2014-11-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Nowy York i Gleason (czytano: 1230 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://storeofinfinity.wordpress.com/
Maraton w Nowym Yorku zdobyty ;) Tyle do opisania, że relacja jeszcze poczeka. Teraz relacja z Nowego Yorku, ale z bokserskiego treningu :) Bieg w Nowym Yorku był na pewno moim marzeniem, ale zawsze zafascynowany byłem amerykańskimi klubami bokserskimi. Może ma to zawiązek z niezapomnianym filmem „Rocky”? Sylwester Stallone ćwiczący w zapuszczonej sali, na ringu pamiętającym lata 30-ste, duszne, małe pomieszczenia z workami, na których bokserzy wylewali ostatnie poty. Moim celem wizyty w nowym Yorku był także trening w takim bokserskim raju
Klubów bokserskim w Nowym Yorku jest sporo. Wystarczy wymienić chociażby ten Dona Kinga na Manhattanie, blisko Empire State Building. „Kings Way”, to nowoczesny gym, oświetlony, wyczyszczony na połysk, mający przyciągać bogatych maklerów chcących choć kilka razy uderzyć w worek. Wspaniałe miejsce, by w przerwie na lunch trochę się poruszać. Jednak to nie miejsce dla mnie, szukałem klimatu.
Mój wybór padł na Gleason’s Gym, otwarty w 1937 roku. Klimatyczna miejscówka zaraz pod Brooklyn Bridge. Gym może pochwalić się kilkoma czempionami, Jake (The Bronx Bull) LaMotta, Mike Belloise, Phil Terranova, wywalczyli dla klubu tytuły mistrzów świata. A trenował tu nawet Muhammad Ali pod okiem Sonny Listona.
Ja spotkałem się z Johnem Douglasem, uczestnikiem igrzysk olimpijskich w Atlancie. John zakończył karierę w 2010 roku, ale do dzisiaj jest jednym z trenerów w Gleason’s.
Niesamowite wrażenie. Odrapane czerwone ściany, ogromna przestrzeń która dzieliły cztery ringi, siłownia przystosowana do treningu bokserskiego i worki, oklejone taśmami, przyjmujące codziennie tysiące ciosów amatorów i zawodowców trenujących w klubie.
John pojawił się o 8.30. Lśniące złotem jedynki, zawadiacki uśmiech i bejsbolówka z Kermitem Żabą odwrócona daszkiem do tyłu. Zaczynałem podejrzewać, że czeka mnie trening życia.
John wiedział, że biegłem wcześniej maraton, ale zapowiedział mi, że mi nie odpuści i zaraz zacznę błagać o litość. Przyjąłem to oświadczenie z szerokim uśmiechem na ustach, w końcu po to przyjechałem. (Cóż niewiedza, jak mówią, jest błogosławieństwem).
PIERWSZA CZĘŚĆ TRENINGU
John zaczął od wyjaśnienia zasad. Trening dzieli się tutaj na rundy trwające 3 minuty, z minutową przerwą.
Zaczęliśmy od 5 rund skakanki. Po ostatnim maratonie, był to nie lada wysiłek.
Na szczęście podczas treningu John gada jak nakręcony.
JOHN: Widzisz tego „Grubego”? – wskazuje postawnego afroamerykanina siedzącego na przymałym krzesełku obok ringu - Zjadł swojego brata bliźniaka. Nie wierzysz mi? Naprawdę, zjadł go od głowy po pięty. Myślisz, że skąd ma ten brzuch? Myślisz, że się nabijam? Zaraz, sam zapytaj. Hej, Lenny! Skąd masz ten wielki brzuchol?
LENNY: Jak to skąd? Zjadłem swojego brata bliźniaka. Był słabszy, nie chciałem, żeby się męczył!
DRUGA CZĘŚĆ TRENINGU
Dalsza część rozgrzewki to sekwencje ciosów, które powtarzam w lustrzanym odbiciu za Johnem. Kolejne pięć rund różnych kombinacji.
W trakcie podchodzi do nas Josh.
TRENER JOHN: Hej, Josh. Poznaj mojego polskiego czempiona! Będzie dla mnie walczył. Tom, to jest Josh, żydowski czempion.
JOSH: Cześć Tom, ja naprawdę jestem żydowskim czempionem.
JA: Cześc Josh, ja naprawdę jestem polskim czempionem.
Śmiech, Josh chyba mnie polubił.
Zaczyna mi coraz lepiej iść. John kiwa głową. ‘Dawaj champ, to jeszcze nie koniec, zaraz będziesz płakał jak dziecko!”.
TRZECIA CZĘŚC TRENINGU
Przechodzimy na ring. 5 rund. Tarczowanie, John sprawdza czy zapamiętałem sekwencje ciosów i potrafię je wykonać tak jak on tego chce. Wyprowadzam ciosy, celując w tarcze, które założył na dłonie. John zwraca uwagę na kilka ważnych spraw. Uderzenia z rotacją, siła wychodzi z ciała, nóg, barku, ale łokieć kieruje uderzenie do celu.
John opanowuje mój taniec nóg, bo gdy mi wydaje się, że poruszam się jak gepard, z kubańskim luzem, którego mogliby pozazdrościć najwięksi bokserzy na świecie, każe wykonywać wszystkie uderzenia nisko na nogach ze stopami wmurowanymi w ring. Dopiero po ataku pozwala na odejście.
TRENER JOHN: To nie taniec, jak uciekają ci stopy przy uderzeniu, nie masz siły na mocny cios. Siła ma pochodzić z wnętrza ciała, z rdzenia, równowaga i balans. Ciało się rusza, od kolan w górę. Pracujesz brzuchem... O popatrz na tego, mój drugi czampion Lui! On się tego do dzisiaj nie nauczył!
Patrzę kim jest Lui. Ten macha do mnie i Johna.
TRENER JOHN: Lui przyszedł raz do mnie na trening i potem rok go nie widziałem!
LUI: Musiałem się po tym wszystkim leczyć! – Lui śmieje się. – Od tego twoje gadania można zwariować.
JA: Mnie też to czeka? – pytam.
LUI: Dokładnie, zbieraj chłopie na psychiatrę. John jest kolesiem z Marsa! Namiesza ci w głowie, zobaczysz!
Zaczynają mnie boleć mięśnie brzucha, obstawiam, że przede wszystkim od śmiechu.
CZWARTA CZĘŚĆ TRENINGU
Schodzę z ringu, John kieruje mnie w stronę worków. Ledwo żyję, zastanawiam się ile potrzeba karetce, żeby dojechać do gymu. Nie mówię o tym Johnowi, nawet, gdy ten każe mi wybrać największy i najcięższy worek z dorodnego zbioru worków wiszących w równym rządku obok siebie.
TRENER JOHN: wyćwiczysz siłę, bierz zawsze najcięższy worek.
Przypomina mi się film Rocky – Stallone uderzał w zamarznięte tusze w rzeźni, w której pracował jego trener. Ten worek, w który uderzam jest równie twardy. Nagle John klepie mnie w plecy.
TRENER JOHN: Patrz na nich!
Josh i Lui na ringu. Jak się okazuje są przyjaciółmi i sparing partnerami. Ich walka na ringu mogłaby doprowadzić do łez. Nie chodzi tu o technikę i umiejętności, ale sposób w jaki ze sobą rozmawiają. Jeśli pamiętacie Muppet Show i dwóch zgredków na balkonie, to właśnie Josh i Lui. Obserwowałem ich od dłuższego czasu, samo zakładanie sprzętu zajęło im pół godziny. W tym czasie zdążyli się dwadzieścia razy pokłócić i tyle samo razy pogodzić. To musi być niesamowita przyjaźń.
Lui ma 58 lat, Josh 65. Lui prowokuje Josha, często opuszcza ramiona.
JOSH: Podnieś te cholerne łapy, staruchu. Zaraz Cię znokautuję i znowu będziesz płakał jak mała dziewczynka.
LUI: Jesteś tak wolny, ze zanim wyprowadzisz cios dojadę metrem do domu!
W rzeczywistości mam wrażenie, że wielkie rękawice tak ciążą Luisowi, że nie ma siły trzymać ich w gardzie. Wygląda, jakby dłonie zamieniły mu się w dwa odważniki, ciągnące ręce ku ziemi. Nie mogę przestać się uśmiechać widząc walkę tych dwóch. Zupełnie, jakbym oglądał film w zwolnionym tempie. Josh "zapędził" Luisa do rogu, przytrzymał go w linach. Seria ciosów, lekkich przyjacielskich. Jedne drugiemu nie chce zrobić krzywdy. Lui robi zwód, ucieka na środek ringu i znów opuszcza ramiona.
Obaj są świadomi tego, że ich obserwuję. Znów wymieniają ciosy, ale słowne. Myślę, że w czasie rundy pada kilkaset razy więcej słów niż ciosów. Przerwa. Josh sapie jak lokomotywa.
TRENER JOHN: Josh wzywać karetkę? Sapiesz, jakbyś zaraz miał urodzić!
JOSH: Dochodzę...
LUI: Człowieku. Mam nadzieję, że przynajmniej myślisz teraz o swojej żonie, a nie o mnie?!
JOSH: Dochodzę do skraju wytrzymałości.
PIĄTA CZĘŚĆ TRENINGU
Tym razem gruszka. Mała, nieco większa od dwóch pięści. Rozciągnięta na wysokości moje twarzy na elastycznych linach. Dwie rundy. Uderzam proste. Mam problem z tym ćwiczeniem. John pokazuje mi jak to robić.
TRENER JOHN: To jest muzyka, rytm. Lewy, lewy prawy. Musisz słyszeć muzykę, mistrzu.
John uderza płynnie, nie mogę oderwać wzroku od jego ruchów.
Znów próbuję. Idzie mi coraz lepiej.
TRENER JOHN: Słyszysz muzykę? Słyszysz?
JA: Tak, Michaela Jacksona!
John śmieje się do łez.
TRENER JOHN: Ale który kawałek?
JA: „Bad”.
TRENER JOHN: A, to nieźle. Tylko, żebyś potem nie zmienił na „Thriller”. Jak opanujesz to ćwiczenie, zawsze będziesz trafiał do celu, rozumiesz?
Zmiana gruszki. Tym razem trener podczepia ją do specjalnej konstrukcji, zawieszonej trochę wyżej niż moja głowa. Muszę uderzać bez rękawic, samymi knykciami. Pamiętam, że widziałem, jak to ćwiczenie wykonywał kiedyś Muhammad Ali. W końcu łapie rytm. Wspaniałe uczucie. Gruszka odbija się od drewnianej podpórki i wraca. Zaczynam wreszcie słyszeć muzykę.
SZÓSTA CZĘŚĆ TRENINGU
Brzuch. Unoszenie nóg, w siedzeniu na ławeczce, a potem kółeczka z wyprostowanymi nogami. Tylko kilka powtórzeń, John zlitował się, wciąż bolały mnie mięśnie po maratonie.
Dowiaduję się więcej o swoim trenerze. Urodził się w Ameryce Południowej. W wieku 19 lat zdał sobie sprawę, że nie ma w swoim kraju przyszłości. Brak pracy, rodziny, mógł się jedynie poddać. W telewizji u sąsiadów zobaczył Igrzyska Olimpijskie i marzył, żeby w nich wystąpić. Poszedł do księdza i powiedział mu, że chciałby wziąć udział w igrzyskach, ale nie wie jak to zrobić. Ksiądz powiedział mu, żeby poszedł na trening bokserski i jeśli będzie mocno wierzył i przyłoży się do treningu, to mu się uda. Jak widać, John dał radę.
KONIEC:
Końcówka treningu, to już zwykła zabawa na ringu, trudno nazwać ja sparingiem, John gdyby chciał zdmuchnąłby mnie z ringu jednym uderzeniem. Ja wykorzystałem jeszcze te ostatnie chwile, by poczuć atmosferę klubu. Poskakać na ringu, rozciągnąć liny, zadać kilka ciosów w kombinacjach, które wpajał mi trener.
Gdy popatrzyłem na zegarek, nie mogłem uwierzyć. Blisko dwie godziny w tak zabójczym tempie i w takiej intensywności. John poklepał mnie po plecach. „Good job, champ”. A ja poczułem, że maraton przy tym treningu to była pestka.
Wróciłem do hotelu, Padłem na łóżko. Obudził mnie telefon po trzech godzinach, wydawało mi się, że tylko na chwilę zamknąłem oczy. Dzisiaj czuję każdy mięsień. Ale to cholernie przyjemne zmęczenie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu alchemik (2014-11-08,13:20): Czy Muhammad Ali i Cassius Clay to nie bracia bliźniacy ? Gratuluję wycieczki a ten mały błąd możesz poprawić. Dusza (2014-11-08,19:39): Dziękuję, pisane na gorąco i babol. Juz poprawione ;)
|