2015-05-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wings for Life World Run i Harpagani :0) (czytano: 493 razy)
W 2014 roku odbyło się niesamowite wydarzenie biegowe w Poznaniu, a głównym celem jego była ogólnoświatowa zbiórka pieniążków na badania i leczenie rdzenia kręgowego. Jako biegacz z jako tako amatorskim doświadczeniem śledziłem tą imprezę z zapartym tchem przed telewizorem ( pomimo, że trochę to trwało). Transmisja łączona z wielu krajów coraz bardziej mnie wciągała i już wtedy wiedziałem, że za rok będę uczestniczył w tym wydarzeniu jako uczestnik biegu. Jak powiedziałem tak też się stało. Nadszedł dzień 1 maja 2015 roku i wraz z kolegą Jarkiem i naszymi żonkami Agnieszką i Donatą wyruszyliśmy do Poznania na drugą edycję tego szczytnego biegu. Podróż minęła nam we wspaniałych humorach. Po zameldowaniu się w pokojach hotelowych, wyruszyliśmy pozwiedzać troszkę miasto. Niestety koziołki na Starym Rynku nie chciały się nam pokazać, więc chcąc nie chcąc musieliśmy sami z Jarkiem bodnąć się „rogami”:0) Stare miasto ma swój urok, lubię przechadzać się po takich miejscach gdzie można „poczuć klimat” (wysilając lekko swoją fantazję) panujący tam przed stuleciami. Niestety ktoś bardzo „genialny” miał wizję jak zepsuć urok zabytkowego rynku, budując w samym jego „sercu” paskudną budowlę w stylu „tragi-nowoczesnym” 20-tego wieku. :0( Drugi dzień maja przywitał nas pięknym słoneczkiem. Zerwaliśmy się raniutko na poranny trening, w czasie gdy nasze „Rusałeczki” jeszcze słodko spały. Plan na dziś to 12 km w spokojnym tempie konwersacyjnym. Wyruszyliśmy zgodnie ze wskazówką właściciela hotelu w stronę na Luboń, gdzie mieliśmy się znaleźć w terenie rekreacyjnym na Placu Papieskim. Cel osiągnęliśmy dość szybko, więc żeby nie zanudzić się biegając w kółko ruszyliśmy dalej. Niestety biegnąc lekko pomyliliśmy drogę i po zorientowaniu się w terenie (dzięki innemu biegaczowi) dotarliśmy do hotelu wydłużając trening z 12 do 17 km (cóż, „nie ma tego złego”) :0) Śniadanko, kawusia i startujemy po pakiety na Maltę. Trochę trwało zanim znaleźliśmy się na miejscu, ponieważ zatrzymał nas olbrzymi korek. Tutaj „kłania” się niestety lekkie niedociągnięcie organizatora, który nie zadbał, aby oznaczyć (odpowiednią tablicą) miejsce gdzie powinno się skręcić na parking w okolicy biura zawodów. Malta robi wrażenie. Olbrzymi teren sportowo rekreacyjny. Odbiór pakietów bez zarzutu, wszystko sprawnie i bez tłoku. Sesja fotograficzna w koszulkach Wings for Life, szybki zrzut na FB przez Agę i teraz już tylko rekreacja przed jutrzejszym biegiem. Data 3 maj - start biegu o 13.00, więc nie było pośpiechu. Martwiliśmy się tylko troszkę o dojazd czy znowu nie utkniemy w korku, ale teraz byliśmy już „mądrzejsi” o wiedzę topograficzną i Jaro dowiózł nas na czas bez problemu. Tak, teraz już czuło się klimat biegowego święta. Słońce tego dnia postanowiło zrobić nam psikusa i dodatkowo podnieść temperaturę biegu. Kilka pamiątkowych zdjęć z gwiazdami ( A. Małysz, B. Sadowska, J. Skarżyński) i trzy tysiące biegaczy ustawiło się na starcie. Niema drugiego takiego biegu jak ten. W kilkudziesięciu miastach świata startujemy w tym samym momencie (niezależnie od strefy czasowej). W Poznaniu wypadło na 13.00. Stojąc w swoich strefach startowych mogliśmy na żywo śledzić przygotowania do biegu w innych krajach. Organizator zafundował nam w ramach rozgrzewki „ludzką” falę przy starcie. Niby ten bieg miał być przeze mnie traktowany jako świetna zabawa, ale plany jak zawsze musiały być :0) Ruszamy. Prawie trzy tysiące roześmianych, gotowych swoim wysiłkiem pomóc chorym ludziom, biegaczy. Początek nie pozwala „rozwinąć skrzydeł”. Zbyt ciasno. Trzeba uważać żeby na kogoś nie nadepnąć i nie zostać nadepniętym. W takim tłumie wszystko się może zdarzyć. Dodatkowym utrudnieniem dla niektórych już na początku wydaje się być dosyć duży podbieg. Niestety pomimo stref startowych wyznaczonych przez organizatora, znalazły się osoby, które swoim tempem odbiegały od innych w szybkiej grupie zawodników, czym troszkę jednak przeszkadzały innym. No cóż … to niestety zdarza się na każdej imprezie. Pierwszy kilometr wolno hymm … trzeba będzie później nadrabiać stracone sekundy. Kolejne kilometry już luźniej. Stawka zawodników mocno się rozciągnęła. Słońce przygrzewa niemiłosiernie. Tempo już solidne, ale niestety „odzywa” się znowu piszczel. Ciekawe co się dalej wydarzy ... staram się odganiać złe myśli. 5 km szukam punktu odżywczego, a tu „echo”. No ładnie taki skwar a wody brak? Znalazł się na 6km, chyba organizator wybierał mniej strategiczne miejsca na „wodopój”. Mija 30 min biegu. Zaczyna się zabawa! Rusza samochód pościgowy z prędkością 15 km/h. Na 10 km wciągam żel energetyczny, a po kilku minutach dostaję sporego „kopa”i niesie mnie do przodu.
Nareszcie mogę dać zmianę Jarkowi, bo na większości to On „ciągnie mnie za sobą”. Zbliżamy się do 19 km Jarek krzyczy „jest Adam”. Tutaj właśnie stał kibicować Adam Małysz, który nie biegł w tym roku z powodu choroby, ale obiecał, że z każdym kto przybiegnie do tego miejsca ( w ubiegłym roku tutaj doścignęła go meta) przybije piątkę. Piątka przybita uciekamy dalej. Kolejny żel na 20 km. W samą porę, bo zaczęły się podbiegi i znowu nabieram prędkości. Oglądam się za siebie, bo mi kolega troszkę został (po biegu powiedział „myślałem, że mi chcesz uciec na tej górce”) Nie, nie taki był nasz cel, żeby się ścigać. To był bieg w którym mieliśmy triumfować razem. Zwolniłem troszkę i znowu razem pędzimy, by po chwili „zającem„ znowu był Jaro :0) Żeby się nam nie nudziło, to po drodze mogliśmy oglądać popisy grupy lotniczej w liczbie trzech samolotów, które kręciły ewolucje na niebie. Zaczyna się walka z dystansem. Jest cel - minimum o jakim myśleliśmy - 22 km. Teraz dopiero zaczyna się cała zabawa związana z tym biegiem, bo cel jaki chcieliśmy osiągnąć to ma być 25 km. Zaczynają się emocje. Helikopter TV krąży niedaleko, a to oznacza, że meta coraz bliżej. Włączamy drugi bieg! 24 km pościg jakieś 900m za nami Jaro „nakręca turbiny”a ja targam za nim. Już wiemy, że 25 km będzie nasze. Wyprzedza nas quad pilotujący metę i rowerzyści z obsługi biegu, którzy mocno dopingują na tych naszych ostatnich metrach. Mijamy 25km, przybijamy sobie piątki, ale biegniemy dalej, przecież jeszcze nas nie wyprzedzili. Głowa ma już dość, bo na tyle była „zaprogramowana”. ... No może mnie już wyprzedzi, bo ostatkiem sił biegnę ?!!? Wyprzedza nas 380m za linią 25 kilometra. Super! Ciary na całym ciele, gratulacje od Chłopaków z wozu META, przybijam piątkę z kimś z wozu i już można odpocząć. Idziemy jeszcze jakieś 600m do miejsca postoju autobusu machając do helikoptera (mając nadzieję na to, że pokażą nas w tv) :0) Autobus odwozi nas na linię startu gdzie odbieramy upragniony medal i wpadamy w ramiona naszych najwierniejszych kibiców Agi i Donaty. Co prawda przez chwilę się zastanawialiśmy czy to nasze Babki, bo „zjarały” się na słoneczku jak indianki :0) Gorąco wszystkim polecam tę imprezę.Doznania na trasie niespotykane w innych biegach. Organizacja na piątkę przed i po biegu. Już planujemy start w kolejnej edycji 8.05.2016 r ( może się uda?czas pokaże). Wieczorkiem troszeczkę poświętowaliśmy uzupełniając kalorie, a rano, cóż czas wracać do domu planować następny wypad. Dzięki wielkie Donata i Jarek, że mogliśmy z Agą wspólnie z Wami spędzić weekend majowy i uczestniczyć w tak udanym wyjeździe biegowym.
Paweł
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |