2014-08-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wydawało mi się że po tych zawodach przestane biegać, miałem racje wydawało mi się... (czytano: 2950 razy)
Chudy Wawrzyniec 2014
Trasa Rajcza-Ujsoły 87km
Zanim ktoś z was zacznie to czytać, to chciałem wam tylko powiedzieć że nie chciałem nic pisać, bo bieg okazał się hmm nawet nie wiem jak to nazwać. Powiem tylko tyle że ciężko pisać o czymś co nie wyszło… ( Ale jak ktoś chce zrzucić 3kg w 13h tutaj znajdzie instrukcje)
…8 sierpnia 2014, Katowice godzina 13 siedzę w macu popijając czekoladowego szejka, przeglądając mapę punktu zbiórki skąd mieliśmy wyruszyć do Rajczy razem z znajomymi. Zabawnym faktem staje się że wyrzucając śmieci w macu wyrzucam je razem z wydrukowana mapką która mnie miała doprowadzić do miejsca zbiórki (o.o) brawo Mareczku. Zadzwoniłem do siostrzyczki która okazuje się pomocna i kieruje mnie przez telefon na miejscu zbiórki, łatwo w sumie poszło. Wyczekałem na chłopaków i pojechaliśmy. Na miejscu byliśmy około 17 30. Zajęliśmy miejsca noclegowe w jednej z klas w szkole i pojechaliśmy po pakiety startowe. Masa znajomych twarzy, wymiana zdań na temat zawodów i powrót do bazy noclegowej w Ujsołach. Start zaplanowany jest na 4 autobusy na start o 3 więc pobudka przewidziana dla mnie na 2, cudownie przecież. Zjadłem swój standardowy posiłek na noc przed startem, zrobiłem miksturę do bukłaka, spakowałem żelki i krówki, stały rytuał. Pogadałem z Arturem i przygotowałem ciuchy na start zapiąłem numerek startowy, i nie zostało nic innego jak się położyć. Była około 22 30. Do 2 obracałem się co chwile na karimacie bo zasnąć się niestety nie udało. O 2 rano zaczęły dzwonnic budziki, żwawo się zerwałem zjadłem śniadanie, ubrałem się, poranna toaleta. No i co gotowy. Poszedłem na autobus. Dojechaliśmy na start i czekam w amfiteatrze na Karola, bo dogadaliśmy się że pobiegniemy sobie razem. Znalazł się Karol razem z swoją Justynką która życzyła nam obu powodzenia. Ustawiliśmy się na starcie. Przybijająca jeszcze szybka piątkę Arturowi i Karolowi zaczęliśmy już odliczać 4,3,2,1… Start na zegarku 4:03 pierwsze kilka km po asfalcie dosyć szybkim tempem aż do Soli a od Soli wbiegamy już na Rachowiec. Lekki podbieg gdzie delikatnie zwalniamy i potem mocno w dół ale ostrożnie bo zbieg jest bardzo stromy po śliskiej trawie. Na końcu zbiegu mijamy pierwszy PK 1:18h. Potem znów asfaltowy kawałek i z powrotem na górską trasę. Przebiegamy przez Zwardoń, troszkę w górę troszkę w dół i tak aż do Kikula gdzieś po drodze mijamy 2PK. Trasa mija aż miło powiedzieć DOSKONALE, swobodne rozmowy z Karolem o sprawach życia codziennego, sprawiają że czas biegnie szybko a pokonywana trasa jeszcze szybciej, pokonujemy Mały Przysłop, Wielki Przyszłop i dobiegamy do Wielkiej Raczy, tam schronisko gdzie kupuje 0.5l zimniutkiej Coli wypijamy z Karolem na pół i biegniemy dalej bez ociągania się. Mijamy Małą Racze, Jaworzyne i raz dwa znajdujemy się na 3PK 4:53h, na Przełęczy Przegibek w schronisku gdzie znajduje się punkt żywieniowy zjadamy po drożdżowce trochę owoców oblewamy się woda. Ale nie uzupełniamy zapasu płynów gdyż jeszcze mamy ich sporo. Bez ściemy ruszamy dalej na trasę. Słońce zaczyna się dawać we znaki , ale radzimy sobie i wbiegamy na 4PK Na Wielkiej Rycerzowej moment w którym można zdecydować czy biegniesz trasę 50+ czy 80+, nasze zdecydowanie z Karolem na punkcie jest tak mocne że nawet nie patrzymy w lewo czyli w stronę krótszej trasy tylko od razu w prawo. Ale !!! Chwila moment zanim zbiegliśmy (@#$%^&*() wydarza się mój ulubiony aspekt ultrasów, zgarniam słodkiego buziaka od wolontariuszki na punkcie, dobra Karol teraz biegniemy :D Karol tylko się zaśmiał i pobiegliśmy dalej. Zaczynałem się lekko denerwować że za łatwo to wszystko przychodzi, wiec tylko wyczekiwałem momentu w którym wszystko sypnie się jak zamek z piasku. Po lekkim zbiegu z PK zaraz znów strome podejście na Świtkowa ilość bluzgów rzucona tutaj na tym podejściu przez uczestników których udało się wyprzedzać była dosyć spora, ale ukrywać nie będę że sam zwyzywałem tą (górkę) od …. Nie będę mówił :P Dalej trasa mija w ciągłym biegu raz w górę raz w dół, ręce zaczynały mocno drżeć wiedziałem że zbliżamy się do mojego ulubionego fragmentu tej trasy Oszuście !! Biegnę po Ciebie ! Z daleka Oszust dał się już zauważyć, a raczej usłyszeć. Ilość krzyków oraz kolejnych bluzgów sięgała zenitu, ale my widzimy się nie pierwszy raz, co oszuście ? Znamy twoje słabe punkty ! Oszust pokonany w kilka min, gdzie udało się wyprzedzić 12 osób ! Na szczycie Oszusta PK 5 odmeldowani ! zaraz za oszustem dołącza do nas pewna Pani która biegnie w samotności jest to Dominika Duleba. Która prosi nas o pociągniecie jej dalej w tym tempie gdyż jest trzecia. Wstyd było by odmówić tak doskonałego towarzystwa. Ciągniemy więc zatem Dominikę, a raczej to chyba ona nas, bo narzuciła takie tępo że aż jęzor szło wywalić. Prowadzimy wesołe rozmowy z Dominiką i staramy się utrzymać tempo. Kiedy spojrzałem na Karola wiedziałem że nie utrzyma tego tempa, ale spoko dobiegliśmy do 6PK ostatni punkt żywieniowy namówiłem Dominikę żeby napiła się z nami piwa które znajdowało się na tym punkcie, tak też uczyniła. Uzupełniłem delikatnie płyny w bukłaku ale nie za dużo, wiedziałem ile mi wystarczy. (Za chwile stanie się coś bardzo dziwnego. Czułem już prędzej ze przecież musi się coś stać bo do samego końca nigdy nie może być fajnie, no bo czemu Marek miał by mieć łatwo ?) Sięgam po drożdżówkę na punkcie, zajadam się delektując się smakiem gdy nagle sięgając po kolejnego kęsa nie zauważam osy której również smakowała moja drożdżówka, i tym samym zostaje użądlony w język no ja pierd….. żyj nie umrzyj. W momencie ode chciało mi się jeść, zgłosiłem się do organizatora na punkcie pytając czy jest tu jakiś ratownik medyczny, niestety nie było, opisałem sytuacje organizatorowi po czym ten czym prędzej chciał mnie odwieść na metę, zaśmiałem się tylko pytając czy żartuje. On z poważną miną zabrania mi kontynuowania biegu, spojrzałem na niego z uśmiechem „człowieku nie ma takiej opcji” osa której spodobał się mój język miała by mnie pozbawić ukończenia Wawrzyńca ? ha ha też mi żart. Odczekałem chwile i pokazałem mu ze język już nie puchnie oświadczyłem ze biegnę na własna odpowiedzialność. I ruszyłem szybko goniąc Dominikę, której kazałem wyruszyć prędzej gdyż musiałem trochę odczekać. Karol wyglądał dość słabo i powiedział ze mam nie czekać pobiegłem wiec w pościgu za Dominiką. Walka o 3 pozycje dla niej trwała nadal. Raz dwa i byłem już za jej plecami. Gdyby nie ta osa wszystko było by chyba nadal okej. Ale trasa mijała nadal, przeprowadzaliśmy sporo rozmów na trasie. Ale dobiegając do Gruba Buczyna wiedziałem ze to koniec mojej pomocy dla Dominiki machnąłem tylko ręka aby nie czekała. Odpuściłem wiedziałem ze zostało jakieś 15km, a miała na tyle przewagi że była bezpieczna. Ale odpuściłem nie tylko walkę z Dominiką, ale również swoją własną. Dlaczego się poddałem ? Kolano sprawiło ze bieg stał się już niemożliwy, w sercu po cichu modliłem się tylko do Boga aby pozwolił mi chociaż dojść do mety, bo bieg był naprawdę niemożliwy. Maszerowałem Wielkim Groniem i Wilczym Groniem, krzycząc z bólu, jedyne o czym myślałem to poddanie się, tak chciałem się poddać co też chciałem uczynić na 7PK kiedy na 200m przed punktem upadam na ziemie z zmeczenia, i za cholerę nie chce mi się podnieść w sumie to nie bardzo wiedziałem jak… Język pulsował, kolano przemawiało do mnie ludzkim głosem abym się położył i poczekał aż ktoś mnie zniesie z tej góry, wolontariuszka z punktu namawiała do walki ale ja nie miałem zamiaru walczyć, leżałem dalej. Czułem jak łzy z bólu spływały po policzku, a kiedy moje oczy się już zamknęły a jedyne co widziałem to ciemności. Czas na chwile się zatrzymał a głos który dochodził do mnie nie wiem skąd, brzmiał jak, jak… nie wiem kiedy się ocknąłem, zobaczyłem tylko wolontariuszkę która zakładała mi na rękę opaskę uczestnika trasy 80+ Uświadomiłem sobie w tym momencie że mam tylko jedno wyjście musisz wstać Marek, musisz wstać i iść dalej bo wiem że nie możesz biec, ale wstań i idź, idź i pokaż wszystkim że nie ma rzeczy niemożliwych. Co miałem zrobić, wstałem podpierając się rękoma, uśmiechnąłem się tylko do wolontariuszki i poszedłem, do schroniska na Rysiance do którego zostało około 2km, myślałem tylko o coli którą sobie tam kupie. Tak też uczyniłem, warto tu wspomnieć że aby dojść do schroniska na Rysiance dołożyłem sobie trasy, bo schronisko nie było po drodze. Wypijając cole jednym duszkiem człapie dalej na Hale Lipowskie, raz dwa i byłem, bo cola mnie trochę odnowiła, ale dalej utrzymywałem tylko marsz. Z Hali Lipowskiej czekał już tylko bieg w dół. Bieg ale nie dla mnie, dla mnie to była wycieczka do piekła. Marsz raczej nie ustawał czasami uskakiwałem na jednej nodze, dając odpocząć lewemu kolanu. Te odpoczynki sprawiły że od czasu do czasu starałem się kawałek biegać. Udawało się na krótko ale się udawało ! Walcz Marek walcz ! Mimo sporej ilości osób która mnie wyprzedzała, starałem się już nie załamywać, bałem się tylko o Karola. Bo bardzo długo już poruszam się w ślimaczym tempie a jego dalej nie ma. Przyszedł czas w którym usłyszałem głosy dochodzące z mety, nie na wiele to pomogło. Maszeruje… mijam ostatni PK8 do mety zostało Ci 2,5km nie poddawaj się. Heh zaśmiałem się tylko, ale nie chciało mi się już nic komentować. Wyprzedził mnie w tym momencie biegacz u którego na plecaku zauważyłem zamrażacz , był na tyle miły że podzielił się, zmroziłem kolano, podziękowałem i kolega pobiegł dalej. A ja dalej powoli maszerując zaczynam odczuwać lekka ulgę na kolanie, no i proszę biegniemy Marek ! nie na długo moje radości powstały, tak bardzo już zmęczony zbaczam z trasy nadrabiając około 1km. Ale jak by było mało to po za trasa wpadam w leśne dziady, zaliczając upadek i wbijając sobie kilka drzazg w ręce przy upadku. No kur…. Coś jeszcze chce się dziś wydarzyć !!! A ……. Wawrzyńcu ! wracając na trasę spotykam Karola !!! No stary jesteś pomyślałem. Zapytał co się stało opowiedziałem mu o swoich przypadkach po drodze. I razem już maszerowaliśmy do mety. Kiedy Meta była już widziana, zostało jeszcze jakieś 800m dobra Karol lecimy bo wstyd mi już dziś… zbiegliśmy z góry, asfalt, zakręt mostek, złapaliśmy się tylko za łapy i wbiegliśmy razem na metę. Wręczono nam medale, do Karola podbiegła Justyna, a ja spuściłem tylko głowę w dół próbując się szybko ukryć gdzieś w kącie i rozpłakać jak dziecko, ale nie dało rady fale znajomych z gratulacjami nie miały końca. Co miałem robić ? Pogadałem z wszystkimi, okazuje się że uzyskaliśmy mimo wszystko bardzo dobre 85 i 86 miejsce z czasem 13:09h. Gdyż okazało się że pogoda poniszczyła wszystkich, wiele osób zrezygnowało i skręciło na trasę 50+. A mimo wszystko jest to mój najgorszy czas na tym biegu. Teraz już tylko zanurzyliśmy się w letniej rzece i delektowaliśmy się piwem…
Mamy być zadowolony, czy mam ten bieg uznać za swoja największą porażkę ?
Nie wiem…
Aha Dominika gratulacje za zajecie 3 miejsca wśród pań, dzięki za wspólna walkę i wzajemne wsparcie na trasie.
Amen.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |