2014-12-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podsumowanie 2014.r. (czytano: 329 razy)
Jak był ten 2014.r.
Jak co roku jakoś trudno mi zabrać się za podsumowanie tego co było, tego co jest już poza mną. Zawsze jednak pojawia się pytanie jaki był ten mijający rok ? W moim przypadku wydaje się, że był udany. Może nie chodzi tu tylko o wyniki. Bo one nie są jak się niektórym wydaje najważniejsze.
Ale jak mi się wydaje są też inne czynniki, które mają duży wpływ na to jak ten rok będę wspominał.
Zawsze najważniejsze jest zdrowie. A z tym bywało i jest różnie. Trochę mam różnych swoich dolegliwości zdrowotnych, ale tak na prawdę nie wiadomo co jest ich przyczyną. Ja to wszystko składam na treningi, na zmęczenie związane z bieganie, a także na stres związany z praca i życiem codziennym. Ale jak jest na prawdę, któż to wie…
Co do startów to z tym bywało na ogół dobrze. Udało mi się ustabilizować formę na stałym poziomie. W zasadzie koncentrowałem się tylko na startach w maratonie, pozostałe starty to były albo treningi, lub starty wynikające z przyzwyczajenia lub z sentymentu do danych biegów ( lub organizatorów ) albo do miejsca ( Częstochowa ). Co prawda nie udało mi się poprawić swojego rekordu życiowego w maratonie ( 3.28.27 ), ale za to uzyskiwane wyniki nie odbiegają tak bardzo od tego czasu.
W maratonie startowałem w tym roku 11 razy, w tym zaliczyłem 2 maratony zagraniczne Rzym ( 3.47 ) i Ravennę ( 3.35 ). Celowo podkreślam, że zaliczyłem. Bo głównym celem było tu zwiedzanie miast, a dopiero potem bieganie. Z 11 startów, 8 wyników miałem poniżej 3.40, co było sporym moim osiągnięciem. Z tego najlepszy na dość selektywnej trasie w Katowicach na Silesia Maraton - 3.31.08.
Pozostaje zatem pytanie. Czy była szansa na złamanie 3.30 ? I tu odpowiedź jest chyba jednak oczywista. Raczej, poza startem właśnie w Katowicach, to nie. Nie byłem na taki wynik przygotowany.
Dość sporo biegałem. Biegałem średnio 4.25 razy w tygodniu, wliczając w to zawody. Pokonywałem też średnio 91 km tygodniowo. Nie były to jednak treningi, tylko typowe wybiegania, oraz tzw. wycieczki biegowe. Jakoś do treningów nie udało mi się zmusić. Ale myślę, że wtedy zabił bym u siebie radość biegania.
W tym wszystkim udało mi się zachować jak mi się wydaje trzeźwe podejście do tego co robię. Do bieganie podchodzę na luzie i tak bym chciał, aby było tak jak najdłużej, aby tak pozostało. Nie ważny jest tak do końca wynik, który osiągam, ważna jest pasja.
Gdybym miał pewność, że ostry trening nie zabije u mnie radości biegania, to …
Na koniec wypadało by zadać pytanie. Jakie mam marzenia na 2015.r…
… Każde marzenie, do którego się dąży wiąże się z pewnym ryzykiem. Ryzykiem, które wynika z tego, że się wyznaczonego celu nie osiągnie, lub co gorsza, nie przystąpi nawet do jego realizacji. Marzenia, które przeradzają się w cele, rodzą się często w chwili pasji, w blasku świetlanych perspektyw. W takich właśnie chwilach jak wieczór sylwestrowy. Ale czy w taki wieczór mogą być one realne … Potem pozostawione samym sobie pozostają ulotne i nieosiągalne. Jeżeli pozwolimy umrzeć swoim marzeniom stajemy się pesymistami, ludźmi słabymi. Czas i energia poświęcone marzeniom idą wtedy na marne. Pozostają wtedy szramy, skazy, które wpływają negatywnie na naszą psychikę. Na to co robimy.
Chcąc tego uniknąć pozostaję tylko na jednym. Zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Ale może już jutro, to jest 1 stycznia…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |