2014-10-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Running with the wolves (czytano: 2392 razy)
Kalimera!
Jakoś dawno tu nie zaglądałem, nie miałem ochoty nic ciekawega, ani też nudnego pisać. Niby warto było wspomnieć o nieudanym zającowaniu w Krakowie (nie udało mi się dowieźć grupy na 3:30), startu w MGSie, 50tce na Babiej, setce w Krynicy czy pobycie w Grecji pod masywem Olimpu (nie udało mi się wejść na Mitikas, zatrzymałem się na Skali(2866m), dalej nie zabrnąłem z uwagi na oblodzenie, ujemną temperaturę). Ale napiszę o moim przejściu trasą Międzylesie-Pradziad-Głuchołazy.
W zeszły piątek po pracy razem z Czarkiem wsiedliśmy w pociąg do Międzylesia. Pogoda jak na październik ciepła i sucha. W Międzylesiu byliśmy po zmroku, a plan był taki by jeszcze trochę ponapierać, zanim rozbijemy namiot. Napieranie nie odbywało się jednak w szybkim tempie, a to z uwagi na plecaki, które ważyły około 10kg. Otaczająca nas ciemność też nie ułatwiała sprawy. A plecaki miały prawo być ciężkie, mieliśmy w nich zapas wody na kilka godzin, i wiktuały, które miały nam starczyć aż do niedzielnego popołudnia.
Niebieski szlak z Międzylesia pod Śnieżnik chyba nie jest często uczęszczany, czego jednak nie mogliśmy wiedzieć z całą pewnością, gdyż niewielu turystów podróżuje nocą, jednak my z powodu braku czasu byliśmy do tego zmuszeni. Początkowo szlak biegł przez pola, by wbić się w końcu w las. W wiosce Jodłów pierwszy raz pomyliliśmy lekko droge, korzystając z pomocy autochtona (pan był niesamowicie zdziwiony naszym pojawieniem się, ostrzegając, iż szlak jest kiepsko oznaczony) w jej odnalezieniu. W niedługim czasie, przy wyjściu z wioski, prawdopodobnie spotkaliśmy wilka. Zwierzę stało spokojnie i przyglądało się nam. W pośpiechu oddaliliśmy się. Tak, wilki występują w tej okolicy, jak dowiedzieliśmy się telefonicznie od znajomego.
Dalej obyło się bez niespodzianek, spaliśmy między Małym Śnieżnikiem a schroniskiem na Śnieżniku, na polance wolnej od borowinek, gdzie przybyliśmy o 22, po drodze napawając się prawie-pełnią, gwiazdami i zachmurzonymi widokami dolinek.
W sobotę wstaliśmy o 6:30, 7:15 byliśmy w trasie, ergo - przegapiliśmy wschód słońca na Śnieżnika. Po drodze spotykamy kilka osób już schodzących ze Śnieżnika - prawdopodobnie turystów, którzy spali w schronisku. Na szczycie spotykamy już tylko jedną Czeszkę z psem. Widoki nie są oszałamiające - zachmurzenie duże. Zbiegamy w dół czerwonym szlakiem, już na czeską stronę, po drodze ładując butelki wodą ze źródła Morawy.
Dobiegamy do niebieskiego szlaku i wybiegamy z lasu - ukazuje nam się bajkowy widok na wioskę i wzgórza, wszystko pokryte delikatną mgiełką.
Trochę bliżej za to szlak przecina pastwisko z dziesiątkami brązowych krów, ogrodzene elektrycznym pastuchem, od którego obydwaj ucierpieliśmy.
W otoczeniu wiejskiego krajobrazu dobiegamy do Starego Miasta, dalej kierując się na Brennę bardzo mało uczęszczanym szlakiem, ledwo widocznym.
Z Brennej rozpoczynamy długie podejście na Vozkę (po polsku - Woźnicę, 1377m). Tam spotykamy trochę więcej turystów oraz duże ilości mgły naraz. Uzupełniamy też zapasy wody w potoku Huciva. W końcu trochę dłuższy zbieg, jeszcze tylko podchodzimy przez Cervoną Horę i czerwonym szlakiem zbiegamy aż do Cervonohorskiego sedla - ośrodka narciaraskiego, Czarek przypomina sobie że tam był. Teraz znowu długie podejście do schroniska Svycarna, po drodze mijamy bokiem kilka szczytów i spotykamy turystów. Ze Svycarny na Pradziada (1492) już niedaleko i cała droga asfaltem.
Niestety, widoków lepszych nie było ze względu na chmury, ledwo zrobiłem na szczycie zdjęcie wieży (najwyższy punkt stały w Sudetach).
Na Pradziadzie i w drodze na niego mnóstwo Polaków, może nawet więcej niż Czechów. Wracamy do Svycarny i szlakiem żółtym ruszamy na północ, w kierunku Polski. Mijamy szczyt Mały Ded (1368) i długi zbieg do Videlskiego sedla. Dalej poruszamy się już w dzikim terenie, z szybko zachodzącym słońcem. Po ciemku idziemy tylko półtorej godziny, o 20 rozbijamy się na rozstajach koło Opavskiej loveckiej chaty, zaraz koło kupki buraków cukrowych. Jemy i smacznie zasypiamy, by o godzinie 01:14 zostać brutalnie obudzonymi przez ryk silnika ciężarówki. Ktoś przyjechał i zaczął ładować buraki na pakę. Trwało to kwadrans i osobnik odjechał. Ciekawe co sobie pomyślał widząc namiot?
W niedzielę wstajemy leniwie o 6:40, 7:30 ruszamy w trasę. Bardzo powoli ruszamy, ponieważ nam się nie śpieszy, poza tym nie mamy siły. Dla mnie każdy krok wiąże się z bólem, miałem okropnego bąbla na pięcie. Buty były od kilkunastu godzin mokre, to pewnie od tego. Zmierzamy skrajem bagna-torfowiska-rezerwatu do pobliskiego Rejviza, wioski o turystycznym charakterze. Tam postanawiamy nie iść najkrótszą trasą do Głuchołaz, ale po drodze zaliczyć Biskupią Kopę, co było skutkiem zauważenia znaku wskazującego kierunek na tą górę. Tak więc ruszyliśmy po drodze mijając skansen kopalni złota i urokliwą, nadgraniczną miejscowość Zlote Hory. Stamtąd ostre podejście na Biskupią Kopę, mało uczęszczane. Za to na szczycie masa Polaków i znajomek z Wrocławia. Zlatujemy czerwonym szlakiem(i nie tylko) do Głuchołaz i pierwsze kroki kierujemy do Biedronki, gdzie uzupełniamy kalorie. Całą podróż udało nam się odbyć bez pobycie w sklepie. Niestety, także bez kąpieli, o czym przekonali się ludzie w autobusie, nie doceniając naszego świeżego górskiego zapachu i przesiadając się jak najdalej od nas.
Polecam stronkę na której mam zaznaczoną trasę -http://mapy.cz/s/dv3g
Tutaj także galeria, w większości nieudanych, zdjęć. Czarek mnie strasznie poganiał i marudził że ich za dużo cykam.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Jaszczurek (2014-10-18,18:59): Wow! Dzisiaj się zastawialiśmy z Wojtkiem czy jeszcze żyjesz) grzes_u (2014-10-22,14:59): Hej. Widziałem cię w wynikach Biegu7Dolin w Krynicy, ale byłem zdziwiony, że jesteś tak daleko w stawce. Też tam biegłem:) A dla turystyki górskiej polecam ci Przejscie Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej - już we wrześniu kolejna edycja:) a.Klimczak (2014-10-22,17:21): Poczekaj Grzesiu, aż będę w Twojej kategorii wagowej, wtedy może będę ciut szybszy :) grzes_u (2014-10-23,11:16): Adaś, ale ty prawie zawsze - będąc w swojej kategorii wagowej - byłeś ode mnie szybszy:) Więc chyba nie waga jest decydująca:)
|