Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
35 / 151


2014-09-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Psycho albo spychoterapia. (czytano: 806 razy)

 

Ponieważ mnie noga zamęcza, to - żeby Wam nie było lepiej - ja pomęczę Was. Jest to swego rodzaju spychologia, która pozwala (mi) pozbyć się części ciężaru, i choć wprawdzie jest to ciężar z serca, to jednak może mieć ścisłe powiązanie z nogą.
Od pewnego czasu stękałem, że noga mi nawala, że kolano boli, że to przez kota, że jedno przestało, to drugie zaczęło (w tym przypadku od długiego klęczenia - nie, nie przed ołtarzem ani prze rozporkiem - na jednym kolanie, bo pierwsze jeszcze nie zginało się bez bólu). Mówi się kolano ale właściwie, to jakiś zbiór bóli w bliżej nieokreślonym miejscu, który po pewnym czasie spowodował dolegliwość całej tylnej przestrzeni nogi a na długim wybieganiu nawet stopy. Ja zganiam na kota i na klęcząca robotę a żona wprost przeciwnie, na bieganie. Niepotrzebnie jej mówiłem o mikrourazach i odbudowywaniu się mięśni, bo teraz to zostało użyte przeciwko mnie, jak w kryminale. Ciekawe, że jak taszczyłem taczki z kamieniami, to nic mi nie było. Zresztą, nieważne, z żoną sobie załatwię sprawę innymi sposobami.
Ból nogi jest dla biegacza tym, czym duży brzuch dla smakosza bigmaców, więc większość się nim nie przejmuje. Jednak, gdy nie pozwala przebiec więcej niż kilka kilometrów, to tak, jakby wspomnianemu smakoszowi „bęben” nie pozwalał wsadzić bułki do gęby. Coś trzeba zrobić, bo maraton tuż, tuż. Wielu biegaczy skarżyło się na podobne dolegliwości, opowiadali swoje doświadczenia i sposoby leczenia. Ogólna tendencja była taka, że trzeba odpowiednie ćwiczenia i rozciągania wykonywać, a przyczyna może być piętro wyżej lub niżej. Maści nie wspomnę, bo nie ma takiej, która by mi pomogła. Mój teść ma takie, których jak nie użyje, to nie może wstać, a jak posmaruje, to może chodzić. Ale ja jeszcze takich nie widziałem. Mimo to smarowałem, by choć w niewielkim stopniu likwidować stany zapalne. Ale ważniejsze wydały mi się rozciągania nóg, tak przed telewizorem, na fotelu, bez zobowiązań. Ćwiczenia te robiłem bardziej intuicyjnie niż w oparciu o fachową wiedzę wychodząc z założenia, że nawet jeśli nie pomogą na konkretną dolegliwość, to rozciągania nigdy za dużo. O, kurde, tu muszę przyznać, że nie prawda, bo pierwsze kolano, pierwszy raz, załatwiłem sobie podczas napinania siedząc na krawędzi wersalki. Po mojej ostatniej testowej trzydziestce (musiałem ze wstydem dojść do domu) byłem w kropce, co z maratonem, iść od 13 – 15 km? Przypomniałem sobie, że mnie napierdziela kręgosłup. Trudne to było do uzmysłowienia sobie, bo jak ciągle boli, to po co o tym pamiętać, a poza tym bolał nie od biegania ale od … od … od życia (od rzyci też). Do tego doszła myśl o mojej pozycji w łóżku, pozycji spania (tak dla pewności wyjaśniam), która większość nocy skupiona była na jednej stronie. Zacząłem sypiać na drugim boku ale jednak większą część nocy na plecach a na drugim, bolącym, ni chu, chu, wcale. Ileż było męczarni nad ranem, gdy chciało się jeszcze spać a jedyną możliwą do zaśnięcia stroną była ta zakazana. Znowu nie prawda, dało się usnąć w innej pozycji a jedynie lata przyzwyczajeń robiły ze mnie balona. Nie ze mną te numery, przeszłościo. Przedostatni tydzień biegałem maksymalnie 8 kilometrów dziennie. Czy te nocne pozycje i dzienne ćwiczenia pomogły, czy też nie? Nie wiem, wiem natomiast, że po kilku dniach ból ustąpił a podczas treningów czułem jedynie, że coś w tej nodze jest, jakieś ćmienie ale nie ból. Oczywiście nie mogą jeszcze ukucnąć ale to nie wielki problem, bo mam standardowy kibelek a kolanową robotę już wykonałem. Jednak cały czas mam zgryza: co będzie, gdy zacznie mnie rwać np. po 15 km? Może wziąć opaskę na kolano, może skarpety kompresyjne, tabletki przeciwbólowe? Nie. Jedno wiem, to mnie nie powstrzyma, będę wówczas zasuwał Gallowayem. W tłumie nikt mnie nie rozpozna a na forum się nie przyznam, więc nikt mi nie powie, że nie jestem prawdziwym maratończykiem. A poza tym już nim jestem i mogą mi skoczyć. Za dwa i pół dnia okaże się czy to była ściema.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Andrea
00:03
STARTER_Pomiar_Czasu
23:04
Gryzli
22:36
INGL66
22:31
MagKosz
22:24
rys-tas
21:59
kos 88
21:54
BOP55
21:50
egus75
21:50
Stonechip
21:47
Admin
21:46
anielskooki
21:21
modzel11
21:20
rolkarz
21:14
Volter
20:55
bula
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |