2015-03-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XII Półmarato Marzanny Kraków - 22.03.2015.r. (czytano: 1268 razy)
2008.03.30 - V Półmaraton Marzanny Kraków - start i meta na Błoniach. Biegamy 6 okrążeń i jeszcze trochę, do pełnego dystansu 21.097 metrów. Jestem uczestnikiem tych zawodów. Bieg kończy 403 biegaczy …
Kilka lat później …
Przyjeżdżam do Krakowa jest piątek wieczorem 20 marca 2015 roku. Spotkanie z rodziną. Następny dzień piękna słoneczna pogoda, choć trochę chłodno. Od rana spacerujemy po Krakowie. Rynek, przyległe uliczki, Wawel, Biuro Zawodów …
Sobota rano 21 marzec 2015 roku. Wczesny poranek … Patrzę w okno, kropi deszcz, wieje wiatr, jest naprawdę nieprzyjemnie. Wychodzimy na pole, jest chłodno, około 4 C. Przystanek autobusowy. Już w autobusie spotykam pierwszych biegaczy. Dojeżdżamy do Biura Zawodów. Tłumy ludzi. Przyjeżdżamy trochę szybciej. Zawsze wolę mieć rezerwę czasową na niespodzianki, które mogą się pojawić przed startem. Przebieramy się, depozyt, idziemy ubrani w plastikowe worki na śmieci ( oczywiście czyste ) na oddalony o kilkaset metrów start. To powoduje, że jest nam cieplej. Jest naprawdę nieprzyjemnie i chłodno. Z nieba spadają pojedyncze płatki śniegu.
Start do półmaratonu. Nawet najdłuższy sezon rozpoczyna się od pierwszego kroku. Krok ten postawiłem o godzinie 11.00. Zaraz po starcie biegu wmawiałem sobie. Zacznij wolno, a potem jeszcze zwolnij …
Już po kilku kilometrach wiedziałem, że obrałem właściwą taktykę biegu. Nie biegłem za szybko. Szybko natomiast wpadłem w swój biegowy rytm. Pozytywne wibracje niosły mnie przez pierwsze kilometry. Jak się potem okazało, nie biegłem wcale pierwsze kilometry wolno. Pierwsze 5 km pokonałem w czasie 22.16.
Zastanawiałem się jak długo wytrzymam to tempo. Mijam kolejnych biegaczy. Ale jednocześnie miałem świadomość, jak pozytywnie działa na moją psychikę widok innych biegaczy, których wyprzedzam na trasie. Jeżeli cokolwiek może złagodzić wysiłek biegacza w trakcie biegu, to jest tym na pewno widok biegacza, którego się wyprzedza. Tak też było w moim przypadku.
Miałem świadomość mijającego czasu … Uciekałem więc przed goniącymi mnie sekundami … Biegłem do niewidocznego punktu.
Już na 10 km wiedziałem, że jest szansa na dobry wynik. Co prawda miałem świadomość tego, że na początku marca przechodziłem ostrą grypę, która pozostawiła ślad w organizmie. Lecz tu i teraz czułem się naprawdę mocny.
Cały czas starałem się trzymać tempo. Już wtedy zacząłem dość często kontrolować tempo w jakim się poruszałem. Chociaż tak naprawdę tempo biegu wyznaczali biegacze z którymi biegłem.
15 km pokonałem w czasie 1.06.24. A więc nieco przyspieszyłem. W dalszym ciągu czułem moc. Już w tym momencie zdałem sobie sprawę, że do końca będzie mi się biegło naprawdę dobrze.
Wiedziałem, że nadchodzi odcinek, który będzie najwspanialszym, ale i zarazem najtrudniejszym w całym biegu. Tutaj decydowało się w jakim czasie przybiegnę do mety. Tutaj rozpoczęła się prawdziwa walka. Walka ze słabościami i z własnym zmęczeniem …
20 km, końcówka, czas 1.28.53. Ostatnie 5 km pokonuję w czasie 22.29. A więc tempo nieco spadło. Też to czuję. Teraz co prawda nie mijam biegaczy, ale też nikt mnie specjalnie nie wyprzedza. Naprawdę walczę …
W tym momencie wiedziałem, że swoje już zrobiłem. Teraz przyszedł czas, aby wytrwać. Udowodnić samemu sobie, ile jestem naprawdę wart. Na co mnie naprawdę stać. Jaki jestem mocny. Końcówka u mnie jest zawsze najtrudniejsza. Co prawda tempo mojego biegu nie spadało tak drastycznie, ale zaczęli mnie wyprzedzać inni zawodnicy. Jak widać byli naprawdę mocni.
Cały czas biegnę po Błoniach. Niekończąca się prosta. Zaczynam dostrzegać ten niewidoczny punkt, do którego się zawsze biegnie. Widzę metę. Ostatnie metry, ostatni wysiłek …
Wbiegając na metę czułem się zadowolony. Spoglądam na czas. Jestem dość mocno zmęczony. Lecz nie wyjechany. Lecz przecież walka i zmęczenia na trasie biegu stanowię esencję każdego biegu. Po chwili dochodzę do siebie.
Uzyskałem czas 1.33.50. Miejsce 457 ( a więc dalsze niż ilość biegaczy jaka ukończyła półmaraton w 2008 roku ).
Patrząc na wynik z pewnością nie ma się czym chwalić. Ja jednak jestem z wyniku zadowolony. Dumny z tego, że dałem z siebie wszystko na co mnie było w tym dniu i w tych warunkach stać. Pobiegłem na maxa, ale nie przekroczyłem tej granicy, której przekroczyć nie można. Granicy po przekroczeniu której zatraca się w bieganiu przyjemność.
Jeżeli chodzi o same zawody to bieg zorganizowany bardzo dobrze. Może trochę problemów z depozytem i toaletami, szczególnie dla pań.
Trasa biegu dość wymagająca, trochę kostki, podbiegów, chociaż nie można powiedzieć, że trudna.
Jeżeli chodzi o mnie to wynik 1.33.50 daje nadzieję na dobry rezultat w maratonie. A przekonam się na ile to się sprawdzi już w kwietniu w Krakowie i Warszawie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Wojtek_Tri (2015-03-28,10:24): Piękny wynik, gratulacje! aniabazylia (2015-03-28,18:54): Jesteś naprawde mocny!Szczerze gratuluję i podziwiam!
|