Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [92]  PRZYJAC. [131]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
BULEE
Pamiętnik internetowy
BULEE (w końcu!) maratończyk

Dariusz Lulewicz
Urodzony: 1979-01-24
Miejsce zamieszkania: Gdańsk
340 / 466


2015-05-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
1 PZU Gdańsk Maraton, czyli... czy ten maraton w ogóle się odbył? :) (czytano: 266 razy)

 

1 PZU Gdańsk Maraton, Gdańsk, dystans: 42,195km, czas: 4:14:49 (jako pacemaker na 4:15)
To będzie – w przeciwieństwie do innych maratonów, gdzie rozpisywałem się na maksa – wyjątkowo krótki wpis, bo tak naprawdę wiele pisania o nim nie ma.
To był mój 13 maraton – wbrew liczbie, jeden z najbardziej udanych, a przynajmniej takich, które będę bardzo miło wspominał ;). Jednocześnie trzeci jako pacemaker na tym dystansie – zaś drugi na czas końcowy 4:15. Zadanie zostało zrealizowane idealnie, bo na metę wbiegliśmy – razem ze mną przyjaciel z biegowych tras, Rafał – po 4 godzinach,14 minutach i 49 sekundach. Równiutko i bez rwania tempa, czyli tak jak być powinno. I w sumie na tym mógłbym zakończyć, bo na każdym odcinku wyglądało to podobnie. Zaliczenie każdego kilometra w okolicach czasu 6:02, plus-minus maksymalnie pięć sekund. Na punktach odżywczych zjedzenie czegoś, popicie wodą bądź izotonikiem. I cały czas motywowanie grupy, pytanie o samopoczucie i informowanie o dystansie, czasie i tempie. Do pełnego obrazu dodam jeszcze, że biegło mi się całkowicie na pełnym luzie. Bez żadnych problemów czy kryzysów na trasie. Leciutko i bezboleśnie. Kilka razy mocno zawiało i gros osób na ten wiatr mocno narzekało, ale mi on absolutnie nie przeszkadzał. Czas też się nie dłużył, czego się początkowo obawiałem, bo bieganie na swoich śmieciach powoduje, że znasz okolicę, wiesz doskonale, gdzie jesteś i ile cię jeszcze czeka biegu – a to nie zawsze jest dobrą rzeczą. Jednak tym razem było inaczej. Cała masa znajomych – było ich tak dużo, że niemal co chwilę napotykałem znajomą twarz – a przede wszystkim najbliższa rodzina, powodowały, że czas zlatywał błyskawicznie, dodawały radości i uśmiechu. Szczególnie widok na 20km kochanego brata, Tomka, który krzyczał i dopingował wszystkich jak szalony, powodował ciarki na całym ciele. Naprawdę coś niesamowitego! Samopoczucie po wszystkim miałem rewelacyjne. Nawet nie odczułem tego dystansu, wręcz było mi żal, że to koniec i z największą chęcią zaliczyłbym jeszcze kilka kilometrów ;). Powiem nawet więcej – teraz jakiś miesiąc po wszystkim, nie jestem pewien, czy ten maraton w ogóle się odbył, tak łatwo mi on poszedł ;). Jedyne, czego się obawiałem to tego, aby moja żona... nie urodziła w czasie, gdy biegnę ;). Co prawda termin porodu miała dopiero na początku czerwca, ale mogło się zdarzyć tak, że syneczkowi troszkę się będzie spieszyło na świat. Na szczęście obyło się bez niespodzianki, a mój maluszek również dzielnie kibicował mi na trasie razem z mamą i starszym bratem ;). Moja grupa, niestety, w większości odpadała wcześniej, większość na podbiegu przy PGE Arenie, ale kilka osób trzymało się dzielnie do końca i zrealizowało swoje plany, a nawet z nawiązką je przebiło. Gratulacje na mecie od współtowarzyszy biegu za świetnie wykonaną robotę były wystarczającą nagrodą za trud włożony w te bardzo odpowiedzialne i w sumie stresujące zadanie ;).
I to tyle, jeśli chodzi o bieg. Wspomnę jeszcze o organizacji, bo trzeba ją mocno pochwalić. 1 PZU Gdańsk Maraton wypadł na piątkę z plusem! Do szóstki zabrakło… bananów na niektórych punktach żywieniowych oraz innych koszulek dla nas, zajączków, bo poza przypiętymi balonikami w niczym nie wyróżnialiśmy się od innych uczestników maratonu. Ale to naprawdę były tylko błahostki. A tak wszystko zapięte było na ostatni guzik. Miasteczko biegowe i cała jego infrastruktura – po prostu perfekcja! Niczego nie brakowało i do niczego nie można się było przyczepić. No i ta niesamowita trasa – naprawdę świetnie poprowadzona, bo biegliśmy przez Starówkę, nadmorską alejką, na której zazwyczaj trenuję, przebiegaliśmy przez Europejskie Centrum Solidarności (do tej pory nawet nie byłem w jego pobliżu, więc można rzecz, że wizytę tam mogę uznać niejako za odhaczoną, hehe), a przede wszystkim przez stadion Lechii Gdańsk, wzdłuż piłkarskiej murawy – co dla mnie, kibica piłkarskiego było wisienką na torcie ;). Do tej pory za wzór stawiałem Orlen Warsaw Maraton, ale z czystym sumieniem stwierdzam, że ten nasz nowy gdański twór niewiele mu ustępuje, a wręcz – po tegorocznych niedociągnięciach w stolicy – go przebija. Organizatorzy chcą w ciągu najbliższych kilku lat znaleźć się w czołówce polskich maratonów i jestem pewien, że cel na pewno uda się zrealizować, bo widać, że ten bieg stworzony został nie dla kaprysu – w stylu: teraz jest przecież moda na bieganie i dobrze byłoby dla spokoju sumienia wcisnąć ten maraton w gdański kalendarz sportowy – ale naprawdę z myślą o biegaczach. Brawo!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
42.195
05:44
biegacz54
04:45
marwil
01:58
Andrea
00:38
pawlo
00:04
Świstak
23:43
Daniel Wosik
23:28
smaziok
23:17
Yazomb
23:17
snail
23:16
Wojciech
22:48
Zając poziomka
22:27
Namor 13
22:25
lordedward
22:12
yuppy22
22:10
beata37
22:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |