2014-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| IV Bieg Pod Dębem, czyli dzięki, Damnico, za kolejny wspaniały bieg! (czytano: 661 razy)
IV Bieg Pod Dębem, Damnica k. Słupska, dystans: 11km, czas: 52:46
Jakoś częściowo udało się wylizać rany po wczorajszym biegu na Westerplatte (maść, bandaże, krioterapia domowa), choć nie liczyłem na wiele w Damnicy. Zastanawiałem się nawet, czy w ogóle jest sens jechać, ale doszedłem do wniosku, że trzeba się tam zjawić chociażby dla samej atmosfery, zaś czas tam osiągnięty miał być sprawą drugorzędną, choć nie ukrywam, że wcześniej liczyłem na dobry rezultat, by móc walczyć o jak najwyższą lokatę w kategorii osób niepełnosprawnych. Rok temu byłem tutaj najszybszy i chciałem przynajmniej znów znaleźć się na pudle, ale w tej sytuacji najważniejsze było dobiegnięcie do mety w jak najlepszym samopoczuciu i z jak najmniejszym bólem. Jeszcze na miejscu, gdy w czasie rozgrzewki próbowałem trochę szybciej potruchtać, zarówno ścięgno, jak i kostki odzywały się ostrym bólem, większym nawet niż wczoraj – tak więc wiedziałem, że to będzie przede wszystkim spokojne pokonanie trasy i po prostu zaliczenie biegu.
Już od startu ścięgno dawało boleśnie o sobie znać, tym bardziej, że przez początkowe 3,5km biegliśmy na leśnych ścieżkach, co zawsze, nawet w pełnym zdrowiu, okropnie mnie męczyło – a co miałem więc powiedzieć, gdy dodatkowo musiałem zmagać się z kontuzją. Znalazłem jednak sposób, by nie myśleć o bólu i wsłuchałem się naprawdę mocno w audiobooka na mojej "mp3", a tam akurat znana dziennikarka Beata Sadowska opowiadała o swojej przygodzie z bieganiem - i robiła to na tyle ciekawie, że jakoś udawało mi się nie myśleć o bolących nogach, o czasie, o dystansie, tylko jakoś posuwać się do przodu. Co dziwne, okazało się, że tempo miałem nawet przyzwoite – choć nie tak szybkie, jakie zakładałem jeszcze kilka dni przed startem – a z czasem nawet kostki zaczęły jakby znacznie mniej boleć. Wcześniej często tak miałem, że po jakimś czasie bolące miejsce – gdy już najprawdopodobniej się rozgrzało, bo nie wiem czym to tłumaczyć – przestało dokuczać i mogłem biec bez dolegliwości i być może to samo działo się tutaj. A gdy wbiegliśmy na betonowy odcinek – czyli podłoże takie, jakie lubię najbardziej – nogi wyraźnie odczuły różnicę, a ból faktycznie był już nieporównywalnie mniejszy. Wolałem jednak nie ryzykować i nie przyspieszać, choć przyznam, że bardzo mnie kusiło. Pomyślałem jednak, że skoro i tak biegnę szybciej niż na to się zapowiadało, to najlepiej będzie nie kusić losu, tylko korzystać z tego, na co pozwala sytuacja – a nie wiadomo, co mogłoby się zdarzyć, gdybym jednak nagle mocniej przycisnął. Po 8km znów wbiegliśmy w las, ale nadal robiłem swoje, bo samopoczucie miałem w sam raz, więc nie chciałem wrzucać kamyczka w tryby tej nieźle funkcjonującej maszynerii. Rundka na stadionie i finisz to już była formalność, ale przy tej atmosferze, dopingu, czułem się jakbym latał – zresztą na mecie zrobiłem tradycyjny samolocik ;).
Co prawda występ był gorszy od tego rok temu o prawie minutę, ale i zdrowie było przecież trochę nadwyrężone. Paradoksalnie jednak czułem się lepiej niż wczoraj na Westerplatte, mimo iż trasa była cięższa, dystans trochę dłuższy i w nogach miałem dodatkowo kilometry z wczorajszych zmagań. Lubię jednak takie niespodzianki. A już naprawdę wielkim zaskoczeniem był fakt, że jednak udało mi się wskoczyć na 3 miejsce w swej kategorii. Tak więc ten biegowy weekend kosztował mnie sporo, ale zakończył się miłym akcentem, choć bardziej mnie cieszy, że jednak jakoś przeżyłem dwa ostatnie dni ;).
P.S. Po raz kolejny Damnica pokazała, że kameralnie nie znaczy gorzej, bo jest właśnie całkiem na odwrót. Znów było super, atmosfera nieziemska, a konferansjer przeszedł samego siebie – mówił i mówił niemal bez przerwy przez kilka godzin, ale bardzo mądrze, bardzo ciekawie i bardzo dowcipnie. Czyżby miał płacone od ilości wypowiedzianych słów? :P Dzięki, Damnico, za kolejny wspaniały bieg!
P.S. 2 Dodatkowa nagroda w postaci sadzonki dębu jeszcze tego samego dnia znalazła swe miejsce tam, gdzie powinna, czyli na działce. Na widoczne efekty trzeba będzie poczekać przynajmniej kilkanaście lat ;).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |