2014-10-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Chaszczowanie, czyli biegacz antyczny. (czytano: 882 razy)
Taka piękna ta jesień. Wręcz zaprasza: zostaw za sobą wszystkie troski i wybiegnij z domu do kolorowego lasu! Wybiegam zatem i ... okazuje się, że nawet na bieganie sił nie starcza.
Może przesadziłam z dozowaniem "odstresowywaczy": a to zumba, a to pływanie, a to rower. Czasami jednak byt za nic nie chce nabrać nieznośnej lekkości i trzeba cierpliwie szukać sposobu, by go do tego zmusić. Wiem, bieganie zazwyczaj świetnie się w tej roli sprawdza. Niestety, tylko zazwyczaj.
Może trzeba było zacząć dzień od biegania? Postanowiłam jednak najpierw uporać się z rozmaitymi obowiązkami i w rezultacie, gdy wreszcie gotowa do biegu wyruszałam koło południa z domu, czułam się już zmęczona, a w prawym biodrze usadowił się jakiś złośliwiec, który co krok dawał mi się we znaki. Z trudem zmusiłam się do truchtu. Ponieważ założyłam nowe buty (z Lidla :)) przeznaczone na trudny teren, więc trzeba było ruszyć w trudny teren. Z drugiej strony bałam się zbytnio oddalać od domu (bolące biodro + nowe buty), więc pobiegłam ścieżką przez pobliski lasek.
Lasów ci u nas dostatek... Nie, wróć, nieprawda. Lasów (ci?) u nas był dostatek. Teraz zostały nędzne resztki, pogrodzone płotami, pooddzielane domami, domkami i altankami, których nieustannie przybywa. Przestałam się już w tym orientować, co więcej - w niektórych rejonach przestałam bywać, bo za bardzo mnie to bolało.
A dzisiaj udałam się właśnie w taki region - bliski, a mało znany. Ścieżka, z początku szeroka, choć mocno piaszczysta i nierówna, szybko zaczęła się zacieśniać, by w końcu stać się ścieżynką, ledwo widoczną wśród jagodzin, ostrężyn i bagiennej trawy. Toteż zamiast biegania zaczęło się chaszczowanie. W sumie nie miałabym nic przeciwko, bo bieganie i tak mi zupełnie nie szło, jedynym problemem był strój - przedzieranie się przez ostrężyny w krótkich spodenkach i koszulce jest takim sobie pomysłem. Za to buty radziły sobie bez zarzutu! Gdy jeszcze na mojej drodze stanęły dorodne podgrzybki, to bieganie całkiem zostało zarzucone. W końcu, z naręczem grzybów, przedarłam się przez chaszcze, ze zdziwieniem stwierdziwszy, że wyczłapałam na główną drogę. Potruchtałam triumfalnie pozostały kilometr do domu.
Trudno uznać to za udany trening. A jednak humor mi się poprawił, czyli cel został osiągnięty.
Za to zupełnie nie udało mi się osiągnąć celu, w którym zabrałam się dzisiaj za pisanie... Miałam bowiem opisać 36. Trzeźwościowy Bieg Jesienny w Parzymiechach, w którym brałam udział w niedzielę. Ale co tu się będę rozwodzić na ten temat? Jak zwykle było bardzo przyjemnie, pogoda świetna, towarzystwo przednie, bieg dobrze zorganizowany. Biegło mi się fajnie i choć uzyskałam czas znacznie słabszy niż rok temu, to załapałam się na pudło w swojej kategorii. Dopiero w domu, gdy Kasia z Jarkiem obejrzeli dokładnie moją zdobyczną statuetkę, to okazało się, że zamiast kategorii K45 jest na niej umieszczony napis "Biegacz antyczny". Hmm, coś w tym jest... Tylko może, zgodnie zresztą z polityczną poprawnością, powinna to być "biegaczka"? :) I tak miałam szczęście, że nie było tym razem nagrody dla najstarszej zawodniczki!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2014-10-10,11:15): a mi szkoda tego zbyt szybko zachodzącego słońca... znikające liście jestem w stanie poświęcić na rzecz dłuższego słońca :) Inek (2014-10-10,21:42): Ponad 20 startów w roku to jest niemało! Jak tu jednak odpuszczać tak sympatyczne biegi jak np. w Parzyniechach :) Gratuluję podium! Varia (2014-10-11,21:19): Mnie też szkoda, ale powoli uczę się godzić z nieuniknionym :)
Inku, dziękuję! Mam wrażenie, że przesadziłam z liczbą startów w tym roku, pora chyba odpuścić... Inek (2014-10-12,21:48): Ależ nie, Asiu! Nie odpuszczaj! Wystarczy tylko, że trochę więcej czasu poświęcisz na odpowiedni odpoczynek:)
|