2014-11-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z II Maratonu Rzeszowskiego (czytano: 1111 razy)
Start odbył się w niedzielę o godzinie 9:30. Nie ukrywam, że po ostatnim szaleństwie na TATRAMAN-ie odpu¶ciłem nieco treningi tz. zmniejszyłem nieco jednostki i czas treningu, więc wybiegania za bardzo nie było. Pogoda jak nigdy cały tydzień pochmurno i zimno, a w niedzielę SŁONECZKO i CIEPEŁKO ! Dzień wcze¶niej rano miałem małe wybiegano tak na 12-14 km, lajtowo bez obci±żeń itp. Na start pojechałem sam, dziewczyny smacznie jeszcze spały. Zaparkowałem mojego bolida i ruszyłem lekkim truchcikiem w kierunku Galerii gdzie usytuowany był start i meta. Na miejscu zaraz spotkałem Romka który już rozgrzewał się do startu. Syn Romka miał pełnić funkcję fotoreportera naszego, za co wielkie dzięki. Powietrze było rze¶kie, jeszcze nie grzało ale słoneczko już ładnie ¶wieciło. Rozgrzewkę mieli¶my w namiocie przy muzyce i jaka¶ ładna dziewczyna prowadziła fitness. Kilka wygibasów w rytm muzyki i człowiek już się trochę zasapał :-) A gdzie dopiero 42 km !!! No ale powiedziało się Aaa to trzeba i Bee. Na starcie było nieco ponad 500 ¶miałków, kiedy¶ to była imponuj±ca ilo¶ć, dzi¶… to garstka w porównaniu do gigantów Kraków, Poznań czy Warszawa. Ale to nic, ważne, że w końcu i Rzeszów zaczyna co¶ robić w tym kierunku.
Ruszyli¶my wszyscy delikatnie, ja razem z Romkiem, równo. Bez ci¶nienia tak jak przystało na długodystansowca :-) Słoneczko ładnie zaczęło ¶wiecić, a wkrótce i grzać. Biegli¶my rozmawiaj±c o mijaj±cym sezonie itp. Postanowiłem pierwsze kółko zrobić w tempie Romka, a potem zobaczymy. Plan był prosty – przebiec cały dystans i tyle. Postoje miałem tylko w punktach wolontariuszy gdzie szybko dostarczałem paliwa i wody i nawet na pierwszym okr±żeniu było Izo ale się skończyło… :-( 1/2 biegu kończę z czasem 2:04 a jest to ta lżejsza połówka. Ruszamy na drug± rundkę… Słoneczko już nieĽle daje, ciepełko też bije po gębie, ale czuję, że dam radę. Patrzę tylko za kolejnymi punktami z wod± i czekolad±. Gdzie¶ na 27 km Romek przyspiesza, choć raczej to ja zwalniam. Czuję już nogi i zmęczenie, ale… walczę. Jeszcze jeden zakręt, jeszcze jeden podbieg i ostatni postój gdzie¶ na 35 km. Już jestem nieĽle zmachany, ale ruszam w ostatni± trasę do Żwirowni (tam zawsze w lecie pływam :-) ) Nad jeziorem już tylko walczę ze sob±, zawracam za jeziorem i… ostatni łyk wody z bidonu i ostatnie 3 km do mety niestety na zmianę bieg i marsz. Po prostu walczę z bólem nóg, pleców i ogólnym wycieńczeniem. Na metę wpadam z czasem 4:35 my¶lę, że nieĽle. Na mecie witaj± mnie moje dziewczyny Żonka, Ola i Maja. Plan Prawie zrobiony zabrakło 3 km ale i tak wynik dobry… jak dla mnie i oczywi¶cie życiówka poprawiona o 43 minuty !
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu henioz (2014-12-06,19:02): Nooo Gratulacje.
|