2014-10-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Ósmy dzik, czyli zając (czytano: 821 razy)
No to ósmy dzik zaliczony! Teraz będę niecierpliwie czekać na statuetkę :)
Dzień był wczoraj na bieganie idealny. Liście złociły się w łagodnych promieniach słońca, szeleściły pod nogami. Na chwilę zapamiętałam się w przesuwaniu krajobrazu, wtopiłam w ten wczesnojesienny nastrój spokojnej dojrzałości lekko przyprawiony smuteczkiem przemijania. Odnajdywałam się doskonale w tych klimatach biegnąc po ósmego dziczka w prezencie urodzinowym dla samej siebie.
Nie, nie składajcie mi proszę życzeń. Przecież to żaden powód do świętowania, w dzisiejszym świecie zwłaszcza, gdzie należy się wstydzić, jeśli nie jest się już młodym. Ci którzy myślą, że starzenie się ich nie dotyczy, lepiej niech dalej nie czytają.
A jeśli już bardzo chcecie mi czegoś życzyć (bo pożyczyć, to lepiej nie :), to życzcie mi co najwyżej wytrwałości w opieraniu się stereotypom. Nie zamierzam się wcale łatwo poddać. Nie zasiądę przed telewizyjnym serialem, nie będę biegać z ciepłym sweterkiem za wnukami, nie dam się ubrać w skromną garsonkę i nie przełożę swojego dobytku ze złachanego plecaczka do solidnej torebki. Niedoczekanie!
Wiem, nie przebiegnę maratonu w cztery godziny. Pewno w ogóle go nie przebiegnę. No i co z tego? Nie pozwolę sobie zabrać radości biegania. Będę ostatnia? Nie szkodzi. Nie dam rady przebiec wszystkiego? OK, to dojdę spacerkiem. Możecie się ze mnie śmiać, wolę to, niż by ktoś miał okazać współczucie.
Wierzę, że jeszcze zdążę powłóczyć się po świecie, nocując w hostelach (oburzające! przecież hostele są tylko dla młodych...), poznam nowych zakręconych ludzi, którzy zarażą mnie jakąś nową pasją, że jeszcze parę szczytów zdobędę i ukończę niejeden bieg. I że już nikt się nie zdziwi, iż ciągle jeszcze pracuję (do licha, do uprawnień emerytalnych mam jeszcze sporo lat!), że nie będę musiała wykłócać się w supermarketach, żeby wejść z podręcznym plecaczkiem, a mój dyrektor przestanie pytać z przekąsem, czy wybieram się na wycieczkę.
Przypomina mi się w tym momencie gorzko-zabawna opowieść. Pamiętacie może, że Jarek poczuł się na Orbicie nie najlepiej? Każdemu może się zdarzyć. I myślę, że niezależnie od wieku, warto w tym momencie iść się zbadać. Zaczęłam więc go do tego namawiać. Kasia na to stwierdziła:
-- No tak, Tata pójdzie do lekarza i powie "Panie doktorze, mam 55 lat i chyba coś mi jest, bo nie mogę przejechać 500 km w jedną dobę."
-- A lekarz wtedy spyta "A jaki Pan ma samochód?" - spuentował celnie Piotrek.
Zatem niech będzie, nie można oczekiwać od życia za wiele. Ale za mało też nie!
Dygresja goni dygresję, a dzik w lesie :) Zatem "w żółtych płomieniach liści" przebiegłam bez szaleństw dwa kółka. Chwilę odpoczęłam, wypiłam kubeczek herbaty i wtedy, prowadząc stawkę kijkarzy, nadciągnęła Kasia i namówiła mnie, żebym pobiegła "na zająca" trzecią rundkę. Trochę marny ze mnie zając, bo nie umiałam trzymać tempa i raz truchtałam z przodu, raz z tyłu, próbując nie włazić zanadto w drogę innym zawodnikom. Ja zającowałam Kasi, a Jarek na trzecim swoim kółku potykając się o korzeń "złapał zająca" i dzisiaj jest lekko poobijany. Niemniej, to była piękna niedziela. Poproszę o więcej!
P.S. Na zdjęciu jesteśmy oboje: ja i mój plecaczek na alpejskiej przełęczy (lipiec 2014)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Inek (2014-10-21,22:03): Podoba mi się takie podejście... Ładne zdjęcie! Wytrwałości zatem życzę :) Varia (2014-10-22,21:22): Bardzo dziękuję :)
|