2014-08-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dwa lata strzeliły z bata. (czytano: 2265 razy)
Pod koniec lipca minęły dwa lata gdy założyłem chińskie tenisówki i poszedłem biegać. Pamiętam, że zanosiło się na burzę. Pamiętam jak ambitnie walczyłem by nie przestać biec. Zdaje się, że zdołałem przetrwać kilometr. Później zaczął się spektakl na niebie, szczęśliwie daleko ode mnie. Gdzieś w połowie trasy musiałem przebiec pod chmurą, która choć wąska (pewnie ze 200 m) ciągnęła się od jednego do drugiej strony horyzontu. Szczęśliwie piorun mnie nie trafił, a deszcz i burza dotarły nad wioskę tuż po moim powrocie do domu.
Od tego czasu zaprzyjaźniłem się z pętlą polnych dróg wiodącą ze wsi. Zapoznałem się z jej kilometrażem, co ciekawsze mój organizm nauczył się czuć przebiegnięty dystans i podświadomie daje mi znać, że za chwilę minę kolejny kilometr. Gdy pętla, która liczy sobie 4,1 km zaczynała mnie nudzić szukałem czegoś nowego, czegoś w bok, wokół. Leśnych możliwości mam sporo. Zdarzało się pobiec do wsi, w których normalnie nie bywam, zwiedzić nieznane zakamarki lasu, zabłądzić w nim, źle skręcić i wylądować cały kawał od domu, robiąc w ten sposób nieplanowane 20 km.
Ostatnio czytałem blogowy wpis mego znajomego. Rozwodził się nad pytaniem, które czasem słyszy "co dało mi bieganie". Wywód długi, stwierdzał same pozytywy, wspaniałości. Wszystko co jest "naj". Wyczytałem nawet, że bieganie uporządkowało mu życie. Cóż. Byłem w jego domu parę razy, spędziłem z jego rodziną pewnie kilkanaście dni i jakoś z jego strony tego uporządkowania nie zauważyłem. Mam wrażenie chaosu, olewactwa i bylejakości w sporym kawałku prozaicznej codzienności. Stwierdziłbym najwyżej, że bieganie uporządkowało mu bieganie. Czy życie? Tak, ale wyłącznie przy założeniu, że życie to bieganie (bo do takiego wniosku można pewnie dojść).
Zastanawiam się czy po dwóch latach mogę rozważać co dało i daje mi bieganie. Czy to ma sens? Pewien jestem paru rzeczy. Nie jestem wspaniały, nie jestem dobry (tak ogólnie, nie tylko biegowo). Staram się myśleć nie tylko o sobie, a tym samym staram się, by bieganie nie pokiereszowało mi życia rodzinnego. Bo oczywiście chciałoby się więcej, częściej, wszystko po to by szybciej, lepiej i dalej. Tylko co z tego będę miał, jeśli zaniedbam rodzinę? Niewiele.
Dlatego biegam cztery razy w tygodniu, za każdym razem w okolicach 90 minut. I chyba jest to granica za którą, nie ma sensu wychodzić, bo choć nie gustuję w robieniu porządków, w pracach domowych to wiem, że zwiększenie częstotliwości biegania negatywnie wpłynie na dom i rodzinę.
Co dało mi bieganie? Mniej o jakieś 12 kg na wadze i 18 cm w brzuchu. Kilka poznanych osób (bo zbyt towarzyski chyba nie jestem). 2.434 km w nogach. Dwa półmaratony, kilka dziesiątek, parę piątek i krótszych dystansów. Maraton nadal czeka. Przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że maraton wymaga poświęceń, a ja, jako rozsądny facet nie będę nadwyrężał rodziny. Pewnie tak, choć wiem, że jeśli podejmę maratońską decyzję to postaram się do niego solidnie przygotować, bo uważam, że nie sztuką jest przebiec maraton, sztuką jest zrobić to na w miarę przyzwoitym poziomie. Ale te solidne przygotowania nie będą za wszelką cenę.
I nadal dopada mnie leń, nadal ciężko mi usystematyzować kawał życia i wpienia mnie, gdy - tak jak teraz - problemy zdrowotne nie pozwalają mi wyjść pobiegać.
A miałem ambitny plan. W drugą rocznicę wyjść i przebiec trasę, którą zaczynałem przygodę. Wyjść i sprawdzić ile minut zdołałem przez ten czas urwać. Ból łydki nie pozwolił.
Wychodzi na to, że wyszły z tego rozważania o tym, co dało mi bieganie. I kawał samozachwytu również. To oznacza jedno. Trzeba:
- iść do kuchni i zrobić obiad,
- stanąć do samotnych zawodów "ironman", takich przy desce, z żelazkiem,
- wieczorem pobiegać i sprawdzić czy łydka nadal boli. Od 21 lipca biegałem tylko raz.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu (2014-08-04,14:12): podpisuję się pod tym rękami i nogami. Nie żyję by biegać ani nie biegam by żyć. Bieganie to tylko część moich zajęć. A mój maraton warszawski też nie będzie taki jak sobie wymarzyłem, bo plan treningowy utknął w czasoprzestrzeni. Ale mimo to polecę, bo w przyszłym roku już może się nie udać. Świetny wpis i fajna fota. Pozdrawiam sojer (2014-08-04,14:38): Święte słowa, bieganie to tylko część naszych zajęć i najważniejsze umieć nie wyjść na trening gdy są ku temu powody. pas72 (2014-08-05,22:54): Nie oceniaj co dla tego człowieka jest sukcesem. Człowiek nawet gdyby chciał, to nie jest w stanie przekazać ciężaru swojej golgoty, a tym bardziej komuś takiemu jak ty, który wiesz lepiej. sojer (2014-08-06,21:52): pas72 zapędziłeś się w kozi róg. Piszesz bym nie oceniał, a sam mnie oceniasz :) pas72 (2014-08-06,23:59): Ja wskazuję, co robisz - tu nie ma cienia interpretacji, więc nie można mówić o ocenianiu.
To co napisałeś jest normalne - ja tylko pozwalam sobie sprzeciwić się obowiązującej normie osądzania ludzi po pozorach.
|