2014-10-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Verve Sopot 10k Run, czyli Sopot dał radę! :) (12.10.2014) (czytano: 1033 razy)
Verve Sopot 10k Run, Sopot, dystans: 10km, czas: 53:47, tempo: 5:23/km
Bieg Verve Sopot 10k Run to z wielkim rozmachem zorganizowany bieg ulicami Sopotu, z metą w Ergo Arenie, co było naprawdę rewelacyjną sprawą, choć już kiedyś – przy okazji biegu studniówkowego Halowych Mistrzostw Świata Sopot 2014 – dane było mi tam finiszować. Wówczas gościem specjalnym był m.in. Wilson Kipketer, mistrz świata w biegach i medalista Igrzysk Olimpijskich. Najnowszy sopocki bieg też miał swojego VIP-a, a była nią Brytyjka Paula Radcliffe, rekordzistka świata w maratonie i biegu na 10000 metrów. Nadarzyła się więc fajna okazja, by móc pobiec niejako razem z nią, a może przy okazji zdobyć jej autograf. A że dodatkowo do miejsca startu miałem raptem… kilkaset metrów, więc tym bardziej zdecydowałem się na udział – można powiedzieć, że na upartego mógłbym pojawić się na miejscu w kapciach;). Pobiegłem jednak z Robertem w wózku, bo przede wszystkim sezon biegowy powoli ma się ku końcowi i coraz mniej jest we mnie sił i ochoty na szybkie ściganie, a poza tym mój synek wręcz uwielbia, gdy uczestniczy ze mną w zawodach. No i chciałem też uzyskać czas z wózkiem, który byłby jakimś konkretnym punktem wyjścia do kolejnych ewentualnych startów z trójkołowcem. Co prawda, wózkową „dyszkę” już na zawodach zaliczyłem w majowym Biegu Papiernika, ale to był też wspólny bieg z Madzią, więc tam nie za bardzo się zmęczyłem, poza tym była to raczej próba przekonania się jak biega się taki dystans z wózkiem przed sobą. A w Sopocie z kolei chciałem już polecieć bardziej na poważnie, z całą moją mocą, nie oszczędzając się ani na moment.
I poleciałem. Nie ukrywam – było ciężko, ale nie dlatego, że robię się słabszy, ale dlatego, że Robert… staje się coraz cięższy ;). Rozpędzałem się powoli, wyprzedzać też nie było łatwo, choć często z chęcią – i nie ukrywam, że i z podziwem – mnie przepuszczano. Ciepło na dworze oraz wiatr w twarz też nie ułatwiały zadania, ale to podbieg przed 9km wypruł ze mnie większość sił – naprawdę ledwo dałem tam radę. Jednak i tak druga część biegu była szybsza od pierwszej, co bardzo mnie ucieszyło, bo bałem się, że zwyczajnie zabraknie mi potem sił. Do tej pory tak na maksa z wózkiem biegałem w gdańskich Parkrunach, a tam było raptem do przebiegnięcia / przejechania 5km, a tu czekał na mnie podwójny wysiłek i nie wiedziałem, czy przez cały czas dam radę utrzymać w miarę równe tempo. Przed startem planowałem zmieścić się w 57 minutach, więc naprawdę nie mam prawa narzekać na swój występ, tym bardziej, że ścięgno Achillesa nie bolało, a to też jest istotne. Teraz jednak będzie ciężko przebić mój czas – no chyba że następnym razem będę miał pusty wózek ;). A może jednak następnym razem zrobimy zmianę – ja rozsiądę się wygodnie w wózku, a synek stanie za sterami? Oczywiście żartuję. Bardzo się cieszę, że mogę razem z Robertem biegać i że małego raduje to wspólne spędzanie czasu.
Jak na pierwszy bieg na 10km w Sopocie to organizacja imprezy była wręcz na medal. Widać, że Sopotowi zależało na zorganizowaniu porządnych i niezapomnianych zawodów. Trasa zahaczająca obok najbardziej znanych wizytówek miasta, m.in. mola, Grand Hotelu, potem wiodąca po nadmorskiej alejce, czyli miejscu moich częstych treningów – co paradoksalnie utrudniało bieg, bo wiedziałem, gdzie się znajduję i ile mnie jeszcze czeka wysiłku. Z drugiej jednak strony wielu alejkowych spacerowiczów pomogło stworzyć świetną atmosferę, bo ich żywiołowe okrzyki, oklaski i doping dawały potężnego kopa. Meta w Ergo Arenie po raz kolejny okazała się magicznym przeżyciem. Możliwość wygrawerowania sobie wyniku na medalu za naprawdę symboliczną opłatę (trochę tylko żałuję, że nie wpisałem tam też imienia syna, bo przecież był to nasz wspólny występ…). Największą jednak atrakcją była bezproblemowa możliwość zrobienia sobie zdjęcia z mistrzynią świata i zdobycia jej autografu – co też oczywiście uczyniłem, więc pamiątkę mam teraz bezcenną. Paula okazała się miłą i sympatyczną osobą, z chęcią pozującą do zdjęć, rozdającą setki autografów, a to wszystko z wdziękiem i uśmiechem - jak na prawdziwa mistrzyni świata przystało ;). Jestem już niezmiernie ciekaw, kogo organizatorzy zaproszą na kolejną edycję biegu – bo że się odbędzie, w to nie wątpię. Sopot po prostu dał radę!
P.S. Dzień wcześniej, pod wieczór, w Ergo Arenie bawiłem się doskonale na koncercie "Budki Suflera", a już kilkanaście godzin później nic nie wskazywało na to, że jakiś koncert miał miejsce – tak szybko i sprawnie rozmontowano scenę i przygotowano miejsce na finisz. Świetna robota!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |