystans 100 km. No to też muszę w tym wziąć udział. Sami zatem widzicie, ile mam rozmaitych planów - i tych na już, i tych bardzo bardzo dalekosiężnych, o których wspominałam na samym początku :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Piotr Fitek (2015-06-14,18:32): Rowe to dobra rzecz :) Nie samym bieganiem czlowiek żyje :) Powodzenia na sztafecie Asiu! :) Hung (2015-06-14,18:55): Gdy biegałem po wrocławskich wałach nad Odrą, to często spotykałem staruśkiego pana, który powolutku pedałował na rowerze. Zawsze byłem pełny podziwu. Też kiedyś wsiądę na rower na poważniej niż do tej pory i będę pomykał po moich górkach. Myślę, że urlop od biegania powinien dobrze zrobić na wzmocnienie miłości do truchtu ale sam jeszcze się boję to uczynić. Varia (2015-06-15,09:10): Dziękuję Piotrze!
Hung, myślę, że rower, bieganie, pływanie, górskie wędrówki, to wszystko uzupełnia się nawzajem i czyni życie pełniejszym, nawet jeśli nie robi się super wyników :) Jestem Varią, lubię różnorodność. Piotr Fitek (2015-06-20,08:32): Asia aka Varia - też lubię różnorodność, nie ograniczam się do biegania. Spaceruję, chodżę po górach, czasem rower.Życie dla mnie to nie tylko bieganie, choć bieganie ma wysoki priorytet - nawet jak teraz mam przerwę od niego ;)
|