2015-04-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Cracovia Maraton 19.04.2015 (czytano: 727 razy)
Nie było kryzysu, nie było zmęczenia, nie było bólu, potu i łez. To o czym tu pisać? Pobiegłam Cracovię zupełnie na luzie. Plan był prosty. Dyszka bardzo wolno. Bardzo. Potem się zobaczy, a ostatnie 12km najwyżej się powalczy.
Od startu bolał mnie oczywiście jakiś flak ale nieszczególnie zwracałam na to uwagę. Po prostu biegłam. Początkowo z Damkiem i Basią Puchałą. Jednak bardzo szybko oderwali się ode mnie i dalej biegłam sama. Wolno, noga za nogą, ciesząc się trasą, pogodą i kibicami. Agrafki - rewelacja. Przez cały czas można było śledzić jak radzą sobie znajomi na trasie. Pozdrawialiśmy się, klepaliśmy piąteczki, dodawaliśmy sobie otuchy. Dla mnie to najlepsza krakowska trasa jak dotąd. W ogóle cały maraton, wszytko, na najwyższym poziomie.
Pomysł ze startem na Rynku świetny. Podobnie jak przeniesienie życia maratończyków w to miejsce. Depozyty, szatnie, podobno nawet prysznice. Wszystko w jednym, doskonale zorganizowanym miejscu. Nic nie zgrzytało, wszystko na czas, bez pośpiechu i kolejek nie tylko do tojtojów. Do pakietów też nie. Nie wiem co prawda jak to wyglądało w biurze tuż przed samym startem, ale to już problem odbierających pakiety na ostatnią minutę. Na pewno nie organizatora ani mój.
Na trasie mnóstwo kibiców. To, że maraton został w centurm, nie zniknął nagle gdzieś na obrzeżach miasta, dało nam, maratończykom upragnionych kibiców, którzy w krytycznych momentach dodawali sił. Były miejsca gdzie kibice darli się jak na stadionie w czasie meczu piłki nożnej. Serio. Nic nie przesadzam. Mnóstwo pozytywnej energii było w grodzie Kraka.
A bębny usytuowane chyba na 17km, obok mostu były REWELACYJNE! To było bardzo niebezpieczne miejsce. Nogi same zaczynały przyspieszać, co potem skuktowało chwilowym ubytkiem energii.. Jeszcze je słyszę i na samo wspomnienie mam dreszcze.
I najważniejszy punkt z dopingiem: Smok Wawelski! No tam to się działo! Paweł Żyła niesamowity! Nawet nie było mowy żeby obijać się na podbiegu do jego stanowiska. Nie dało się. Wszelkiej maści zdechlaki dostawały tam skrzydeł. Dziękuję! :)
No Ech.. chciałoby się powtórzyć taki weekend. A tu niestety poniedziałek i szara, zakichana rzeczywistość. Zresztą umówmy się, że po takim weekendzie każda rzeczywistość byłaby po prostu do dupy.
Basię dogoniłam na 37 kilometrze. Ostatnią piątkę pokonałyśmy wspólnie. I to było przemiłe pięć kilometrów. W końcu nawet na maratonie człowiek nie samym bieganiem musi żyć. Na metę wpadłyśmy trzymając się za ręce. Bardzo fajne uczucie, że ktoś dzieli z tobą taka chwilę. Ktoś fajny.
A w drodze do depozytu Basia zwróciła mi uwagę na moją stopę. Mówi, że nie chciała wspominać wcześniej, żebym nie czuła bólu i to była słuszna koncepcja, bo rzeczywiście nie czułam. To znaczy koło 20 km pomyślałam sobie, że chyba skarpetka robi mi z nogi syf, ale szybko o tym zapomniałam. Na mecie miałam w tym miejscu krwawą miazgę. No cóż... da się. Wszystko się da. :)
Sporo znajomych udało mi się spotkać. Między innymi Marię, Józka, którego nie widziałam bardzo długo, Michała Rutkowicza, Tytusa, Smolnego i wielu innych.
No i jeszcze mój Łysy mąż.. Chop, który ma najgorszą możliwą fuchę. Wozi mnie czasami na zawody i tak jak wczoraj, marznie i czeka. Widzieliśmy tylko przez chwilę na trasie, a mimo to nigdy nie narzeka. Dzięki niemu mogłam sobie pospać w samochodzi. No i było tak, że zasnęłam porządnie, Marcin był akurat na stacji po kawę kiedy zadzwoniła Gaba. Ucieszył mnie jej telefon ogromnie, bo widziałam ją tylko na starcie, przez chwile. No cóż. Gaba w robocie, to i nie ma czasu na rozmówki. Dobrze, że choć przez telefon udało nam się zamienić parę słów.
W przyszłym roku chciałabym się porządnie przygotować do Cracovii.. tak pomału zajmuje w moim sercu miejsce Poznania. Jesli uda mi się tam kiedyś zrobić życiówkę, Poznan pewnie mi spadnie w rankigu ale nie zmienia to faktu, że jeden i drugi maraton to najwyższy, organizacyjny poziom. Lubię. I dalej będę w nich biegać. Amen.
PS. Mój czas to jakieś tam 4.40.53. Byłam szczerze zdumiona, bo liczyłam się z tym, że znów spędze na trasie 6 godzin. Cieszy mnie ogromnie, bo widać, że na Eli treningach pod dyszkę forma idzie jednak do góry. Aż chce się dalej pracować. Zeby mnie tylko Eluś nie opuścił.. Dzięki Ela. :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2015-04-20,13:58): Izka przyznam szczerze, jak zobaczyłem na starcie, że biegniesz w tzw. stopkach to trochę mnie to z dziwiło. A CM wprawdzie trochę zmienił się od ostatniego razu jak w nim biegłem, ale tylko na dobre. Pakiety w dniu startu też można było odebrać bez kolejki.ps. taki mąż jako suport na zawodach to skarb podobnie jak moja żona ;-) Rufi (2015-04-20,14:41): Nie ma za co. Ja z Tobą normalnie wylewu dostanę. Nagle kurna prawie z dnia na dzień maraton. jann (2015-04-20,15:16): Iza Gratulacje, CM to fajna impreza, szczególnie po przenosinach na Rynek, niestety nie mogłem przyjechać , szlifuję formę na następny tydzień:( Pozdrawiam straszek (2015-04-20,16:27): Teraz wiem, żeby pozdrowić Izkę to trzeba się oglądać (po agrafkach) za stopkami/stopą... kokrobite (2015-04-20,18:07): Brawo! Pięknie pobiegłaś :-) Ja też stosuję tę taktykę: dycha wolno, potem tak sobie, a po 30 gaz (jeśli się da :-) snipster (2015-04-20,21:20): Gratki udanego maratonu :) Mahor (2015-04-20,22:14): Sezon na "Truskawki" się zaczął...czyli słodki czas dla biegaczy rozpoczęłaś.:) Truskawa (2015-04-20,23:31): Bo ja nie cierpię skarpet Damku. Wiem moja wina, ale wystarczyło zawiązać porządnie buty. Trudno. Dałam radę. :) Truskawa (2015-04-20,23:33): No wiem Ela. I nie wiem skąd nagle pomysł na maraton. Wylewu nie dostaniesz bo Ty jesteś zdrowa jak koń. Prawdopodobnie nigdy nie umrzesz. :) Truskawa (2015-04-20,23:34): Właśnie bardzo dobrze zrobił Cracovii ten zwrot do Rynku. Trasa zakręcona na starym mieście i pare innych rzeczy. Pozdrowienia! Rzeźnik teraz? :) Truskawa (2015-04-20,23:35): Ojjj, mogłam tę stopkę przpłacić nieukończonym maratonem. Dziurę koło achillesa mam prawie na wylot Straszku. :)) Truskawa (2015-04-20,23:37): Tak sie jednak dobrze biega Leszku. A na mecie i tak sobie plułam w brodę, że nie zaczęłam jeszcze wolniej. Dziekuję. :) Truskawa (2015-04-20,23:37): Dzięki Piotrek. :) Truskawa (2015-04-20,23:39): Nooo.. w niedzielę to takie mrożone były więc nie wiem czy sezon się zaczął. O mało co i śnieg by spadł. Widocznie jednak biegacze byli w tym roku grzeczniejsi i dlatego to na rolkarzy spadł śnieg i grad. My dostaliśmy tylko wiatr. :) Joseph (2015-04-20,23:39): Ach ta maratońska wiosna w pełni - Ty miałaś flaki w Krakowie, a ja currywursty u Niemiaszków. Za karę po biegu kazałem im powtarzać: "soczewica, koło, miele młyn" ;) Taki krakowski akcent :)
Truskawa (2015-04-20,23:41): A jak im szło? Dali radę czy języki zaplątane w supełki? :) Joseph (2015-04-20,23:43): Mniej więcej jak z "Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody" :) paulo (2015-04-21,08:01): widzę, że Ela jest prawdziwym Guru :) Gratulacje Izo! Myślę, że sprawiłaś sobie ogromny zastrzyk endorfin na przyszłość :) kasjer (2015-04-21,11:51): Też byłem zaskoczony, że w tak nieprzyjaznym dla biegaczy miejscu udało się wszystko sprawnie zorganizować. Ba, nawet spotkać się ;) papaja (2015-04-23,11:05): Jak tak sobie Ciebie czytam, to mi jednak trochę tęskno... Pozdrowienia! :) żiżi (2015-04-26,21:08): Ty Gadzie oszalałaś!że Twój trener to akceptuje:)no ,ale dobre to,że wolno było...Kraków mam stamtąd cudowne wspomnienia i życiówkę w maratonie(chyba)..:) żiżi (2015-04-26,21:09): Mam nadzieję,że nie obrazisz się za "gadzinkę" :))) Marfackib (2015-04-29,07:00): Faktycznie fucha do dupy. Ale jak kocha to zawiezie, poczeka i pomarznie. Pozdrowionka :-)))
|