2014-06-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| II Półmaraton Wyspy Sobieszewskiej, czyli jak wystartowałem tam... przez przypadek ;) (czytano: 352 razy)
![](sylwetki/foto_blog/2014/z40743_1.jpg)
Z tym biegiem to wyszła trochę śmieszna historia. Ja tak naprawdę w Sobieszewie nie chciałem biec i wystartowałem tam całkowicie… przez przypadek. W wyniku rozkojarzenia, zamiast opłacić półmaraton w Żarnowcu – który odbywał się dzień później – opłaciłem właśnie Sobieszewo. Przelew jednak poszedł, więc nie było wyjścia – trzeba było startować. Ale już po wszystkim wcale nie żałowałem mego roztrzepania.
Wiedząc doskonale, czego się spodziewać – rok temu biegłem tutaj z Jankiem i wtedy zaskoczył nas bardzo wymagający, bo leśno-przełajowy profil trasy – i mając w uwadze start w Żarnowcu, postanowiłem pobiec bardzo spokojnie. Nastawiłem się więc na czas 1:55, bo wstydu on mi nie przynosił, a jednocześnie wymuszał ode mnie trochę więcej wysiłku niż na treningach. I plan swój spokojnie realizowałem... do połowy dystansu. Czas z półmetka pokazał 55:30, więc gdy dotarło do mnie, że może miło byłoby zmieścić się w 1:50, od razu włączył mi się wyższy bieg – i to tak konkretnie, że ostatecznie skończyło się na… 1:47:20. Czyli wyszło jak zwykle. Nóżki bolały, bo trasa była wymagająca, ale biegło mi się naprawdę rewelacyjnie – na pewno znacznie lepiej niż rok temu – a czas zleciał wyjątkowo błyskawicznie, jak chyba nigdy dotąd, bo zanim się nie obejrzałem, a już zaczynałem drugą część biegu. I to właśnie lubię ;). Za rok w Sobieszewie pojawię się znowu – tym razem w wyniku świadomego działania ;).
A jutro – jak już wspominałem – czeka mnie... kolejny półmaraton, tym razem II Półmaraton Żarnowiecki. Zamierzenia? Może lepiej nic nie prognozować – będzie co będzie. Może znów wyjdzie jak zwykle? ;)
P.S. Rok temu organizatorom dostało się mocno od uczestników za słabą – a nie brakowało głosów, że wręcz beznadziejną – organizację, choć ja tam akurat nie miałem do nikogo większych zastrzeżeń. Nie ulega jednak wątpliwości, że w porównaniu z zeszłym rokiem, teraz dało się zauważyć kolosalną różnicę w organizacji na wielki plus. Serdeczność, sprawność w działaniu, chęć pokazania się z jak najlepszej strony, a także szczegóły, które nie musiały mieć miejsca, a które jednak mile zaskakiwały, oraz wiele innych czynników – to wszystko złożyło się na profesjonalnie zorganizowaną imprezę. Uprzedzając trochę fakty – to już Żarnowiec wypadł jednak troszkę gorzej (ale tylko troszkę, bo też było super) od Sobieszewa, a przecież rok temu to właśnie tam sypały się same pochwalne peany i organizatorom biegu w Sobieszewie kazano wziąć przykład z Żarnowca. Widać, że chyba wzięli. Wielkie brawa dla ekipy z Sobieszowa!
P.S 2. To mój już 150 oficjalny start w zawodach, przynajmniej według moich – myślę, że w miarę dokładnych – obliczeń, bo coś jednak mogło mi w międzyczasie umknąć.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |